czwartek, 30 czerwca 2022

Katharsis. Maciej Siembieda

 

TYTUŁ: Katharsis
AUTOR: Maciej Siembieda
WYDAWNICTWO: Agora
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 576
DATA PREMIERY: 18 maja 2022


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Właśnie skończyłam czytać i na razie tak mogę opisać swoje wrażenia: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

Wrócę do pisania, kiedy ochłonę i pozbieram myśli.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Po kilku dniach....

A w zasadzie po kilkunastu...

Pan Maciej należy do moich ulubionych współczesnych pisarzy. Przeczytałam wszystkie Jego książki, oprócz zbioru reportaży. Sięgając po tę wiedziałam czego się mam spodziewać. Ale to, co dostałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. 

Nie będę streszczać powieści, bo sama tego w czytanych opiniach nie lubię. Spróbuję zachęcić Cię na swój sposób.
Sama historia rodziny Tosidowskich jest wymyślona, ale już całe tło społeczne, historyczne i obyczajowe jest jak najbardziej prawdziwe. Dzieje greckiej rodziny wplecione w powojenną rzeczywistość dają niesamowity obraz Polski. Fabuła, która miażdży czytelnika zakończeniem plus fakty historyczne rewelacyjnie wplecione w opowieść powodują, że po zakończonej lekturze czytelnik zostaje z otwartą buzią ze zdziwienia.
Kwestie historyczne przedstawione są w sposób prosty i ciekawy. Myślę, że większość czytelników nie ma pojęcia o takich wydarzeniach jak: działalność kopalni rudy uranu w Kletnie czy przybycie statkiem-szpitalem Kościuszko ponad 700 greckich uchodźców. Jak i jeszcze o wielu innych faktach. Kłaniam się nisko za ciekawą lekcję historii.
Fabuła jest poprowadzona w sposób taki, że ciężko się oderwać. Autor snuje historie swoich bohaterów niespiesznie, powoli uchyla skrywane tajemnice i rozjaśnia niedopowiedzenia. Aby na koniec wszystko zgrabnie spiąć zaskakującym zakończeniem. I to powoduje, że chce się wiedzieć więcej i więcej, aż trudno przestać czytać. Moja ciekawość była rozpalona do czerwoności. 
Dla mnie ważną częścią twórczości Pana Macieja jest sposób przedstawiania opowieści. Widać, a przynajmniej ja to czuję, wieloletnie doświadczenie reporterskie i bogate doświadczenie literackie. Piękny język dopracowany w każdym zdaniu, precyzyjna dbałość o szczegóły, świetne porównania, dyskretne poczucie humoru okraszone ironią bądź sarkazmem i do tego fenomenalne połączenie faktów z fikcją. Ja czuję się rozpieszczona.

Czy jak napiszę, że ta powieść ma szansę zostać moją Książką Roku, to będzie wystarczająca rekomendacja?

Polecam!

PS Zdjęcie jest nawiązaniem to pewnej sceny z książki i mruknięciem z uśmiechem do autora. I, mam nadzieję, zachętą do sięgnięcia po lekturę w celu odnalezienia i wyjaśnienia sceny z fotki.



                   Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora.

wtorek, 21 czerwca 2022

Enigma. Liczba wszystkich liczb. Krzysztof Koziołek {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

 

TYTUŁEnigma. Liczba wszystkich liczb
AUTOR: Krzysztof Koziołek
WYDAWNICTWO: Manufaktura Tekstów
GATUNEK: sensacja w stylu retro
STRON: 629
Data premiery: 23 czerwca 2022



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Krzysztof Koziołek należy do grona moich ulubionych pisarzy. Bez zastanowienia biorę Jego kolejną książkę. I tak było tym razem. I do tego jeszcze Autor poruszył fascynującą tematykę: kulisy złamania szyfru Enigmy, tajnej maszyny niemieckiej, który podobno była nie do pokonania. A Polakom się udało.

Książka ta, podobnie jak większość poprzednich Pana Krzysztofa, zachwyciła mnie na wielu obszarach.

Niezmiennie uwielbiam przygotowanie Autora do opisywanego tematu. Umieszczenie akcji w określonym przedziale czasowym, w moim przekonaniu, wymaga oddania ducha epoki i okraszenia opisywanych wydarzeń szczegółami. Uwielbiam czytać przeróżne literackie smaczki, które pozwalają oczami wyobraźni zobaczyć opisywaną fabułę. Ja kocham okres dwudziestolecia międzywojennego z jego blaskami i cieniami. I tu go dostałam w pięknym wydaniu.

Rewelacyjna lekcja historii w wykonaniu Pana Koziołka umiejętnie wpleciona w akcję zachwyca nie pierwszy raz. Uważny czytelnik wyłowi z tekstu wiele ciekawostek i informacji, których w szkole z pewnością nie uświadczy. I zrobione to jest tak sprytnie, że człowiek nawet się nie zorientuje, że się edukuje. Brawa!

Fabuła poprowadzona jest w sposób, który nie pozwoli odłożyć czytającemu książkę nawet na moment. Uprzedzam, bo jednego wieczoru u mnie nie było kolacji, bo MUSIAŁAM doczytać co dalej będzie się działo. Chociaż od samego początku wiemy, że to Polacy (Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski) złamią szyfr Enigmy, to osiągnięcie tego sukcesu, nie było łatwą sprawą i, wbrew pozorom, zajęło matematykom ogrom czasu. A i okoliczności, nazwijmy je towarzyszące temu odkryciu, nie były sprzyjające.
Nie chcę opisywać dokładniej fabuły, gdyż powolne jej odkrywanie dostarcza czytelnikowi wiele emocji. Dodam tylko, że bardzo różnych emocji. Niestety, mnie się trafiła jedna drzazga, która uwierała podczas czytania. A była nią osoba Edmunda Lorenca. No, nie polubiłam gościa. Na jego niekorzyść przemawia choćby stosunek do żony. A także pewne zachowania, nazwijmy je oględnie, nieprzystające mężowi i pracownikowi wywiadu. Jeśli akurat nie prowadzi czynności wywiadowczych oczywiście… Ale to moje bardzo subiektywne odczucie, bo nie lubię pewnych scen w powieściach.

I na koniec dodam tylko, że jeśli ktoś ma wątpliwości czy sprawy natury technicznej dotyczące samej Enigmy są zrozumiałe, to zapewniam, że pisarz dokonał przekładu z technicznego języka na potoczny i wyszło mu to doskonale. Czyta się ze zrozumieniem.

I gdybym napisała na początku, że w powieści spotkamy członków wywiadów, kontrwywiadów, szpiegów, matematyków, piękne kobiety, kryptografów, członków Abwehry i Biura Szyfrów, studentów oraz kryptologów, to mógłbyś pomyśleć, że szykuje się niezłe poplątanie z pomieszaniem. Ale nic z tego! Wszystko, wraz z przerzucanymi kartkami, układa się niczym puzzle. Idealnie dopasowane puzzle.

Podsumowując: Enigma to sensacja w stylu retro z domieszką edukacyjną okraszona rewelacyjnymi detalami z epoki, czyli rozrywka na najwyższym poziomie. Polecam.




Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Autora.

sobota, 18 czerwca 2022

Kot, który spadł z nieba. Takashi Hiraide

 

                                               TYTUŁ: Kot, który spadł z nieba
AUTOR: Takashi Hiraide
WYDAWNICTWO: WUJ
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 144
DATA PREMIERY: 7 listopada 2016
SERIA: Seria z Żurawiem



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Literatura japońska i do tego współczesna nie leży w kręgu moich zainteresowań.
Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że współczesna literatura japońska tak bardzo przypadnie mi do gustu, to bym w życiu nie uwierzyła. Dobrze czasem opuścić swoją strefę czytelniczego komfortu.

Tak pisałam przy poprzednich książkach japońskich współczesnych twórców: Yoko Ogawy i Genki Kawamury. I podobne wrażenia mam przy tej. Tak bardzo mi przypadła do gustu, że aż samej mi w to trudno uwierzyć.

Ta książka nie jest tylko do czytania. Ona jest do delektowania się każdym słowem. Do rozmyślań. Do zastanowienia się. Ku refleksji.

Tu nie ma pędzącej niczym Pendolino fabuły. To raczej podróż kolejką wąskotorową z pięknymi widokami za oknem.
Pewne japońskie małżeństwo mieszka i pracuje w wynajętym mieszkaniu w Tokio. Aż pewnego dnia odwiedza ich kotka sąsiadów, Chibi. Zwierzątko zagląda do nich, zwiedza dom i ogród. I cóż może być ciekawego w tej historii? Tak jak napisałam wcześniej: to nie jest książka tylko do czytania. Autor, snując nam historię przyjaźni ludzi i kotki wplata wiele refleksji i przemyśleń. Dla mnie były one bardzo ciekawe i skłaniające do wielu przemyśleń. Kultura i mentalność Japończyków różni się pod wieloma względami od podejścia do życia Europejczyków. Jak choćby w stosunku do zwierząt czy celebracji dnia codziennego. 
Godny odnotowania jest sposób napisania tej historii. Pięknym językiem, okraszonym poetyką i doprawiony zadumą. Z optyką na drobiazgi i małe cuda dnia codziennego.
Ta historia spodoba się czytelnikom, którzy lubią sobie porozmyślać nad czytanym tekstem, ale też tym, którzy kochają zwierzęta, i nie tylko koty.
Ta książka jest jak ciepły kocyk w listopadowy wieczór. Otuli, ukoi po całym dniu i skieruje myśli na tematy, o których w pędzie dnia codziennego nie ma czasu pomyśleć. Skłoni do refleksji, a może pozwoli zwolnić i przyjrzeć się pięknie otaczającego świata, którego urok tkwi w szczegółach. 

Polecam. 

To pisałam ja, która uważa, że: Dom bez kota to głupota.  😻

P.s. Do zdjęcia pozowała moja osobista kotka zwana MałąKotą. I mam jej zgodę na publikację wizerunku. 😎

niedziela, 5 czerwca 2022

Bieszczady. Adrian Markowski

 

TYTUŁ: Bieszczady 
AUTOR: Adrian Markowski
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: literatura faktu
STRON:238, 175
DATA PREMIERY: 6 maja 2021, 12 kwietnia 2022



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Początek czerwca oznacza dla mnie zbliżający się urlop w Bieszczadach. Kocham ten rejon i jeżdżę tam, tak często, jak tylko mogę. Dlatego też, aby umilić sobie czas oczekiwania na wyjazd sięgnęłam po te książki. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Markowskiego, ale nie pierwsze książki o Bieszczadach. Ciekawa była, czy autor mnie zaskoczy.

Autor utwierdza mnie w przekonaniu, iż moje zdanie o górach jest trafne. A brzmi ono: że Bieszczady to nie tylko piękne widoki i zapora na Solinie. I tu pewnie narażę się wielu osobom, bo wielokrotnie słyszałam, że Solina to nie Bieszczady. Dla mnie jednak zapora na Solinie to taka symboliczna brama do Bieszczad. I nie każdy musi się z tym zgadzać.

Pan Markowski opowiada czytelnikowi o rzeczach nieoczywistych dla wielu osób. Pokazuje i zachęca do wielu działań i odwiedzin. Wiele turystów jadąc w Bieszczady nastawia się na chodzenie po szklakach po połoninach i zdobycie Tarnicy, najwyższego szczytu polskich Bieszczad. A autor mówi stop. To nie jedyne miejsca warte uwagi. Warto znać historię tych terenów. Dlaczego połonina nazywa się Caryńska? Dlaczego nie ma już wielu wsi? Jak wyglądało życie w odległych czasach? Co jadano, a co jada się na terenach nieprzyjaznych rolnictwu? Jak wygląda historia zapory. Jak historia odcisnęła swoje znamię na tych terenach. Jak współgrały ze sobą różne religie. Jak różni ludzie mieszkali na tych obszarach. Wielokulturowość pod wieloma postaciami. Można tak wymieniać bez końca.

Trudno określić czy to przewodnik czy reportaż. Dla mnie to gawęda, którą chciałbym. aby mi ktoś opowiedział przy bieszczadzkim ognisku. Napisane właśnie tak: lekko i ciekawie.

Czy autor mnie zaskoczył? Nie. Ale bardzo zaciekawił. Dał wiele powodów do rozmyślań. I do wyznaczenia nowych tras, które chcę odbyć w Bieszczadach. 
Ja ze swojej strony polecam tak jak autor, przyjrzeć się cmentarzom i kościołom, bez względu na wyznanie. Niesamowite miejsca z niezwykłą historią. Mówią więcej niż niejeden przewodnik. 

Polecam.