TYTUŁ: O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz.
AUTOR: Jeremy Dronfield
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
GATUNEK: literatura faktu, wspomnienia
LICZBA STRON: 432
DATA PREMIERY: 9 grudnia 2019
Zdjęcie autorksie Iza w labiryncie książek |
Dziś o książce, która wzbudziła we mnie sporo emocji. Bardzo różnych wrażeń.
Zacznę od tego, co wzbudziło we mnie negatywne uczucia.
Okładka, moim zdaniem, wprowadza w błąd. Nie pasuje do treści. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Może zbyt cukierkowa?
Tytuł, jak dla mnie, ckliwy i niepasujący do całej tej historii. I za długi. Może lepszy byłby: Więzi rodzinne? Ale to tylko moje luźne sugestie, które nasuwają mi się po lekturze.
Porównanie na okładce do innych książek takich jak Tatuażysta z Auschwitz i Chłopiec w pasiastej piżamie, to zupełna pomyłka. Czytałam obie wymienione i uważam, że robią one wiele złego w tematyce obozowej. I kompletnie nie pasują do tej.
W przedmowie autor, który jest pisarzem i historykiem, przedstawia historię powstania książki. O wywiadach z Ocaleńcami, lekturą dziennika Gustawa oraz innych wspomnień osób, które przeżyły obozy koncentracyjne. Oraz mnóstwo innych dokumentów z opisywanych czasów.
Słowo wstępne Kurta Kleinmanna, brata i syna uwięzionych, daje do myślenia. Tak jak podziękowania dla autora.
I polecam zwrócić uwagę na przypisy. Niesamowite źródło informacji.
A sama fabuła podzielona jest na części: Wiedeń, Buchenwald, Auschwitz, Przetrwanie.
Po tytułach części już widać jaką drogę przebyli Kleinmannowie. Od rodzinnego Wiednia, poprzez trudne do wyobrażenia sobie obozy koncentracyjne aż po wyzwolenie i życie na wolności. Opisy głodu, zimna, tęsknoty i wszechobecnej śmierci bardzo sugestywnie przemawiające do wrażliwości czytelnika.
Autor bardzo dobrze oddaje klimat lat 30 XX wieku w Austrii.
Napiszę wprost: jak na osobę, która nie przeżyła tego koszmaru jaki zgotowali Niemcy Europie w XX wieku, to autor bardzo dobrze przedstawił realia opisywanych czasów.
Do mnie najbardziej przemówiła dbałość o szczegóły opisywanych zdarzeń, jak i wrażliwość pisarza.
Taki niewielki przykład:
W wielu książkach spotkałam się z opisami dymu, który towarzyszył więźniom w Auschwitz, ale dopiero w tej autor zwrócił uwagę na zapachy w Kanadzie. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że Kanadą nazywano miejsce w Auschwitz, gdzie przechowywano rzeczy zrabowane przywiezionym Żydom. I tutaj, podczas czytania, nasunęło mi się porównanie, że obóz w Auschwitz to był jak wieża Babel: mnóstwo ludzi o różnych językach, o różnej narodowości, poglądach i ... różnych zapachach.
I po raz kolejny przekonałam się, że bycie dobrym człowiekiem nie zależy od narodowości. Bo nie każdy Niemiec jest zły, a każdy Polak dobry.
Podczas czytania przekonałam się, że autor oprócz dzienników Gustawa przeczytał bardzo dużo innych materiałów związanych z opisywanymi wydarzeniami. Wplata w fabułę mnóstwo faktów, nazwisk, miejsc i dat. Wystarczy spojrzeć na przypisy. Wiele tłumaczy, wyjaśnia i dopowiada. Czytałam z zainteresowaniem.
Podsumowując: niewiarygodna historia ojca i syna, która została opowiedziana z dużą wrażliwością i dbałością o szczegóły. I z marketingiem, który zawiódł na całej linii.
Historia rodziny, która jest symbolem całego pokolenia ówczesnych czasów. Pokolenia porwanego na strzępy i rozrzuconego po całym świecie. Prawdziwa historia.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz