Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek
To moje
pierwsze spotkanie z autorem. Mam świadomość, że Nowak napisał już wiele
pozycji, ale ta zainteresowała mnie szczególnie. Pierwszy raz spotkałam się w
literaturze z osobą doktora Józefa Bellerta, choć tematykę drugowojenną zgłębiam
od lat. I to mnie bardzo zastanowiło i zaciekawiło jednocześnie. I do tego
podtytuł na okładce:
Prawdziwa historia Józefa Bellerta, który zorganizował szpital
dla prawie 5 000 osób w największym obozie zagłady świata.
Kim był ten
Bellert?
Doktor Józef
Bellert był polskim lekarzem i żołnierzem. Piątego lutego 1945 roku przyjechał
do byłego obozu koncentracyjnego w Auschwitz wraz z grupą pracowników medycznych,
aby ratować tych, którzy zostali zostawieni w obozie, bo nie mieli sił, by iść
w marszu śmierci. Bellert wraz z ze swoją załogą przebywali tam do 1 października
1945 roku.
Na tym fragmencie
życia skupił się autor. Choć wspomina cały życiorys lekarza, to robi to bardzo
oględnie. Dla mnie ewidentnie chciał podkreślić właśnie tę część życia doktora.
I to, czego dokonał.
No właśnie, a
czego dokonał? Przebywając w byłym obozie ponad 9 miesięcy uratował życie ponad
90% byłych więźniów. Piękny wynik, zważywszy, w jakich warunkach przyszło mu
pracować i z jakiego rodzaju chorymi. I na tym skupił się Pan Szymon. Warunki
były gorzej niż złe: brak wody, zaplecza sanitarnego, jedzenia, leków, ludzi do
zajmowania się chorymi. Zespół Bellerta liczył niecałe 40 osób, które na
ochotnika przyjechało z doktorem do Auschwitz. Podkreślam: 40 osób personelu do
zajmowania się 4800 chorymi. I do tego trzeba jasno napisać: był to bardzo
specyficzny rodzaj pacjentów, a lekarze nie mieli doświadczenia w leczeniu tak
zagłodzonych osób. Byli więźniowie najczęściej bali się ludzi w białych
fartuchach, którzy kojarzyli się im z nazistowskimi lekarzami. Nie mieli siły
chodzić i marzyli o jedzeniu. I trudno było im wyjaśnić, że nie mogą od razu
wrócić do normalnego żywienia.
Autor bardzo
realnie nakreślił sytuację w obozie w 1945 roku. Wiele fragmentów czytałam ze
ściśniętym gardłem. Zdjęcia w książce też zrobiły swoje. I cały czas zastanawiałam
się, dlaczego nigdy wcześniej nie czytałam o tym lekarzu? No, sami pomyślcie:
sam już nie najmłodszy (w 1945 roku skończył 58 lat, a też doświadczył
wojny), zebrał grupę ochotników, pracował w skrajnie trudnych warunkach, bez
doświadczenia w zajmowaniu się zagłodzonymi ludźmi i uratował ich ponad 90
procent.
Książka ta, w
moim odczuciu, jest hołdem oddanym doktorowi Bellertowi i jego zespołowi. Autorowi
należą się gratulacje. Wykonał dużo pracy i dotarł do wielu źródeł.
Ale żeby nie
było, że wszystko było w tej książce idealne, to dołożę łyżkę dziegciu do tej
beczki miodu. Dla mnie ta książka to dopiero pretekst do napisania wyczerpującej biografii
tego niezwykłego lekarza. Niektóre fragmenty życia potraktowane po macoszemu,
niektóre tylko wspomniane. Trochę nierówno skupił autor uwagę na poszczególne
fragmenty życia. A może było takie założenie Nowaka:, aby uwypuklić ten okres w
życiu doktora?
Niemniej
chętnie bym dokładniej przyjrzała się życiorysowi Bellerta.
Książkę
polecam. Piękny hołd oddany niezwykłemu doktorowi Józefowi Bellertowi, jego
współpracownikom i więźniom byłego obozu w Auschwitz.
Trzeba
pamiętać! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz