niedziela, 25 lutego 2018

Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz. Audiobook.

TYTUŁ: Krzyżacy
AUTOR:  Henryk Sienkiewicz
WYDAWNICTWO: Aleksandria
GATUNEK: powieść historyczna/ klasyka
    Czas słuchania: 30 godzin
Czyta: Zbigniew Wróbel

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Przyznam się bez bicia: ja byłam uczennicą, która czytała wszystkie lektury. I tę też przeczytałam mając lat 15.
A teraz jako matka Polka czytająca postanowiłam sobie przypomnieć tę powieść.

Na temat samego dzieła Sienkiewicza napisano już chyba wszystko. Nie czuję się na siłach pisać o klasyku literatury. Noblista i wielki pisarz. Mnie to wystarczy.

Ale...

Tak, mam jedno wielkie ale!

Tego audiobooka polecam z całych sił! To co zrobił lektor, Zbigniew Wróbel, nie mieści się w żadnej skali oceniania. Brak mi słów! REWELACJA!

Mam syna, którego "Krzyżacy" są lekturą. Syn należy do dzieci czytających. Czyta różne książki. Ale zaczął "Krzyżaków" i powiedział do mnie: Mamuś nie dam rady! Mnie ogarnęła rozpacz!  Co robić???

I wtedy natrafiłam na tego audiobooka. I to był strzał w dziesiątkę!

Słuchaliśmy razem w drodze do i ze szkoły. W sumie: do jednej godziny dziennie. Czyli patrząc na długość audiobooka, to ponad miesiąc słuchania. Ale warto było! Zdarzały się takie dni, że syn nie chciał wysiąść z samochodu dopóki się rozdział nie skończył. 

I bardzo sobie chwalę to, że w tym audiobooku jeden plik to jeden rozdział. Bardzo to ułatwia szukanie określonych treści.

Z całego serca chcę zachęcić wszystkich do słuchania akurat tego audiobooka!

Audiobooki to moje odkrycie 2017 roku. Trafiłam przypadkiem i wsiąkłam.

Do dnia dzisiejszego wysłuchałam ponad 20 audiobooków. I do tej pory mistrzem audiobooków był dla mnie Mistrz Gosztyła. Ale został zdetronizowany. To co zrobił Pan Wróbel z "Krzyżakami" zakrawa na geniusz!
Bardzo mocno polecam! I jestem pewna, że nie jeden nastolatek wysłucha tę lekturę do końca. Do końca i z zainteresowaniem.

Napiszę to publicznie: jestem duma ze swego syna! Wysłuchał ze mną cierpliwie do końca, a potem wywiązała się między nami dyskusja o tej książce. I wywnioskowałam z niej, że mój syn słuchał cały czas i na zadawane pytania odpowiadał bezbłędnie.

Ps. I na koniec jeszcze jedna refleksja. Zupełnie inaczej odebrałam "Krzyżaków" teraz niż mając lat piętnaście. Ciekawe doświadczenie! Polecam!

Następna lektura to "Quo vadis". Już zamówiłam audiobooka w bibliotece.

PS. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Na okładce jest napisane "Lektura dla leniwych". Nie zachęca on do sięgnięcia po tego audiobooka. Lepszy byłby "Lektura dla zabieganych".

Polecam gorąco!

sobota, 24 lutego 2018

Osiem gór. Paolo Cognetti

TYTUŁOsiem gór
AUTOR: Paolo Cognetti
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
GATUNEK: literatura piękna
STRON: 264


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Dosyć często rozważam 
Co jest warte me życie 
Setka zgranych kawałków 

Miraż bycia na szczycie
W takich chwilach najczęściej
Ruszam gdzieś w Połoniny
Tam zmęczony wspinaczką 
Człowiek staje się inny



Ref. Tam na dole zostało 
Wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło
Świat wydaje się lepszy


To jest fragment piosenki "Za mgłą" zespołu KSU.
Wielokrotnie już go cytowałam, ale i tu pasuje idealnie.

Bo o tym jest ta książka: o miłości do gór, o potędze przyrody i nieuchronności losu.
Myślę sobie, że wszyscy miłośnicy gór i nie ważne jakich: Bieszczad, Alp i Himalajów odnajdą tu siebie i swoje uczucia.
Ale nie tylko góry są tu ważne. Rodzina, relacje pomiędzy członkami, przyjaźń. To współgra wraz z przyrodą.
Pietro mieszka z rodzicami w Mediolanie. Na lato przenosi się wraz z matką do małej alpejskiej wioski, Grany. Ojciec dojeżdża do rodziny, gdyż obowiązki zawodowe nie pozwalają na dłuższy urlop. Tam poznaje Brunona, młodego pasterza krów. Pietro tak opisuje swoje pierwsze spotkanie z przyjacielem:

"(...) bo czuć było od niego oborą, sianem, zsiadłym mlekiem, wilgotną ziemią i drzewnym dymem - zapachem, który od tamtej pory już na zawsze stał się dla mnie zapachem gór (...)". 

Jest rok 1984. Chłopcy spędzają cały wolny czas na takich zajęciach jak: łowienie ryb w potoku, penetrowanie opuszczonych budynków, wypasanie krów, nauka lokalnego dialektu, zwiedzanie nieczynnych sztolni, marsze po lodowcu.

Czas mija. Chłopcy dorastają. Pietro wyjeżdża. Zwiedza świat. Poznaje Himalaje. Ale cały czas wraca do Grany. Brunon zostaje tam, gdzie się urodził i uczy się zawodu murarza. 

"Osiem gór" jest jak ballada o górach, życiu i rodzinie. 
Góry, niezależnie od wysokości, zachwycają. Ja od lat jestem zakochana w Bieszczadach. Ale to, co autor pisze o Alpach, ja mogę też powiedzieć o Bieszczadach. Kto raz pojedzie w góry i się  w nich zakocha, to potem wraca. Podobały mi się górskie opisy przyrody, porównywanie Alp i Himalajów, refleksje na temat świata leżącego ponad 1000 m n.p.m. Dobrze się czytało i można było chwilę przystanąć.
Życie w tej powieści się snuje. Pomału i nieuchronnie. Chłopcy dorastają, buntują się, a potem razem budują dom w górach. Rodzi się córka jednemu z nich i pada pytanie : jakie to uczucie być ojcem? Życie zatacza krąg. 
Rodzina jest ważna, ale chłopcy będą się musieli sami o tym przekonać. Trudne relacje Pietro z ojcem, przywiązanie do matki, a z drugiej strony przyjaźń z Brunonem i jego niestandardową rodziną. Przyjaźń, która przetrwa ponad 30 lat. 
Zakończenie tej historii mnie przygnębiło. Nie tego się spodziewałam.
Natura wygrała, a Brunon otrzymał to, czego pragnął.

Polecam wszystkim miłośnikom przyrody i gór.
Lektura w sam raz na zimowe wieczory.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

piątek, 23 lutego 2018

Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefana K. i Williego G. Lutz Van Dijk

TYTUŁCholernie mocna miłość
AUTOR: Lutz Van Dijk 
WYDAWNICTWO: Ha!art
GATUNEK: autobiografia/wspomnienia
STRON: 208


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie


Cholernie mocna miłość to cholernie mocna książka.
Gdyby nie zachęta od osoby która już ją przeczytała, to bym wcale nie zwróciła na nią uwagi. Ani okładka, ani tytuł nie wzbudziły mojego zainteresowania.

To jest ważna pozycja na polskim rynku wydawniczym. Jest to jedyne świadectwo polskiego homoseksualisty, który odważył się publicznie opowiedzieć i przyznać do tego, że został skazany z art. 175 niemieckiego kodeksu karnego. A cóż ten art. oznacza?

Paragraf 175 – przepis niemieckiego kodeksu z 1871 r., który określał homoseksualizm jako przeciwny naturze nierząd. Stał się on podstawą do prześladowań i eksterminacji niemieckich homoseksualistów przez nazistów w III Rzeszy.

Nastoletni Stefan mieszka w Toruniu. I tam zastaje go wojna. I tam też poznaje młodego żołnierza Wermachtu, Williego. Zakochują się w sobie. "Dzięki" jednemu listowi zostają rozdzieleni. Willi zostaje wysłany na front wschodni, a Stefan trafia do więzienia. I tak w kilku zdaniach można streścić tę historię. Ale nie o to tu chodzi. Na mnie największe wrażenie i jednocześnie smutek wywarł strach Stefana. To jak się bał w czasie wojny. Ale też ten strach nie opuścił go do końca życia. Bał się ujawnienia, bał się represji, nie zaznał spokoju. 
Autor skupił się na wojennym związku i emocjach bohatera. Trochę "po łebkach" potraktowane jest życie osobiste i zawodowe Stefana. Trochę mi tego brakowało.

Tak samo jak książka Heinza Hegera "Mężczyźni z różowym trójkątem", tak i ta pokazuje pewne mechanizmy działające w XX wieku. Obie te pozycje zwracają uwagę na to, że grupa więźniów, homoseksualistów z różowym trójkątem, nigdy nie dostała żadnego odszkodowania od niemieckiego państwa. Jako jedyna. I nie chodzi o to kto bardziej cierpiał. Chodzi o sprawiedliwe potraktowanie wszystkich więzionych przez nazistów.
Bo czy można skazać kogoś za miłość?


Ważne są te słowa Stefana:
"Stało się dla mnie ważne, by ludzie we wszystkich krajach świata w końcu pojęli. że karać za miłość i tolerować przemoc to zawsze przestępstwo. Tylko gdy jest na odwrót, ma to przecież jakiś sens".



Na uwagę zasługuje też posłowie napisane przez dr Joannę Ostrowską wyczerpująco wyjaśniające zagadnienia związane z art 175 niemieckiego kodeksu karnego. I chyba najbardziej przerażające jest to, że ten art istniał w niemieckim kodeksie od 1871 do 1994 roku. 
Z wielkim zainteresowaniem czytałam kalendarium. Świetnie usystematyzowało moją wiedzę.

Teraz zupełnie inaczej spojrzę na Paradę Równości w Berlinie.
Smutna to lektura. Mnie trochę przygnębiła.
Polecam.

środa, 21 lutego 2018

Na skraju załamania. B.A. Paris

TYTUŁNa skraju załamania
AUTOR: B.A. Paris
WYDAWNICTWO: Albatros
GATUNEK: thriller psychologiczny
STRON: 352




Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś piszę to Ciebie ja, taki czytelniczy łosoś, który teraz będzie płynął pod prąd wartkiego potoku zachwytów. Tak, tak. Dziś nie będzie ekstazy czytelniczej. 
 Dziś podam swoja opinię w sosie kwaśno-gorzkim.

Kiedy przeczytałam poprzednią książkę, "Za zamkniętymi drzwiami", to byłam rozczarowana. Po TAKIEJ kampanii reklamowej myślałam, że będzie trzeba mnie zbierać z podłogi kiedy skończę czytać. A tu NIC. Dobre to tylko było i tyle. I kiedy zobaczyłam zapowiedzi kolejnej książki tej autorki, to pomyślałam, że dam jej drugą i ostatnią szansę. I tą OSTATNIĄ szansę autorka już wykorzystała. Więcej nie będzie. Choć reklama równie zachęcająca jak przy debiucie.

Uwielbiam thrillery. Mogę je czytać bez przerwy. I jeśli pojawia się zagadka, to rzadko udaje mi się ją rozwiązać. Lubię w nich to napięcie, niepewność i zaciekawienie. 

Niestety. Dla mnie ta książka nudna była jak akademia szkolna. Zero napięcia, mało niepewności  i ociupinka zaciekawienia. 
Nasza bohaterka nie udziela pomocy koleżance, która siedzi w samochodzie stojącym na poboczu leśnej drogi. Trwa ulewa. Rano dowiaduje się, że kobieta nie żyje. Od tego dnia ma wyrzuty sumienia, że nie udzieliła znajomej pomocy. Potem zdarza się jej zapomnieć o różnych rzeczach. Zapomina coraz częściej. Zaczyna wpadać w panikę, gdyż jej mama zapadła na demencję w wieku 44 lat. Obawia się tej choroby u siebie.
I tak przez większość książki: słyszy jakieś głosy, widzi jakiegoś faceta krążącego wokół domu, przedmioty zmieniają miejsce, odbiera głuche telefony, zapomina, że zrobiła jakieś zakupy. I tak w kółko. Zero jakiegokolwiek napięcia. Ile można o tym samym? Jakbym chciała coś na sen, to był sobie tv włączyła... Ziewałam.
Aż nadchodzi moment, że akcja rusza z kopyta. Ale co ja piszę! Co najwyżej rusza z pierwszego biegu. Zanim Cass, nasza obarczająca się poczuciem winy bohaterka, rozkminia o co chodzi, to ja już zaglądałam na ostatnią stronę. Z nudów. 
Tak jak napisałam wcześniej: thrillerów czytam dużo i rzadko rozwiązuję zagadkę przed końcem książki. A tu domyśliłam się wszystkiego zanim dobrnęłam do połowy. Autorka tak to wszystko przedstawiła, tyle podsunęła podpowiedzi, że nawet ja wpadłam na rozwiązanie.
Jeśli chodzi o sprawcę i motyw, to pojechała po "schemacie". To już tyle razy spotykałam w książkach i filmach, że zaczyna się robić nudne niczym niedzielna szarlotka u cioci. Oczywiście nie napiszę nic więcej, aby nie psuć Ci zabawy, kiedy już sięgniesz po tę książkę. No chyba, że mi uwierzysz i nie sięgniesz...

Ja się grzecznie pytam: gdzie te zaskakujące "zaskakujące zwroty akcji", "ciągłe napięcie" i "atmosfera niepokoju"? Czy zaskakującym zwrotem akcji jest tu pukanie kuriera do drzwi czy kawa z przyjaciółką? A to ciągłe napięcie? To może jest NA PIĘCIE stojąca bohaterka przy telefonie? A ten niepokój? To chyba występuje kiedy ta kobieta sprząta kuchnię, a NIE POKÓJ.

Kreacja bohaterów odkrywcza niczym kopalnia w Bełchatowie. Wszyscy irytujący niczym śnieg w maju. Czy naprawdę kochający mąż podaje do kolacji wino wiedząc, że żona bierze psychotropy? No ja przepraszam. I nikt nie wpadł na pomysł, że wysyłanie smsów to jest niebezpieczna metoda kontaktów? Czy autorka nie wie, że w dobie internetu i w XXI wieku wszystko można sprawdzić?

Zapadanie się w kolejny etap choroby, demencji jak sądzi bohaterka, jest tu dla mnie ciekawe jak przesypujący się piasek w klepsydrze. Problem przedstawiony wybiórczo i "po łebkach". Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś ciekawego, a tu tylko kurz jakiś osiadł po interesującym temacie.

Podsumowując:
Kiepski thriller bez żadnego napięcia, przewidywalny, z zakończeniem łatwym do odgadnięcia, temat choroby potraktowany po "macoszemu", bohaterowie i motywy sprawcy schematyczni.

Nie polecam.

PS. Aaaaaaaaaa! Wiem! Ten tytuł... Ja już byłam prawie na skraju załamania, kiedy czytałam ten, ponoć rewelacyjny, thriller i myślałam sobie ile to świetnych książek czeka na mnie na czytniku.

niedziela, 18 lutego 2018

Przybysz. Piotr Tymiński

TYTUŁPrzybysz
AUTOR: Piotr Tymiński
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: historyczna/wspomnienia
STRON: 154
Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





Literatura wojenna, obozowa czy wspomnieniowa nie należy do lektur lekkich, łatwych i przyjemnych. Przynajmniej dla mnie. Z szeroko rozumianej tematyki wojennej z największą obawą sięgam po wspomnienia spisane przez ludzi, którzy doświadczyli koszmaru wojny jako dzieci. I choć po książki przedstawiające ten przerażający okres sięgam od ponad 25 lat, to nadal nie mogę przejść koło nich obojętnie. A jako matce szczególnie ciężko czyta mi się o losach dzieci zagubionych w zawierusze wojennej. I po tę książkę sięgałam z obawą. Czytać o losach dwóch dwunastoletnich chłopców, kiedy syn, rówieśnik bohatera, siedzi w fotelu obok, to nie jest takie proste...

"Przybysz" opowiada o losach "Dzidka". Poznajemy go gdy:

"Wrzesień trzydziestego dziewiątego miał być moim miesiącem szkoły".

Wraz z rodzicami i czwórką rodzeństwa zamieszkują Marki pod Warszawą. 
"Mój ojciec Leon Przybysz był rolnikiem bez ziemi. (...) Mama Stefania pracowała dorywczo i zajmowała się domem (...)".
Chłopiec zostaje złapany przez Niemców i wsadzony do pociągu. Ma pracować w Trzeciej Rzeszy jako jeden z wielu Polaków wysłanych tam na roboty przymusowe. Ale ucieka. I to nie raz. W bydlęcym wagonie poznaje Jurka, chłopca, z którym planuje kolejną ucieczkę. W końcu się udaje. A jak skończy się ta historia? To już musicie doczytać sami.

Książka ta wywarła na mnie wrażenie z kilku powodów:
* to nie jest fikcja literacka. Bronisław Przybysz, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko naszego bohatera, to postać autentyczna. I na potwierdzenie tych słów mamy zdjęcie autora z Panem Przybyszem na okładce książki,
*narracja prowadzona jest w pierwszej osobie co dodaje tylko emocji; wszak słuchamy opowieści chłopca, a nie dorosłego, 
*to, co opowiada mały Bronek jest mi znane z historii drugiej wojny światowej; ale wojna  widziana oczami dziecka nabiera trochę innej perspektywy,
*opis drogi powrotnej jest przejmujący; dla mnie jako dla matki wyjątkowo.
*książka niewielkich rozmiarów, ale jej ciężar emocjonalny wręcz odwrotnie,
*język prosty, ale nie prostacki; bez zbędnych opisów i upiększeń; mogę powiedzieć, że surowy i oszczędny, ale chwytający za serce,
*okładka, która zwraca uwagę i po przeczytaniu stwierdzam, że świetnie pasuje do treści,
*tytuł wieloznaczny, przynajmniej dla mnie.

Lektura ta należy do kategorii tych nieodkładalnych: i z powodu treści, i z powodu objętości. Zostaje u mnie na półce. Mojej osobistej "wojennej półce".

PS.1. Jeden fragment, który za mną "chodzi":

"Późną jesienią wreszcie rozpoczął się rok szkolny. (...) Czasem, gdy patrzę na świadectwa oznaczone hitlerowskim orłem, przeszywa mnie dreszcz na wspomnienie tamtych czasów".

PS.2. I teraz się zastanawiam dlaczego wcześniejsza książka tegoż autora "Wołyń. Bez litości" wciąż czeka na półce...?

Polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

piątek, 16 lutego 2018

Sztorm. Frode Granhus

TYTUŁ: Sztorm
AUTOR: Frode Granhus
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: kryminał/thriller
STRON: 320
CYKL: Rino Carlsen (tom 2)


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Takie kryminały to ja mogę czytać bez końca.
A ponieważ mam problem z pisaniem o nich, to postaram się to zrobić najkrócej jak się da.
Zawsze mam obawę, że napiszę za dużo i zdradzę zbyt wiele, co odbierze Ci przyjemność z czytania.

Ten kryminał ma kilka elementów, które uwielbiam:
* zagadka zabójstw/zabójstwa jest ciekawa i zagmatwana,
*obstawiam wiele zakończeń, ale z żadnym nie trafiam, 
*ciekawi bohaterowie i prowadzący śledztwo z pogmatwanym życiem osobistym, 
*zastanawiający rys psychologiczny bohaterów,
*przyroda i/lub warunki pogodowe są istotnym elementem całej historii,
*autor używa zabiegu zwanego cliffhanger. Czyli w najbardziej emocjonującym momencie kończy rozdział. A że rozdziały są krótkie, a czytelnik chce wiedzieć co dalej... to czyta i nie może odłożyć książki.
*autor porusza ważny temat obyczajowy lub/i społeczny.

Czego chcieć więcej? 

Dla mnie to mieszanka idealna.

Mnie poruszył ten ostatni wątek obyczajowo-psychologiczny, a w zasadzie nawet kilka spraw.

Znęcanie się nad dziećmi. Fizyczne przez ojca i psychiczne przez matkę (zaniechanie obrony dziecka i milczące przyzwolenie matki na daną sytuacje, to dla mnie nie jest do zrozumienia).
Z Bogiem sprawa jeśli dziecko jest zdrowe... A jeśli przemoc dotyczy dziecka niepełnosprawnego? 
Dla mnie temat trudny, bo źle znoszę czytanie o krzywdzie dzieci.

Drugi problem to opieka nad chorymi w domu opieki społecznej. Życie, a czasami wegetacja i zdanie na łaskę personelu. Problem chyba każdego kraju. Co zrobić, żeby życie w takim miejscu było godne i spokojne? Jak dobierać personel, aby wszystko działało jak należy?

Trzeci motyw to historia jednego z bohaterów, który uległ poparzeniu w takim stopniu, że nie widzi i nie mówi, a skóra już nie spełniła żadnej ze swoich ról-jest tylko skorupą, w której uwięziony jest mężczyzna. Zdanie na całkowite opiekę osób trzecich? Niemożność dokonania najprostszych czynności? Piekło na ziemi czy kara za grzechy?

Na uwagę zwracają też opisy przyrody: szalejący sztorm, huk fal rozbijających się o mroczne skały, porywisty wiatr, zacinający deszcz, samotne fiordy i złowieszcze niebo. To wszystko tworzy klimat mrocznej, surowej, samotnej i groźnej Norwegii. Czasami miałam przed oczami te niebezpieczne klimaty. A do tego zapach mchu, suszonych ryb i mokrego drewna.

I to, co tu napisałam zmierza do jednego wniosku: polecam!

czwartek, 15 lutego 2018

Wir. Frode Granhus

TYTUŁ: Wir
AUTOR: Frode Granhus
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: kryminał/thriller
STRON: 320
CYKL: Rino Carlsen (tom 1)

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



To jest moje pierwsze spotkanie z autorem. Trafiłam na tę książkę przypadkiem w bibliotece. I chwała przypadkom.

Jak się okazało jest to debiut tego Norwega. Druga część jest już wydana w Polsce i nosi tytuł "Sztorm". Obie te książki należą do cyklu z Rino Carlsenem.   

Zacznę od tego, że pierwsze, co mnie zachwyciło, to opisy przyrody i klimatu Norwegii. Jak widać na zdjęciu musiałam ubrać się w sweterek i napić gorącego rosołku. Tak mi się zimno zrobiło... Te opisy zacinającego deszczu, szalejącego wiatru i wściekłego odgłosu lodowatych fal o złowrogie skały. A wszystko podane w ilościach, która nie powodują znużenia w odbiorze. A jedynie gęsią skórkę. Z zimna.

Akcja toczy się dwutorowo: w Landegode i w Bergland. 
W Landegode dwaj chłopcy znajdują mężczyznę przykutego do skał zanurzonego w lodowatej wodzie.     
W Bergland starsze małżeństwo zgłasza policji, że znalazło lalki pływające w morzu. Nikt tego zgłoszenia nie traktuje poważnie dopóki na plaży nie zostaje znaleziona kobieta ucharakteryzowana na lalki wyłowione wcześniej z morza.    
Dwaj policjanci prowadzą dwa śledztwa. Aż do momentu, kiedy przychodzi się im spotkać.
O samej fabule nie napiszę nic więcej. Nie da się napisać żeby nie spojlerować.

W tej książce każdy szczegół ma znaczenie i nie da się czytać "po łebkach".
Mnie się podobało jak autor poprowadził fabułę. Niespiesznie i z dbałością o szczegóły. I z mnóstwem niedomówień i tajemnic. I lubię, kiedy, oprócz śledztwa, poznajemy życie i problemy policjantów. I to wszystko napisane w taki sposób, że trudno odłożyć książkę. 

"Wir" oprócz wątku kryminalnego ma też dobrze uwypuklony wątek psychologiczno-obyczajowy. Nie będę opisywać wszystkich. Tematy jak najbardziej na czasie: 
Czy z nastolatkami można się dogadać?
Czy złe doświadczenia z dzieciństwa rzutują na życie dorosłego?
Czy opieka społeczna działa tak, jak powinna?
Czy obojętnością wobec przemocy, której doświadczają inni pomagamy oprawcy?
Czy z miłości jesteś gotów na wszystko? Nawet oddać żonie nerkę?
Wątek kryminalny był ciekawy, ale mnie bardziej zainteresowało  "tło" tej historii. Problemy ludzi i wpływ przeszłości na przyszłość. To lubię.
Książka mnie nie zachwyciła. Ale debiut uważam za bardzo udany. Z chęcią sięgnę po "Sztorm", aby zobaczyć w którym kierunku podążył autor.
Polecam.

Opinia ta została wcześniej opublikowana na moim wcześniejszym blogu w 2016 roku.






środa, 14 lutego 2018

Grzech zaniechania. Małgorzata Rogala

TYTUŁGrzech zaniechania
AUTOR: Małgorzata Rogala
WYDAWNICTWO: Czwarta Strona
GATUNEK: kryminał
STRON: 344

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Ja wiedziałam, że tak będzie! 
Po raz kolejny duet policjantów: Górska i Tomczyk nie zawiedli.
A powiem więcej: z tym tomem wysunęli się na podium.
Ale po kolei.

To już moje piąte spotkanie z tymi stróżami prawa. W kolejności, oczywiście ku przypomnieniu: Zapłata, Dobra matka, Ważka, Zastrzyk śmierci i Grzech zaniechania.
Autorka tworzy kryminały w sposób, który ja uwielbiam. Jest zagadka kryminalna, której nigdy nie udaje mi się rozwiązać, jest życie prywatne detektywów i ich problemy, i jest bogate tło społeczne bądź obyczajowe, które nie pozostawia czytelnika obojętnym. I ja taką mieszankę uwielbiam.

W Grzechu zaniechania mam "mały bonus" w postaci nie jednego, a dwóch zabójstw. Oba od samego początku skomplikowane i wywołujące emocje. Nie zgadłam, oczywiście, kto jest mordercą w żadnym przypadku, ale ja nie jestem wiarygodna, bo skupiłam się zupełnie na czymś innym. 

Życie prywatne policyjnego duetu w tej części serii zostaje nierozerwalnie splecione z ich pracą. Agata ląduje w areszcie z zarzutem popełnienia morderstwa swojego byłego chłopaka. Tomczyk robi co może żeby ją wyciągnąć. Ja już w pewnym momencie straciłam nadzieję...

Najbardziej zaciekawiło mnie jednak tło obyczajowe tej lektury. Dlaczego? Bo to, o czym Rogala pisze w Grzechu zaniechania, spotykam w życiu codziennym. Niestety. Najlepiej ten problem przedstawiła jedna z bohaterek książki:

"Ostatnie lata pokazują, że niektórym rodzicom łatwiej przyjąć diagnozę psychiatryczną, w której jest napisane, że ich dziecko ma ADHD albo zespół Aspergera, niż uznać fakt, że są niewydolni wychowawczo, a naganne zachowanie dziecka jest wyłącznie efektem ich działań. Lub braku tych działań."

Rozmawiałam kiedyś z pedagogiem szkolnym w podstawówce i to co mi wtedy powiedział nie dawało mi spokoju długo: ponad połowa dzieci w wieku do lat 13 ma orzeczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej. I to, w swym kryminale potwierdziła, oczywiście moim zdaniem, Pani Małgorzata. I znam też kilka osób takich, jak moja imienniczka Izabela Leśniewska. Matek, które nie potrafią odciąć przysłowiowej pępowiny i nie pozwalają usamodzielnić się dziecku. Matki-kwoki, które, aby zatrzymać przy sobie dziecko, są skłonne wmówić mu nawet chorobę.
Ale ten problem ma też drugą stronę medalu: etykę i moralność osób wykonujących zawód psychologa i psychiatry. Tu dość jednoznaczne są motywy jednej z bohaterek, co daje mi sporo do myślenia. Czy uleganie rodzicom, aby postawić pożądaną przez nich diagnozę jest zgodne z etyką zawodu? Czy przekraczanie swoim uprawnień jest dozwolone? Czy brak działań osób mogących coś zrobić, np. nauczycieli, to grzech zaniechania, który jest dopuszczalny?
Temat rzeka i mnóstwo pytań, na które musi sobie czytelnik sam odpowiedzieć.

Znalazłam jednak jeden minus tej książki: za szybko się skończyła! Wczoraj zaczęłam,a dziś skończyłam. A chciałabym jeszcze!

Mam tylko nadzieję, że nie jest to moje ostanie spotkanie z Agatą i Sławkiem. Polubiłam ich i liczę na kolejne spotkania.
Do tej pory najlepszym tomem była Dobra matka. Ale ta jest zdecydowanie lepsza. Przynajmniej dla mnie. Właśnie za tło obyczajowe i poruszoną problematykę.

Podsumowując:
* zagadka kryminalna, a nawet dwie, ciekawe i skomplikowane,
* bohaterzy ciekawi, a wątków prywatnych jest w sam raz,
* tło obyczajowe dające do myślenia,
* lekki styl, który powoduje, że książka sama się czyta.

Polecam.

piątek, 9 lutego 2018

Czym było Auschwitz? Rozmowy z moją córką. Annette Wieviorka

TYTUŁCzym było Auschwitz? Rozmowy z moją córką.
AUTOR: Annette Wieviorka
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo w Podwórku sp.j.
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 92
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


To jedna z tych książek, po przeczytaniu których nie wiem co napisać. Chociaż nie. Wiem co napisać tylko nie wiem jak.

Przeczytałam ją kilka dni temu i nadal we mnie "siedzi". Błąka się pomiędzy myślami. Nie daje o sobie zapomnieć.

Ta niewielka książeczka jest jak mocna, aromatyczna herbata podana w delikatnej filiżance. 
I tak samo jak intensywny czaj powoduje szybsze bicie serca.
A ta niesamowita okładka i niepokaźna ilość stron są jak piękna filiżanka, w której podaje się coś niezapominanie dobrego.

O tej lekturze nie sposób pisać nie przedstawiwszy autorki i kilku faktów istotnych dla samej lektury.
Annette Wieviorka (ur.1948), francuska historyczka, potomkini polskich Żydów zamordowanych w Auschwitz. Autorka kilkunastu książek. "Czym było Auschwitz?" to jej pierwsza publikacja w Polsce. Wydana została we Francji w 1999 roku, a w Polsce dopiero w 2015 roku. Proszę to zapamiętać. A Wydawnictwo w Podwórku to redakcja niewielkich rozmiarów, która istnieje na rynku od pięciu lat. I ja ją sobie zapisuję. Będę śledzić kolejne publikacje.

A wracając do książki...

Jak wskazuje sam tytuł, jest to zapis rozmów autorki z jej trzynastoletnia córką. Iskrą, która roznieciła tę burzliwą dyskusję był fakt, kiedy Mathilde, córka pisarki, zobaczyła u jednej z przyjaciółek matki "(...) trochę wyblakły, wytatuowany niebieskim tuszem numer". To wywołało mnóstwo pytań u dziewczynki, a matka cierpliwie wszystko jej wytłumaczyła. A potem siadła i spisała.

Najchętniej to bym wykupiła cały nakład i rozesłała do wielu osób. A szczególnie do tych, którzy nie mając wiedzy historycznej wygadują różne bzdury w wielu mediach. Z oczywistych względów nazwisk nie podam...
I mam ochotę napisać do ministerstwa edukacji z prośbą, aby ta książka trafiła na listę lektur obowiązkowych. Dlaczego?
Jest wiele powodów, ale napiszę o najważniejszych dla mnie:
*prostota i przejrzystość wypowiedzi- co jest istotne w przypadku wyjaśniania pewnych kwestii dzieciom,
*opieranie się na faktach historycznych, a nie na domysłach,
*interesujące wyjaśnienia pojęć takich jak: obóz koncentracyjny, obóz zagłady i różnice pomiędzy nimi, co znaczy SS, kiedy mówimy o ludobójstwie, co to jest dokładnie getto, co to jest antysemityzm i kto zbudował obozy koncentracyjne?
*autorka nie generalizuje! Pisze, że nie wszyscy Polacy byli dobrzy, a wszyscy Niemcy źli. I dokładnie pisze kto zajmował się wywózką francuskich Żydów z kraju nad Loarą. I kto wydawał Żydów w Polsce i kto ich ukrywał, choć groziła za to śmierć.

Przypominam tylko, że nie jest to publikacja z bieżącego roku. Książka wydana została we Francji w 1999 roku. Podkreślam to. A ja trafiłam na nią zupełnie przypadkowo...

Niesamowita lektura!
Z pewnością do wielokrotnych powrotów.
Zostaje u mnie na półce.
Polecam szczególnie tym osobom, które pracują z dziećmi i młodzieżą.
Moja nastoletnia córka już przeczytała. Oddając mi książkę powiedziała: I wszystko jasne!

Polecam gorąco.

wtorek, 6 lutego 2018

Szepty i tajemnice. Tom 2. Agnieszka Janiszewska

TYTUŁSzepty i tajemnice. Tom 2.
AUTOR: Agnieszka Janiszewska
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: powieść 
STRON: 533

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Od razu zaznaczę, że jeśli nie czytałeś wpisu o pierwszym tomie, to tego nie czytaj. 
Oba części są ze sobą bardzo ściśle powiązane.

Książa ta zaczyna się w miejscu zakończenia poprzedniej. Mamy rok 1914. Rozpoczyna się Wielka Wojna.
Nastaje niespokojny czas, czas niepokoju i rozłąki z rodziną. Część mieszka we Francji, a część w Zaborowie. Mężczyźni wyruszają na wojnę, a kobiety muszą się zmagać z brutalną rzeczywistością.

Nie będę streszczać książki, bo wtedy odebrałabym cała przyjemność z czytania.


Napiszę tylko, że nasi bohaterowie: jedni dorastają i wyruszają w świat, a inni się starzeją. Przeżywają tragedie i doświadczają radosnych zdarzeń. Ponoszą konsekwencje swoich decyzji. Mnożą się nowe tajemnice, a stare wychodzą na światło dzienne. 


Cała ta historia osnuta jest wokół dwóch kobiet: Alicji i Barbary. Dwie siostry, jak o sobie mówią, choć bardzo różne, to obie bardzo ciekawe. Jedna mieszka w Paryżu, druga gospodarzy w Zaborowie. Dwa różne charaktery i dwie odmienne osobowości. I choć bohaterów, wraz z upływającym czasem przybywa, to te kobiety budziły u mnie największe zainteresowanie. Czas wystawił jednak im przyjaźń na próbę...

Ze wszystkich postaci męskich najbardziej polubiłam Jana. Pogody i uczynny brat, na którym można było zawsze polegać, rozsądny, a jednak potrafiący zaskoczyć rodzinę w ostatniej rozdziałach książki. Matzer o którym było, przynajmniej dla mnie, trochę za mało. Mogła autorka bardziej rozbudować tę postać. 

Bardzo, ale bardzo mnie zauroczyło to, jak Pani Agnieszce udało się "przemycić" lekcję historii. Nasi bohaterowie biorą udział w pierwszej wojnie światowej, leczą traumy po powrocie, lekarze z rodziny Matzerów walczą z epidemią grypy w latach 1918-1919, cieszą się z odzyskania przez Polskę niepodległości, omawiają zmiany jakie zachodzą się w odradzającym kraju, przeżywają kryzys gospodarczy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku, a także obserwują i komentują zmiany w Europie w latach trzydziestych ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji politycznej w Niemczech.

I do tego świetnie odmalowany klimat lat dwudziestych. Czas, kiedy żyła i pracowała moja ukochana Maria Skłodowska-Curie. Ona też podróżowała pomiędzy Warszawą i Paryżem w tym czasie co bohaterowie. I też czekała na odzyskanie niepodległości przez ojczyznę...
I choć nie lubię polityki w powieściach, to tutaj czytałam z przyjemnością. Było jej tyle, żeby zaciekawić czytelnika, a nie go "zamęczyć". Kilka fatów nawet wyszukałam w sieci, bo chciałam doczytać szczegółów.

Druga rzecz, która mnie urzekła w tej powieści, to sposób w jaki autorka opisuje emocje. Ta książka jest nimi nasączona niczym gąbka. Cieszyłam się bohaterami i z nimi płakałam. Czasami miałam ochotę nakrzyczeć, a czasem przytulić. Ale zdecydowanie lepiej do mnie "przemówiły" sceny tragiczne. Napięcie było tak stopniowane, że łzy same mi płynęły. A to akurat lubię w tego typu powieściach.


Mam tylko jedno zastrzeżenie: zakończenie. Zdecydowanie nie takiego się spodziewałam. Ostatnich kilka rozdziałów, miałam wrażenie, pisarka napisała "na skróty". Przedstawienie lat 1939-1956 mogło zdecydowanie zostać opisane w III tomie. Oj, czytałabym, czytała... Miałam nadzieję, że będę towarzyszyć bohaterom w czasie drugiej wojnie światowej, bo to mój ulubiony okres w historii, a tak czuję niedosyt. 
Może Pani Janiszewska jeszcze przemyśli ten mój pomysł na III tom. Jeśli zdecydowałaby się go napisać, to ja bym była pierwsza w kolejce do przeczytania.

Podsumowując:

Świetna saga rodzinna, ze znakomicie odmalowanym tłem historycznym, ciekawymi bohaterami i emocjami, które nie dają spokojnie czytać.

Polecam.