TYTUŁ: Apartament w Paryżu
AUTOR: Guillaume Musso
WYDAWNICTWO: Albatros
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 400
Data premiery: sierpień 2018
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie ksiażek |
Dziś nie będzie obiektywnie.
Jestem fanką Pana Musso.
Przeczytałam wszystkie Jego książki wydane w Polsce.
Jedne mnie bardzo zachwyciły, a inne mniej.
Byłam bardzo ciekawa tej książki...
I co dostałam?
Oj, nie tego się spodziewałam...
Fabuła wydaje się ciekawa. Ona, była policjantka, wyjeżdża do Paryża, żeby odpocząć.
On, młody pisarz, przylatuje do stolicy Francji, aby napisać nową sztukę.
Zadziwiający los powoduje, że wynajmują ten sam apartament.
Ale nie jest to zwykły pokój, bo jest to mieszkanie znanego artysty Seana Lorenza. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że słynny malarz już nie żyje, a jego ostatnie trzy obrazy zaginęły.
Pomimo różnicy charakterów i temperamentów ta niezwykła para zwiera szyki i zaczyna poszukiwania obrazów. Ale nie tylko dzieł Lorenza...
Tyle o fabule...
W tej powieści przeplata się kilka ciekawych wątków.
Jednym z nich jest Sztuka przez duże S. Z zainteresowaniem czytałam o tworzeniu obrazów, o rodzaju farb czy o roli światła. Autor nie przygniótł mnie ilością informacji, a jedynie wzbudził ciekawość. Często podczas czytania zaglądałam do sieci, aby sprawdzić różne informacje. A to lubię: wątek o zabarwieniu edukacyjnym.
Dla mnie, jako matki, ciekawym tematem było macierzyństwo, a właściwie bardzo dużo chęć posiadania dziecka. Z jedne strony utrata potomka, a z drugiej niemożność zajścia w ciążę. Przemyślenia Madeline czytałam ze smutkiem. W ogóle, to unikam książek, w których dzieje się krzywda dzieciom. Tu czytałam z pewnym przygnębieniem pomieszanym z refleksją.
W powieści pojawiają się też motywy kryminalne. Zaginione obrazy i ich poszukiwania. Ale i badanie okoliczności zmarłego, ponoć, dziecka. Ponoć, bo ciało nie zostało nigdy nie odnalezione.
Moją uwagę zwrócił też wątek wspomnieniowy. Doskonale pamiętam okres opisywany przez autora. Ciekawie było powspominać ostatnią dekadę XX wieku. Kiedy telefony komórkowe dopiero rozpoczynały karierę, a sieć dopiero się rozrastała na cały świat.
Tylko jedna rzecz mnie zasmuciła. To, jak Musso opisywał Paryż. Jako miasto brudne, zatłoczone i pełne złodziejaszków. Zburzył moją wizję miasta, o którym marzę od dawna: jako romantycznego, pełnego kwiatów i kafejek. Chyba będę musiała przekonać się sama...
A zakończenie? PETARDA! Obstawiałam wiele zakończeń, ale takiego się nie spodziewałam. Zaskakujące bardzo!
Podsumowując. Jest wątek edukacyjny o sztuce, ciekawe elementy społeczne o macierzyństwie, motywy kryminalne, trochę wspomnień i zadziwiające zakończenie. Cudowna mieszanka!
Czyli? Jednym słowem polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz