poniedziałek, 8 maja 2017

Zanim. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

TYTUŁZanim
AUTOR: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo MG
GATUNEK: powieść polska
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Przedstawiam Wam kolejną książkę o mojej idolce: Marii Skłodowskiej-Curie. Ale jakże to zupełnie inna pozycja o naszej noblistce. I jednocześnie jest to moje pierwsze spotkanie z autorką.

Wszystkie lektury o Marii, które do tej pory czytałam skupiały się na francuskim etapie życia Skłodowskiej. No bo noblistka, kobieta naukowiec, pierwsza kobieta na Sorbonie, przyjaciółka Einsteina. Odnoszę wrażenie, że osoba Wielkiej Polki została wyniesiona na piedestały i pozbawiona cech "ludzkich".

Pani autorka przedstawiła nam w swojej książce okres z życia Marii ZANIM ta pojechała do Paryża. ZANIM stała się panią profesor. ZANIM zdobyła nagrodę Nobla. Czyli czas kiedy była guwernantką w dworze Juliusza Żórawskiego w Szczukach. 

Pannę Skłodowską poznajemy zimą 1886. Przyjeżdża do dworu zarządcy hrabiowskich dóbr. Rodzina Żórawskich przyjmuję skromną warszawiankę z otwartymi ramionami. Maria ma 18 lat. Marzy o studiach w Paryżu. Na terenie zaboru rosyjskiego nie może studiować. Jest pracowitą córką pochodzącą z ubogiej rodziny nauczycielskiej. Musi sobie radzić. I wraz ze siostrą Bronia knują plan. Bronia pojedzie do Paryża studiować, a Maria będzie pracować w kraju i przesyłać siostrze pieniądze. A gdy Bronia skończy studia, to zaprosi Marię na francuską uczelnię. I panna Mania, jak o niej mówią najbliżsi, podejmuję się uczyć dzieci Żórawskich.
Nauka dzieci nie sprawia jej żadnych trudności. A daje mnóstwo satysfakcji. Wieczory spędza nad książkami i zadaniami matematycznymi, które śle jej ojciec z Warszawy. Dni płyną spokojnie i ... nudno. W pewien letni wieczór wymyśla, że skoro nie wraca do rodziny na wakacje, to będzie uczyć wiejskie dzieci. I dopina swego. A tymczasem do dworu jaśnie państwa przyjeżdża na wakacje syn, Kazimierz Żórawski. Młody, elegancki mężczyzna, który jest raptem rok starszy. I studiuję matematykę. I cóż więcej trzeba: młodzi, piękni, o podobnych zainteresowaniach naukowych wśród romantycznych wiejskich krajobrazów? Wybucha między nimi uczucie...
Uczucie skazane na porażkę.
No bo jak to: "Żeby syn zarządcy hrabiowskich dóbr, udziałowca w cukrowni i szlachcica herbowego prosił o rękę guwernantkę."

Po kilku latach zwodzenia przez Kazimierza, Maria wyjeżdża do Paryża. Załamana, z pękniętym serem rzuca się w wir nauki...

O jak mnie ten Kazimierz wkurzył! O jak bardzo! Już nie pamiętam, kiedy jakiś bohater powieści mnie tak z równowagi wyprowadził!
Że się zakochał w Marii, ok.
Że chciał ją poślubić, ok.
Że się podporządkował woli rodziców, którzy zagrozili zakończeniem finansowania studiów w przypadku ślubu z Marią, ok.
A dlaczego zwodził tę biedną dziewczynę tyle lat, aby na koniec powiedzieć jej, że nie może zostać jego żoną, a co najwyżej kochanką? Och! Jak ja mu miałam ochotę wygarnąć!

Historia Marii z jej czasu wiejskiej guwernantki bardzo mnie poruszyła. Zawsze myślałam o mojej idolce jak o kobiecie, która odniosła w życiu wielki sukces i była niezłomna w dążeniu do celu. A Pani Katarzyna pokazała mi kobietę zakochaną, nieznoszącą nudy, pracowitą i chcącą uczyć wiejskie dzieci PO POLSKU. A to przecież zabór rosyjski był i nauka w języku polskim była zakazana. Czyli co? Maria buntowniczka?

Kiedy czytałam tę powieść stawały mi obrazy z filmu "Noce i dnie". Tak w moim odczuciu podobny klimat: bawiący się jaśnie państwo, ciężko pracujący w polu chłopi, wielkie miłości, wiejskie romanse, osobiste krawcowe, konwenanse i uprzedzenia.  Podobny okres w historii, podobne podejście do wielu spraw.

Jednak to, co mnie najbardziej zauroczyło w tej powieści to język i styl pisania. Cały czas gdzieś po głowie mnie kołatało się takie określenie: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak używa słów niczym malarz farby. I kreśli tymi swoimi pięknymi zdaniami niesamowite obrazy polskiej wsi pod rosyjskim nadzorem. I nie chodzi mi tylko o opisy krajobrazów, ale też o przedstawianie sytuacji i sposobów myślenia społeczeństwa polskiego.
Pięknie zbudowane zdania, kwiecisty język, cudne porównania i świetnie zbudowany klimat końca XIX wieku. Wspaniale pokazana idea pozytywizmu i pracy u podstaw. Jakie to Maria wzbudzała emocje w tym wiejskim "grajdołku": nosiła krótkie włosy, niezbyt chętnie uczestniczyła w balach, nie stroiła się, interesowały ja nauki ścisłe, chciała uczyć wiejskie dzieci, jeździła konno. Toż to szok, jak na tamte czasy. No bo przecież kobieta miała być ozdoba męża i perfekcyjnie zarządzać domem. A, i rodzić dziedziców. A tu taka jakaś warszawianka wprowadza zamęt...

I na koniec cytat: 

"Czasami święty spokój wart jest więcej niż święta racja (...)"

Cudowna książka. Polecam

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz