TYTUŁ: Małe wielkie rzeczy
AUTOR: Jodi Picoult
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Prószyński i S-ka
GATUNEK: współczesna literatura obyczajowa
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek |
Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Jodi Picoult. Lubię tę pisarkę. Czytałam kilka jej książek. Moja NAJ tej autorki to "To co zostało". Byłam ciekawa czy ta ją zdetronizuje...
No niestety. Mój NR 1 pozostaje NR 1!
Już nie pamiętam kiedy jakaś książka wzbudziła we mnie tyle emocji. Były momenty, że z moich słów padały niecenzuralne słowa "ale k#rwa jak to?". Wiele razy. I kilka razy musiałam przystanąć, czyli łapałam tzw. "zawieszkę". Więc jeśli nie tolerujesz bluźnierstw, to nie czytaj dalej.
Jodi, tak jak i w innych swoich książkach, tak i w tej "poleciała schematem", czyli jest temat/sprawa/problem, który nie mają jedynie słusznego rozwiązania, są tragedie i problemy ludzkie oraz narracja poprowadzona na głosy bohaterów. Ale ja to akurat lubię i dla mnie jest to zaleta książek tej autorki.
W tej pozycji amerykańska powieściopisarka poruszyła temat rasizmu. Tak wszędzie można przeczytać. Jak dla mnie jest to temat jeden z wielu pokazanych w tej lekturze. Nim zajmę się na końcu. Opowiem Wam co mnie poruszyło i na co zwróciłam uwagę podczas czytania tego opasłego tomu ( ponad 600 stron).
Praca położnej. Ruth to czarnoskóra pielęgniarka z ponad dwudziestoletnim stażem pracująca w jednym ze szpitali. Jest samotną matką, wdową po amerykańskim żołnierzu. Wychowuje syna. Odkąd pamięta zawsze chciała być położną. I dopięła swego. Lubi swoją pracę, do swoich pacjentek podchodzi z empatią, do świeżo upieczonych tatusiów z wyrozumiałością, do dzieci z miłością. Zaangażowana, uśmiechnięta, pomocna, nie sprawiająca problemów. Aż do dnia kiedy spotyka Turka i Brit, którzy sobie nie życzą aby ich syna dotykała czarnoskóra pielęgniarka...
Praca adwokata z urzędu. Kennedy broni ludzi, ale tych, których nie stać na prywatnego adwokata. Pomaga wszystkim bez względu na zarzucany im czyn. I choć chce pomóc i Ruth, kobiety nie mogą się dogadać. Każda z nich ma swój sposób poprowadzenia sprawy. Podczas trwania procesu w pani adwokat dokonuje się przemiana. Następuje to po słowach oskarżonej i samym procesie. Interesująco przedstawiony temat.
Sam proces sądowy. W wielu książkach i filmach występuję ten sam problem. Sala sądowa zamienia się w teatr. I nie jest ważna Prawda. Istotne jest to, który prawnik się lepiej zaprezentuje, który świadek będzie bardziej przekonujący, kto na kogo znajdzie "haka". Mnie się robi smutno, kiedy czytam takie opisy procesów. Nie ma k#rwa sprawiedliwości na tym świecie, no nie ma!
Śmierć dziecka. Chłopczyk umiera zanim zaczyna życie na dobre. Każde z rodziców radzi sobie z żałobą inaczej. To te fragmenty nad którymi sama uroniłam łzy. Choć do Turka zapałałam nienawiścią od samego początku, to jako ojcu bardzo mu współczułam. Gdzie, ku#wa sprawiedliwość? Dlaczego nowo narodzone dzieci muszą umierać? Znacie pojęcie "kangurowania" dzieci? W tym szpitalu jest specjalna sala do kangurowania zmarłego noworodka. To miejsce pożegnania rodziców i dziecka. Idea godna przeszczepienia na grunt polski... Smutny ale potrzebny temat.
Problemy z nastolatkiem. Ruth ma siedemnastoletniego syna. Nastolatek nie umie sobie poradzić z emocjami. Oskarżenia matki o morderstwo, proces, pobyt w areszcie, zmiana pracy, problemy z rówieśnikami to wszystko za dużo za dużo jak na nastolatka. Życie, niestety, zmusza go przyspieszonego dorastania.
To temat, który wzbudził we mnie największe emocje. Rasizm. Turk Buer - jeden z głosów narracji. Bohater książki, do którego zapalałam nienawiścią od pierwszego spotkania. W stosunku do jego osoby można użyć wiele określeń: kochający mąż, oddany zięć, zrozpaczony ojciec, świetny kumpel, ale też zupełnie innych: zagorzały neonazista, założyciel strony w internecie samotnywilk.org szerzącej nazizm, bojownik o czystość rasy, pomysłodawca i uczestnik szybkich akcji, które mają na celu pobicie geja albo "czarnego", człowiek przepełniony nienawiścią i czerpiący przyjemność z zadawania bólu i strachu.
Spójrzcie jak opowiada o jednej z "akcji":
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek |
I to jedno zdanie "Holocaust to ściema" spowodowało u mnie falę okropnego uczucia, które sama zarzucam Turkowi: nienawiść. Ja, która czytam od ponad dwudziestu lat o Holocauście i nawet założyłam grupę o tej tematyce na Facebooku, nie mogłam przejść obok takiego zdania obojętnie. Z resztą wszystko to, co mówi Buer nie mieści się w mojej głowie. Cała ta jego filozofia neonazistowska, te bójki, te gadki o wyższości rasy, ten brak empatii, takie "plucie jadem" do każdego, kto mu się nie podoba, te wyzwiska od "pedałów", "żydków"... Czy kolor skóry naprawdę na znaczenie? To gwałci moją wrażliwość. No bo, k#rwa, ile można mieć w sobie nadmiaru nienawiści i niedoboru empatii???
I zakończenie! Takiemu finałowi mówię NIE! Nie przyjmuję do wiadomości, mnie się nie podoba, nie kupują go. Wiem, że różnie się plotą koleje losu, ale w takie COŚ to ja nie uwierzę.
Polecam gorąco. Mnie się podobała. Lubię kiedy książka wzbudza emocje. I nie muszą być one pozytywne.
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz