niedziela, 16 września 2018

Listy do Duszki. Ewa Formella

TYTUŁListy do Duszki
AUTOR: Ewa Formella
WYDAWNICTWO: Replika
GATUNEK: biografia/pamiętnik
STRON: 300
DATA PREMIERY: 1 kwietnia 2018
SERIASzkatułka wspomnień

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



To moje pierwsze spotkanie z autorką i od razu bardzo udane.
Po książkę sięgnęłam po przeczytaniu opisu : "Wolne Miasto Gdańsk, lata 1937-1938". Mnie to wystarczyło. Uwielbiam czytać o dwudziestoleciu międzywojennym, ale też o drugiej wojnie światowej. Tu miałam takie dwa w jednym. Bo i okres przedwojenny był, jak i wojenny. I czasy współczesne też. 

Czy miłość córki polskiej szwaczki i syna niemieckiego lekarza mieszkających w Wolnym Mieście Gdańsku w 1938 roku ma szansę przetrwać? Czy wybór, którego dokonujemy jest zawsze słuszny? Czy odkrywanie tajemnic po wielu latach ma sens?

Książka, która mnie zauroczyła. I to z kilku powodów.

Lubię kiedy akcja dzieje się dwutorowo: kiedyś i współcześnie. Tu mamy kilka okresów, w których poznajemy bohaterów. Nie przeszkadzały mi przeskoki w czasie. Płynnie przechodziłam z jednych czasów do drugich.

Książki, które pokazują tajemnice rodzinne i ich odkrywanie zawsze wprawiają mnie w zadumę. Bo się zastanawiam: czy warto? Czy nie lepiej zostawić wszystko tak jak jest? Czy starzy ludzie, którzy przeżyli już całe swoje życie zechcą poznać inną prawdę niż tą, którą znali dotychczas? Mnóstwo pytań, a to lubię.

Uwielbiam kiedy w czytanej przeze mnie lekturze odkrywam wątek edukacyjny. Tutaj autorka pięknie ukazała Gdańsk. Jego historię, mieszkańców i wpływ zmieniających się czasów. Czasami miałam wrażenie, że spaceruję wraz z bohaterami uliczkami Gdańska. Widziałam to oczami wyobraźni. I to jest duży plus dla tej książki. Sprawnie i ciekawie wpleciona historia miasta w historię dwojga zakochanych.

Pokazanie wielkiej miłości na kartach książki, niestety, nie każdemu autorowi wychodzi. Często, przynajmniej u mnie, budzi zażenowanie. Tutaj Pani Ewa tak przemyślanie wplotła ją w zawiłe wątki polsko-niemiecko-żydowskie, że czytałam z zapartym tchem. I po raz kolejny moje stwierdzenie "bycie dobrym człowiekiem nie zależy od narodowości" znalazło odzwierciedlenie w książce. I starałam się zrozumieć bohaterów tej powieści, nie mnie oceniać wybory w czasach tak okrutnych.

Znalazłam tylko jedną wadę. Ta powieść za szybko się skończyła. Mnie tak dobrze się czytało.

I jeszcze kilka słów. 
Już na samym początku, zanim poznamy historię Stefanii i Henricha, autorka mówi nam, że jest to książka na faktach. Ta historia zdarzyła się naprawdę. Jednak, z wielu powodów, musiała zmienić imiona bohaterów.

A na koniec przeczytałam super wiadomość: "To pierwsza (z czterech), które postanowiłam napisać na podstawie wspomnień moich cudownych podopiecznych". Czyli będą kolejne książki. Będą wypatrywać.

Polecam szczerze.

2 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję :) Słowa ciepłej pochwały są dla mnie jak miód, który uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń