TYTUŁ: Dziewczynka, która nie potrafiła nienawidzić
AUTOR: Lidia Maksymowicz, Paolo Rodari
WYDAWNICTWO: Znak Horyzont
GATUNEK: wspomnienia/autobiografia
STRON: 208
Pierwsze co pomyślałam po skończonym czytaniu tej książki to: przejmująca i chwytająca za serce. Dlaczego? Lidia trafiła do obozu mając 3 lata. 3!!! Mnie sobie to trudno wyobrazić. Chociaż wiedziałam wcześniej, bo czytam od dawna, że do obozów koncentracyjnych trafiali nie tylko dorośli. 70072 to numer wytatuowany na ręce tej dziewczynki.
Wspomnienia czy autobiografia to ten rodzaj literatury, po który najchętniej sięgam. Prawie za każdym razem okazuje się, że to życie pisze najbardziej niewiarygodne scenariusze. I tym w tym przypadku nie było inaczej. Nie będę streszczać życia Lidii, tylko napiszę co mnie chwyciło za serce najbardziej w trakcie czytania.
Sam fakt, że Lidia jako trzylatka trafia z matką do Auschwitz i od razu zostają rozdzielone jest trudny. Trafia dokładnie do Birkenau wprost w obszar działań doktora Mengele. Sama przyznaje, że nie wszystko pamięta, że z bólu i głodu miała omamy i utraty świadomości. Pisze o tym wprost.
I jeśli ktoś myśli, że koniec wojny to koniec problemów, to jest w wielkim błędzie. Czasy powojenne naznaczone są wieloma emocjami. Tęsknota za rodziną, wspomnienia obozowe, nieumiejętność przystosowania się do otaczającej rzeczywistości, poczucie odrzucenia i mnóstwo innych problemów. Mnie zdziwiło to, że Lidię z numerem obozowym na ręku brano po wojnie za Żydówkę. A ona wraz z rodziną trafiła do obozu z Białorusi za udział w ruchu oporu.
Lidia ciekawie pisze też o papieżach, Janie Pawle II i Franciszku. O odwiedzinach papieża Polaka w ojczyźnie i ucałowaniu jej numeru obozowego przez Franciszka.
Dużo też pisze o Polakach, Rosjanach i Niemcach. Nie generalizuje, nie osądza. Widzi absurdy PRL, a także zmiany, jakie zachodzą w całym bloku socjalistycznym.
Tej książki nie da się czytać bez łez. Niektóre fragmenty chwytają za serce mocniej niż inne.
I choć, w moim odczuciu, książka jest trochę chaotyczna, to ja nie traktuję tego jako wady, tylko przyjmuję jako zapis swobodnego przepływu wspomnień. Autorka tak opisywała, jak czuła. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Poza tym trzeba pamiętać, że Lidia spisuje swoje wspomnienia po 80 latach od niektórych wydarzeń. Ma prawo się mylić i ma prawo nie pamiętać.
Lidia pisze o tym, że chce dawać świadectwo. Żeby pamiętać o tych, którym nie dane było przeżyć. I żeby nie zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
„Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie”. George Santayana.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz