niedziela, 25 listopada 2018

Szare śniegi Syberii. Ruta Sepetys

TYTUŁ: Szare śniegi Syberii
AUTOR: Ruta Sepetys
WYDAWNICTWO: Nasza Księgarnia
GATUNEK: literatura piękna
STRON: 328
Data premiery: 6 kwietnia 2011

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



To będzie opinia emocjami pisana. Jeśli takich nie lubisz, to nie czytaj dalej.

Temat zsyłki na Sybir jest mi znany. To nie jest pierwsza książka w tej tematyce. Mogę tu przytoczyć książki godne polecenia takie jak: "Dziewczyny  z Syberii"Anny Herbich, która jest napisana na podstawie wspomnień kobiet, które taką zsyłkę przeżyły, czy, chociażby, "Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii" Małgorzaty Szumskiej, w której autorka podąża śladami babci wywiezionej na Syberię. Wspominam o tym dlatego, że wiem czego mogę się spodziewać w tego typu książkach. Wiem, ale i tak bez łez się nie obyło.

"Szare śniegi Syberii" to wspomnienia nastoletniej Litwinki, która w 1941 roku wraz z matką i bratem zostaje wywieziona na Syberię. Lina nie jest zwykłą nastolatką. Jest córką pracownika uniwersyteckiego, ale i przyszłą malarką. Tuż przed wywózką dostaje list z uczelni, że została przyjęta na studia. Ale wszystkie plany zostają pogrzebane, kiedy do domu Liny wpada NKWD i zabiera wszystkich członków rodziny...
Śledzimy losy Liny, jej matki i brata, którzy w bydlęcym wagonie podróżują w nieznane.
Podróżują tygodniami.
Jadą wśród trupów i wszy.
Bez jedzenia i picia.
W objęciach tęsknoty za rodziną i wcześniejszym życiem.
Z paraliżującym strachem o siebie i współtowarzyszy podróży.
Nastolatka zadaje mnóstwo pytań, patrzy na świat ze zdziwieniem, bez zrozumienia skutkowo-przyczynowego. Obserwuje zachowania towarzyszy niedoli, ale też pilnujących ich strażników. Wszędzie, gdzie może rysuje. I nie ważne czy w kurzu na ścianach wagonu czy na syberyjskiej ziemi. Zdobywa każdy kawałek papieru. Kradnie rysik z biura NKWD. Zachwyca się błękitem nieba, podziwia otaczającą przyrodę. I jednocześnie płacze nad umierającymi. Dorasta w przyspieszonym rytmie.
I choć jest to historia fikcyjna, to autorka przyznaje się, że przeprowadziła wiele rozmów z osobami, które wróciły z Syberii i dużo czytała wspomnień, jak i opracowań.
Obok tej książki nie można przejść obojętnie. Ona zmusza do refleksji. Gdzie jest granica człowieczeństwa? Czy w każdych warunkach warto trzymać się swoich zasad? Czy głód da się oszukać? Czy miłość przezwycięży wszystko? I wiele, wiele innych...

Patrzenie na tragedie setek tysięcy ludzi oczami wrażliwej, artystycznej nastolatki nie było dla mnie łatwe. Zachwyt obrazami Muncha, wspomnienia ojca, zachwyt kolorami, nie do okiełznania potrzeba przenoszenia rzeczywistości na kartki papieru, świadomość przeżywanej tragedii oraz marzenia o przeżyciu i powrocie do własnego domu powodowały u mnie zadumę i łzy w oczach.

Mnie najbardziej ujęło to w tej książce podejście Liny do zastanej rzeczywistości. Nie było tu narzekania ani obwiniania kogokolwiek. Wszystkie myśli i czyny były nastawione na przeżycie. A czasami zdarzało się tak, że jeden wyraz przywoływał w dziewczynie wspomnienia. W książce zostały one odznaczone innym drukiem. Wspomnienia z domu rodzinnego, które były jak lina trzymająca przy życiu...

Polecam. To jest jedna z tych historii, których się nie da czytać bez chusteczek.


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

sobota, 24 listopada 2018

Nie pozwól mi umrzeć. Krzysztof Koziołek {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁ: Nie pozwól mi umrzeć
AUTOR: Krzysztof Koziołek
WYDAWNICTWO: Manufaktura Tekstów
GATUNEK: thriller medyczny
STRON: 376
Data premiery: 28 listopada 2018 roku

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Autora



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


To nie jest moje pierwsze spotkanie z autorem. Był czas w moim życiu, że zafiksowałam się na retro kryminały. I w moich poszukiwaniach trafiłam na książki Krzysztofa Koziołka. Przeczytałam trzy Jego książki ("Furia rodzi się w Sławie", "Imię Pani", "Wzgórze Piastów"). Wciągnęły mnie na maksa i zostawiły z podziwem dla autora za zgłębienie tematu. I kiedy zobaczyłam, że Pan Koziołek wydaje thriller medyczny, to wiedziałam, że muszę przeczytać. Muszę! Bo, jako fanka Tess Gerritsen nie mogę przejść obojętnie obok thrillera medycznego. A kiedy doczytałam, że ta lektura ma dotyczyć szczepień, to jako blogująca matka wyczekiwałam tej książki z niecierpliwością. I męczyło mnie pytanie: jak poradził sobie Autor z TAKIM  tematem? Jak odnalazł się w innym gatunku niż kryminał?

Zarys fabuły przedstawia się następująco: Damian Saran zgłasza zaginięcie żony, Dalia Chyba właśnie otrzymała rozwód, a komisarz Grodzki ma się przyjrzeć pewnej sprawie na prośbie znajomego. Co łączy te trzy sprawy? 
W pewnym momencie Damian, Dalia i Ryszard G. spotykają się. I co ich jednoczy? Wszystko wskazuje na to, że temat szczepień. Każdy z nich ma coś wspólnego z przemysłem farmaceutycznym...
Tak w skrócie... To jedna z tych książek, o których ciężko cokolwiek coś napisać nie zdradzając istotnych wątków fabuły.  W takim razie skupię się na czym innym...

Szczepić dzieci czy nie? Oto jest pytanie.
Autor skupił się na bardzo "gorącym" ostatnio temacie. W mediach aż huczy od dyskusji w tej tematyce. W moim odczuciu pan Krzysztof przedstawił argumenty obu stron. I tych, którzy chcą obowiązkowych szczepień, ale i tych, którzy nie chcą szczepić swoich dzieci. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem argumenty oponentów w tej dyskusji. Autorowi udało się przestawić tak wszystkie dane, że nie zanudził czytelnika i uniknął moralizowania. A to lubię.
Książka napisana jest w taki sposób, że wręcz nie mogłam jej odłożyć.
No, bo z jednej strony sam temat szczepień dosyć interesujący, ale z drugiej strony ciekawość nie pozwoli przestać czytać i chce się dowiedzieć jak to wszystko się skończy. Kto wygra: jednostka czy koncern? 
Autorowi udało się zbudować tak napięcie, że moje szare komórki pracowały cały czas podczas czytania na najwyższych obrotach.  Zwroty akcji tak zaskakujące, że trudno złapać oddech. Bohaterzy niejednoznaczni do oceny, bo trudno ocenić postępowanie kogoś, kto jest po traumatycznych przeżyciach. Celność niektórych uwag godna pozazdroszczenia. Wulgaryzmy, których nie lubię w literaturze tu są na swoim miejscu. Zakończenie może i ciut przewidywalne, ale i tak ciekawe. W moim odczuciu zapachniało trochę sensacją, ale i tak czytałam z zapartym tchem. 
Moim zdaniem największym plusem tej książki jest to, że zmusza czytelnika do zastanowienia się nad poruszanym tematem. Ja swoje dzieci szczepiłam i nigdy się nad tym problemem nie pochyliłam. Trzeba, to trzeba. A w świetle tego, co wyczytałam w tym thrillerze, to teraz mam nad czym myśleć. 
Książka zostawiła mnie z mnóstwem pytań.
Czy jednostka ma znaczenie?
Czy tylko kasa rządzi światem?
Czy postęp cywilizacyjny jest możliwy bez "skutków ubocznych"?
Czy tylko producenci szczepionek mają coś na sumieniu?
Czy manipulacja informacjami to grzech koncernów farmaceutycznych czy szerszy problem?
Komu wierzyć?
I wiele innych.

Polecam!
Bez względu na to czy szczepisz dzieci czy nie!

UWAGA! 

Książka zostawia czytelnika z wirówką myśli i emocji!

PS.1.Kłaniam się nisko Autorowi za zgłębienie tematu. Zresztą nie pierwszy raz...

PS.2. Ten thriller przywołał w mojej głowie pewien film w reżyserii Stevena Soderbergha z Julią Roberts w roli głównej tj. "Erin Brockovich". Tam też jednostka występuje przeciwko koncernowi. 

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek
          

poniedziałek, 19 listopada 2018

Mauzoleum. Thomas Arnold {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁMauzoleum
AUTOR: Thomas Arnold
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Vectra
GATUNEK: thriller
STRON: 432
DATA PREMIERY: druga połowa listopada 2018 roku


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek






To moje pierwsze spotkanie z autorem i od razu bardzo udane. 
Skusiłam się na książkę nieznanego mi do tej pory autora po namowie jednej z fanek. I to był dobry wybór. Ale kto to jest ten Thomas Arnold? Kto zacz?
Dzięki za dostęp do netu. I co ja tam znalazłam? 
Thomas Arnold to pseudonim literacki Arnolda R. Płaczka, rocznik 1985. A Mauzoleum to 6 thriller w dorobku autora. Chronologicznie to wygląda tak: "Anestezja", "33 dni prawdy", "Tetragon", "Horyzont umysłu", "Efektor". Czyli ja, jak zwykle, zaczęłam od d..y strony. Na dniach ma być też wydana książka autora z zupełnie innego gatunku, fantasy, "Legendy Archeonu. Strach Stary i Nowy".

Czego ja oczekuję od dobrego thrillera?
Ma być dreszcz emocji. Był tu?  Był.
Ma być napięcie, niepewność i tajemniczość. Były? Były.
Bohater w niebezpieczeństwie był? Był?
Zaskakujące zwroty akcji były? Były.
Zakończenie, że tak się wyrażę, "wbijające w fotel" było. No, i to jakie!

I to tyle. 
Nie no... żarcik.
To jedna z tych książek, o których mnie jest ciężko cokolwiek napisać, aby nie zdradzić istotnych wątków fabuły. 
Ale spróbuję.

Wyobraź sobie stary dom, stary, opuszczony i otoczony wiekowymi drzewami. Dwójka bohaterów zakrada się do niego w poszukiwaniu... a to już doczytaj sam, czytelniku. A tam znajdują rozbite terrarium po pająkach. A następnie słychać pod domem ujadanie psów. Wściekle głodnych psów.  A za oknem szaleje wiatr. Słychać jakieś odgłosy. Nie cierpię na kynofobię ani arachnofobię, ale w tej części książki mało nie zeszłam na zawał. Rewelacyjnie zbudowane napięcie. Autor tak je stopniował, że mój puls oszalał.

W drugiej części książki Arnold tak plącze wątki, tak podsuwa tropy i tak rozbudza niepokój, że trudno odłożyć książkę. I ta niepewność jak to się wszystko skończy... Jak autorowi uda się powiązać wszystkie wątki i zaskoczyć czytelnika? Przez moją głowę przewijało się mnóstwo zakończeń. Ale TAKIEGO to w życiu bym się nie spodziewała.

A na co jeszcze zwróciłam uwagę?
Autor świetnie ukazał historię pewnej rodziny, a w zasadzie dwóch. Tajemnice rodzinne, które wychodzą z mroku przeszłości na światło dzienne. Czy zawsze powinny? Czy każdą warto poznać?
Klimat małego miasteczka. Każdy każdego zna i, teoretycznie, wszystko o sobie wiedzą. Czy na pewno? Czy burmistrz ma coś do ukrycia?
Stara rezydencja, długie korytarze, pamiątki rodzinne i trofea myśliwskie. Zaskakujące hobby i ukryte przejścia. Dla miłośników tajemnic to lektura w sam raz. 

W tym thrillerze znalazłam wszystko to, czego oczekiwałam. 

Czyli polecam.

A dla wielbicieli e-booków mam super informację: w ciągu miesiąca książki tego autora powinny znaleźć się w zasobach Legimi. To dopiero gratka! Nic, tylko czytać.

A na koniec... taka sytuacja.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

niedziela, 18 listopada 2018

Cień przeszłości. Grzegorz Gołębiowski

TYTUŁ: Cień przeszłości.
AUTOR: Grzegorz Gołębiowski
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Novae Res
GATUNEK: kryminał
STRON: 272
Data premiery: 10 stycznia 2018

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Po książkę sięgnęłam, kiedy przeczytałam, że łączy dwie tematyki, które uwielbiam: druga wojna światowa i tajemnice rodzinne. Jeśli do tego dołożymy jeszcze polskiego autora, to nie mogłam przejść obojętnie obok tej powieści.
Ale kim jest Grzegorz Gołębiowski? Szczerze przyznam, że nie spotkałam się z tym nazwiskiem wcześniej.
Z informacji znalezionych w sieci dowiedziałam się, że autor to doktor nauk ekonomicznych i nauczyciel akademicki. W swoim dorobku naukowym ma już kilka książek, jak np. "Analiza wartości przedsiębiorstwa" czy "Analiza finansowa w teorii i praktyce". Skąd też pomysł na kryminał? Ano stąd, że autor interesuje się genealogią i historią. Tyle słowem wstępu, które jest istotne w lepszym zrozumieniu tej książki.

Głównym bohaterem jest Adam Floriański, genealog, który zajmuję się odszukiwaniem korzeni rodzinnych na życzenie członków familii. Kiedy wchodzi w posiadanie pewnej tajemniczej walizki, to wpada w wir wydarzeń, których zupełnie się nie spodziewa.
Nie mogę więcej napisać. To jedna z tych książek, których nie da się streścić bądź opowiedzieć fabuły nie zdradzając istotnych wątków.
Napiszę tylko o tym, co zwróciło moja uwagę lub szczególnie przypadło mi do gustu.

Przyznam szczerze, że miałam obiekcje zanim zaczęłam czytać. Finansista pisze kryminał? No nie wiem... Ale z drugiej strony to nie debiut. Autor ma swoim koncie już kilka publikacji. Ciekawa byłam bardzo jaka sobie poradzi na zupełnie innym gruncie.

Genealogia i genealog, który jest głównym bohaterem. Tego jeszcze nie było. Przynajmniej w mojej czytelniczej historii. I tu ciekawość moja była bardzo rozbudzona. Z wielkim zainteresowaniem czytałam o tej dziedzinie nauki. Przeglądanie ksiąg kościelnych, wizyty na cmentarzach, przeglądanie archiwum i wiele innych ciekawostek z życia genealoga. Mnie podobała się to, że autor nie zamęczał szczegółami czytelnika. Przedstawił to wszystko w taki sposób, że moja ciekawość kazała doczytać mi szczegóły w necie.

Akcja dzieje się dwutorowo: współcześnie i w czasie drugiej wojny światowej. I to też lubię. Autorowi udało się wzbudzić moje zainteresowanie i świetnie połączyć oba wątki.

Historia Dolnego Śląska i związanych z nim tajemnic rozpala już kolejne pokolenia. Jakieś ukryte skarby i niewyjaśnione tajemnice powodują, że na tamte tereny zjeżdżają ludzie żądni przygód. I tu też, podobnie jak w temacie genealogii, autor nie odkrył wszystkich kart, dając czytelnikowi impuls do własnych poszukiwań. 

Moją uwagę zwrócił też watek dotyczący cyberbezpieczeństwa i działalności w sieci w ogóle. Temat zabezpieczeń, haseł, włamań na różne konta i całej tej współczesnej technologii, o której na co dzień nie myślimy. I bez której, mam wrażenie, nie potrafimy już żyć. Ciekawe...

Podsumowując: bohater o ciekawej profesji, akcja, które dzieje się dwutorowo i rozbudza ciekawość, tajemnice nie tylko rodzinne, ale i Dolnego Śląska, akcja, która zmienia się jak w kalejdoskopie i temat cyberbezpieczeństwa, który dotyczy każdego we współczesnym świecie.
Czyli jednym słowem: 

POLECAM!

PS. O przygodach Adam Floriańskiego i kolejnych jego przygodach związanych z genealogią można przeczytać w kolejnej książce autora: "Dziedzictwo" wydanej w listopadzie 2018 roku przez Wydawnictwo Novae Res. 

środa, 7 listopada 2018

Nikt nie idzie. Jakub Małecki

   TYTUŁNikt nie idzie
AUTOR: Jakub Małecki 
WYDAWNICTWO: Sine Qua Non
GATUNEK: literatura piękna
STRON: 264
DATA PREMIERY: 31 października 2018



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Gorąca premiera sprzed kilku dni.
Intensywna promocja od kilku tygodni.
Autor zachęcający do przeczytania w mediach społecznościowych.
Pamięć o moim zachwycie poprzednimi książkami autora.
Bardzo w moim guście szata graficzna.
I pewnie jeszcze kilka powodów by się znalazło, aby sięgnąć po tę książkę.
Czy przypadła mi do gustu?
O tym za chwilę...

W 2016 roku po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Małeckiego.

To był "Dygot". I co o niej w tedy pisałam?
Wspaniale oddany klimat opisywanych czasów i mentalność prowincji. Piękny język, mnóstwo "smaczków", które zostają w głowie... to jedna z tych książek, które nie chcesz, żeby się skończyły....

Potem, w tym samym roku, "Ślady":
Cudowna! Jak ten człowiek potrafi pisać! Zauroczona jestem tym, jak autor "bawi się" słowami i jak potrafi przy niewielkiej ich ilości trafić w sedno. W tej książce jest mnóstwo moich ukochanych zdań-petard. Takich, które czytasz i czujesz się jakbyś dostała między oczy.

A w zeszłym roku zaczytywałam się w "Rdzy" i tak o nie pisałam:
To, co mnie zachwyciło w tej książce, to wrażliwość autora. Spojrzenie na otaczający świat, zachodzące zmiany, celność spostrzeżeń i pewna refleksyjność. Często przystawałam, aby się zastanowić. Aby przemyśleć. I to bardzo lubię. Wystarczyło jedno zdanie-petarda, by odłożyć książkę. 

A jaka jest powieść "Nikt nie idzie"  Małeckiego?
Dostałam dokładnie to, co w poprzednich jego książkach. Dokładnie.
Niesłychana wrażliwość autora, zabawa słowami, pełne refleksji spojrzenia na człowieka, dbałość o szczegóły i pełen ciepła klimat książki. Autor ma podobne poglądy na różne sprawy i zbliżone do moich przekonania. Mnie się dobrze czytało. Wszystko pięknie się układało podczas czytania. 
Ale...
Ale po zakończeniu lektury miałam uczucie wtórności. Że czytam tę samą książkę, tylko trochę przeredagowaną.  I to po raz kolejny odniosłam takie wrażenie. Bo po przeczytaniu "Rdzy" pisałam tak:
"Bo z jednej strony bardzo mi ona, "Rdza", odpowiada pod względem wrażliwości autora i jego spojrzenia na świat, a drugiej strony mam wrażenie wtórności. Że to już było. Że czytam o tym samym."

Wtórność i powtarzalność. Nie lubię tego w książkach. Choćby były napisane pięknym językiem i z dużą wrażliwością. I zabrakło mi emocji. I moich, i bohaterów.


Zastanowię się czy sięgnąć po kolejną książkę autora. Choć to już pisałam przy "Rdzy"...