TYTUŁ: Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy
AUTOR: Olga Tokarczuk
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie
GATUNEK: Horror przyrodoleczniczy
Twórczość Pani Tokarczuk poznałam ponad 10 lat temu, zanim zrobiło się o Niej głośno i dostała Nobla. Przeczytałam kilka Jej książek i niezmiennie pozostawałam pod wrażeniem. Moja wyobraźnia i ciekawość ścigały się w drodze do tej książki.
Co może być ciekawego w sanatorium? To pierwsze pytanie, które mi się nasunęło, kiedy przeczytałam opis fabuły. Młody Mieczysław Wojnicz, student ze Lwowa, przybywa do sanatorium leczyć chorobę płuc. Jest rok 1913. Uzdrowisko Görbersdorf znane jest w Europie z leczenia chorób piersiowych i gardlanych, w tym gruźlicy. Powtórzę pytanie: cóż może być ciekawego w sanatorium? Ano może. Tokarczuk stworzyła klimat, który nie pozwala odłożyć książki. Panowie poddają się zabiegom, spożywają posiłki, spacerują i udają, że im się nie nudzi. Prowadzą różne dysputy na tematy wszelakie, wspominają, planują przyszłość zakładając skuteczność prowadzonych w sanatorium terapii.
Pensjonat dla Panów, jego mieszkańcy i otaczająca przyroda wraz z regionalnymi opowieściami są miejscem, w którym mogą zdarzyć się rzeczy, które trudno objąć rozumem.
Przyroda jest w książkach Noblistki bardzo ważna. Tak jest też tutaj. Nie mogę pisać nic więcej, by nie zepsuć frajdy z czytania. Natura jest jedną z bohaterek tej powieści.
Drugim są kobiety. I choć występują w samej fabule w ilościach znikomych, to za to w opowieściach kuracjuszy są stale obecne. Aż trudno uwierzyć, że niektóre poglądy wygłaszane w 1913 roku są aktualne do dziś. Polecam uwadze, ku przemyśleniu.
Trzecim bohaterem, choć w tle, jest klimat Sokołowska. Bo tak będzie nazywać się ta miejscowość po drugiej wojnie światowej. Niepewność, strach, niedopowiedzenia, niewyjaśnione wydarzenia, ciemny las, legendy i dawne historie. To wszystko tworzy nastój grozy i tajemnicy.
I na samym końcu jest Mieczyś, jak nazywają Wojncza rodzice. Jest przedstawicielem swojego pokolenia, sumą obaw i planów studentów oraz skutkiem lwowskiego wychowania.
I do tego wszystkiego cała historia opisana jest piękną polszczyzną, czasami skłaniającą do refleksji, a czasami do uśmiechu. Różnica zdań i poglądów, którą odczuwałam pomiędzy mną, czytelnikiem, a autorką kompletnie mi nie przeszkadzała, a wręcz zachęcała do wielu przemyśleń. Choć i tak w większości poglądy mamy zbieżne.
A, zapomniałabym o zakończeniu. Zaskakujące i nieoczywiste, otwarte, ciekawe i długo niedające o sobie zapomnieć. Czyli takie, jak lubię.
Jestem fanką autorki, więc nie jest obiektywna. Kto mi nie wierzy, niech przeczyta, a kto wierzy, to niech też przeczyta.
Polecam. Do powolnej degustacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz