niedziela, 30 września 2018

Ferma blond. Piotr Adamczyk

TYTUŁFerma blond
AUTOR: Piotr Adamczyk
WYDAWNICTWO: Agora SA
GATUNEK: thriller
STRON: 536
DATA PREMIERY: 23 maja 2018



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





To moje drugie spotkanie z autorem i kolejne bardzo udane.

Czytając "Dom tęsknot" nie od razu potrafiłam wczuć się w tę książkę. Wielki ze mnie niecierpliwiec. I z tą było podobnie. Czytałam z zaciekawieniem, ale i też ze zniecierpliwieniem, i pytaniem na ustach: "o co autorowi chodzi?". Aż w pewnym momencie... Nie mogłam odłożyć książki...

Adamczyk podjął niesamowicie ciężki temat. Lebensborn. I jednocześnie bardzo ciekawy.
I od razu napiszę wprost: kłaniam się nisko autorowi za zgłębienie tematu. Mnie się wydawało, że temat znam. Autor udowodnił, że się mylę.

Akcja dzieje się dwutorowo. Współcześnie i podczas drugiej wojny światowej. W Polsce i w Niemczech. To lubię.

Wątek wojenny bardzo rozbudowany. Przedstawienie idei istnienia Lebensborn, zasady funkcjonowania, skutki i wiara w skuteczność tej organizacji przedstawione rewelacyjnie. Dla osób, które pierwszy raz stykają się z tą problematyką to będzie niesamowicie ciekawa przygoda.

Wątek współczesny. Jak najczęściej się zdarza u mnie: mniej istotny.

Kiedy akcja zaczyna dziać się w Łodzi i okolicach, padają nazwy Piotrkowska, Zgierska i Helenówek, to książka stała się dla mnie nieodkładalna. Znam Łódź i oczami wyobraźni widziałam opisywane miejsca. Duże brawa dla autora!

Adamczyk poruszył w swej książce wiele ciekawych tematów. Ja zwróciłam uwagę na handel  obrazami. Wszystko co czytałam o malarstwie i malarzach było interesujące. Czasami w trakcie czytanie przeszukiwałam zasoby internetu w celu sprawdzenia pewnych informacji. Lubię to.

Przez większość książki męczyło mnie pytanie: jak mogło do tego dojść? Jak powstał pomysł "produkcji" nadludzi? Jak to się stało, że tyle osób dało się omamić tą ideą? Sama byłam, jako dziecko, niebieskooką blondynką i gdybym się urodziła w latach 30 XX wieku... aż boję się pomyśleć...

I teraz moment komiczny... Nie znając tematyki książki, a oglądając okładkę i tytuł miałam wrażenie, że ta książka będzie o jakieś fermie z modelkami. Które są malowane przez artystów. Sama się z siebie śmieje. Ale cóż, skojarzenia...

I po raz kolejny autor zmusił mnie do przemyśleń. Nad macierzyństwem, genami, polityką i Niemcami. Musiałam od nowa przemyśleć kilka kwestii. Wiele dzieci zostało porwanych z krajów podbitych przez Rzeszę i oddanych do zniemczenia. Co z nimi teraz? Kiedy dowiedzą się, że całe życie funkcjonowali jako Niemcy, a nagle może się okazać, że są... no właśnie: kim?

Mnóstwo pytań, a niewiele odpowiedzi.

W moim odczuciu najgorsze jest to, ze tak mało wiemy o tej organizacji. Wiele tematów zostało pokryte zasłoną milczenia... Żyje tak niewiele świadków tamtych wydarzeń. Tak mało jest dowodów.

Podsumowując: ciekawie przedstawiona tematyka Lebensborn, interesująco wplecione wątki o malarstwie i handlem dziełami sztuki, plastyczny język, sporawa dawka humoru, ale i refleksji, napięcie i zaciekawienie zbudowane tak, że trudno odłożyć książkę, a po zakończeniu czytania powieść nie przestaje "siedzieć w głowie".

Jednym słowem: POLECAM!

sobota, 29 września 2018

Dziewczyna w niebieskim płaszczu. Monica Hesse

TYTUŁDziewczyna w niebieskim płaszczu
AUTOR: Monica Hesse
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 350
Data premiery: 19 września 2018 roku

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Dziś opowiem Ci o książce, kolejnej, która ma szanse na tytuł "Zaskoczenie roku".
I to z wielu powodów.
Na okładce taka informacja:
"Pięknie napisany, niebywale wciągający thriller historyczny dla młodzieży".
Thriller?
Historyczny?
Dla młodzieży?
Pierwsza myśl? Co to, kurna, będzie? Oszałamiający koktajl czy ciężkostrawny drink?
A tu taka niespodzianka...
Nie tego się spodziewałam.

Akcja książki dzieje w Holandii w 1943 roku. Mnie się nasuwa od razu pytanie: ile, Ty, czytelniku wiesz o drugiej wojnie światowej w Holandii? Pierwsza moja myśl to "Dziennik Anne Frank". I niestety ostatnia. 
Tutaj bohaterka ma na imię Hanneke i jest nastolatką, która ma na utrzymaniu rodziców: mamę dającą lekcji muzyki i niepełnosprawnego ojca. A, żeby tego było mało, to Hanneke rozpacza po swoim chłopaku, który zginął na froncie, ma problemy z utrzymaniem rodziny i dręczy ją poczucie winy. A wokół pełno nazistów. Sytuacja, mówiąc delikatnie, mocno niekomfortowa.

Nastolatka utrzymuje siebie i rodziców z handlu na czarnym rynku. Potrafi zdobyć prawie wszystko i dla każdego. Kwestia tylko ceny. Jest obrotna, sprytna i świetnie sobie radzi z okupantem. Wszystko się zmienia, kiedy jedna z jej klientek prosi ją o odszukanie dziewczyny w niebieskim płaszczu. Hanneke nie chce się zgodzić. Ale kiedy kobieta opowiada jej, że zaginiona dziewczyna to Żydówka, która schowana w skrytce, uciekła, choć uciec nie mogła, to nasza bohaterka się zgadza powodowana ciekawością. Jak można uciec z zamkniętej kryjówki?  Ale jak odnaleźć dziewczynę w wielotysięcznym mieście pełnym Żydów i Niemców? 

Zacznę od minusów. Skończyłam czytać kilka godzin temu i, jak na razie, nie znajduje ŻADNEGO MINUSA. I choć książka skierowana jest do młodzieży, to ja, matka nastolatków, piszę Ci, że nie odebrałam tej lektury jako młodzieżowej. Mnie się czytało bardzo dobrze i nie znalazłam nic, co mogłoby wskazywać, że nie jestem grupą docelową dla tej powieści. 

Za to plusów znalazłam sporo.
Dla niektórych czytelników okładka nie ma znaczenia, ale nie dla mnie. Dlaczego? Bo to ona, jako pierwsza, pozwala zwrócić uwagę na książkę. Dla mnie świetna. Idealnie pasuje do treści.
Autorka jest amerykańską dziennikarką i pisarką. I nie może pamiętać opisywanych przez siebie czasów. Ale świetnie udało się jej oddać klimat niemieckiej okupacji w Holandii. Strach, niepewność, śmierć, braki żywności, kolaboranci, łapanki, wywózki Żydów. 
I w tej kwestii nasunęły się dwa skojarzenia. Książka Tatiany de Rosnay "Klucz Sarah" przypomina niechlubny fakt z historii Francji jakim była Obława Vel d’Hiv w dniach 16 i 17 lipca 1942 roku, które zapisane zostało na kartach historii jako największe masowe aresztowanie francuskich Żydów. W książce Pani Hesse spotykamy się z podobnym wydarzeniem. Teatr Hollandsche Schouwburg był, podobnie jak francuski Vélodrome d’Hiver, centrum deportacji Żydów podczas Holocaustu. To tutaj zwożono Żydów z całego Amsterdamu i to tutaj nasza bohaterka, wraz z przyjaciółmi obserwowała wywózki rodaków wyznania mojżeszowego. Brawo dla autorki za przygotowanie do tematu. Tego faktu nie znałam wcześniej, a  po zakończonej lekturze z wielką ciekawością doczytałam w zasobach internetu jeszcze w temacie.
Drugie skojarzenie to, oczywiście, "Dziennik Anne Frank". Sama autorka też wspomina tę dziewczynę. Amsterdam, wojna, Żydzi, młodzież. Ten zestaw wyrazów pasuje do obu książek.

Ta amerykańska pisarka poruszyła w swej powieści jeszcze bardzo wiele tematów. Nie sposób opisać wszystkich, więc pokuszę się tylko o wymienienie. I dodam tylko, że to są te tematy, na które ja zwróciłam uwagę.
Wojna i okupacyjna rzeczywistość. Świetnie oddany klimat.
Pierwsza miłość. Wojna, nie wojna, a nastolatki i tak się zakochują.
Poczucie winy. Czasem jedno zdanie za dużo... I nie można się od niego uwolnić.
Relacje rodzice-nastolatka. Moje matczyne doświadczenia potwierdza niektóre sytuacje.
Dojrzewanie jako niełatwy proces zmian. W latach okupacji szczególnie trudny.
Organizacja ruchu oporu i kolaboranci. Strach przed śmiercią, a chęć ratowania ludzi. Albo wydania w ręce okupanta.
Elementy kryminalno-sensacyjne przedstawione z odpowiednim napięciem. Momentami miałam łzy w oczach. A chwilami dech mi zapierało.
Dokumentowanie rzeczywistości wojennej w formie zdjęć. Czytałam z wielkim zaciekawieniem.
Zakończenie. Bardzo zaskakujące i jeszcze bardziej emocjonujące. Wbita zostałam w fotel.

Podsumowując: zaskakująca powieść o/dla młodzieży z wątkiem kryminalno-sensacyjnym, elementami edukacyjnymi o drugiej wojnie światowej i emocjach jakie towarzyszą dojrzewaniu.

Polecam. Moja ocena 10/10

PS. Czyli jednak oszałamiający koktajl!

środa, 26 września 2018

Dom tęsknot. Piotr Adamczyk.

TYTUŁDom tęsknot
AUTOR: Piotr Adamczyk
WYDAWNICTWO: Agora SA
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 512
Data premiery: 17 marca 2016

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Popatrzcie na nazwisko autora? Mnie od razu skojarzył się z TYM Adamczykiem. Aktorem. Ale to tylko zbieżność imion i nazwisk.

Autor jest filozofem z wykształcenia, dziennikarzem z zawodu. Urodzony we Wrocławiu. Po przeczytaniu dwóch Jego książek, uważam, że te informacje są ważne. Wiele wyjaśniają. Ja je odnalazłam po zapoznaniu się z lekturami autora i trochę zmieniło to mój odbiór. 

Przyznam się na początku. Mnie nie udało się od razu wciągnąć w fabułę. Miałam mieszane uczucia. Gdyby nie polecenie osoby, do której mam pełne zaufanie czytelnicze... Chcę przez to powiedzieć: nie zrażaj się początkiem! Z każdą kartką będzie coraz lepiej.

Wrocław. A w nim piękne kamienice. Poniemieckie. I polskie.
Dom tęsknot jest opowieścią o losach pewnej polsko-niemieckiej rodziny.
I o kamienicy, która ma swoją historię. Niemiecko-polską.
I o ludziach, którzy musieli odnaleźć się w powojennej rzeczywistości.
I o kraju, którego granice zostały zmienione po wojnie. 

Autor z niezwykłą dokładnością i dbałością o szczegóły historyczne przedstawił losy ludzi i czasy, w których przyszło im żyć. Poruszał wiele tematów trudnych i ciężkich w odbiorze w sposób, który pomimo zadumy potrafił wywołać uśmiech. I w takich momentach, w moim odczuciu, "wychodził" z autora filozof. I nie jest to, broń Boże, zarzut, ale komplement. 

Adamczyk zmusił mnie do bardzo wielu przemyśleń. Nigdy nie zastanawiałam się, jak wielka była migracja ludzi po wojnie. Jak wiele zmieniało się w życiu przesiedleńców. Jak duża była różnica kulturowa, mentalna, społeczna i cywilizacyjna pomiędzy Ziemiami Odzyskanymi, a Kresami Wschodnimi. Jak wyglądało życie małżeństw mieszanych, polsko-niemieckich. Bardzo dużo tematów udało się autorowi poruszyć w sposób interesujący i zabawny jednocześnie. U mnie nie wywoływało to poczucia zamieszania tylko raczej, wraz z  przerzucanymi kartkami, wrażenie układania się wszystkich wątków w cudowny kobierzec polsko-niemiecko relacji.

I jeśli jeszcze do tego wszystkiego dołożymy rewelacyjne poczucie humoru, dystans, ironię, brak patosu, zabawę słowem i ciekawe porównania, to wychodzi nam z tej mieszanki książka, od której trudno się oderwać. Jest interesująco, wciągająco, refleksyjnie, dowcipnie i edukacyjnie. I jakby tego było mało, to jeszcze są jakieś zagadki, tajemnice, ciekawostki i dbałość o drobiazgi, które powodują, że autor dołącza do moich ulubionych pisarzy. I "ląduje" na półce: Odkrycie Roku, obok Macieja Siembiedy, Krzysztofa Koziołka i Krzysztofa Bohusa. Kurcze, no! I wyszło na  to, że w tym roku poznałam samych interesujących autorów współcześnie piszących. Brawo Panowie! 

Czyli jednym słowem: POLECAM!

niedziela, 23 września 2018

Czerwony notes. Sofia Lundberg

TYTUŁCzerwony notes
AUTOR: Sofia Lundberg 
WYDAWNICTWO: W.A.B
GATUNEK: powieść obyczajowa
STRON: 336



Zdjęice autorskie Iza w labiryncie książek




"Czerwony notes" to debiut szwedzkiej dziennikarki i pisarki. Bardzo lubię sagi rodzinne z tajemnicami w tle i to był jeden z powodów dla których sięgnęłam po tę książkę. I do tego akcja prowadzona naprzemiennie: wspominki głównej bohaterki i czasy współczesne. 

Zacznę od minusów.
Znalazłam trzy.
Pierwszy to okładka. Zupełnie nie pasuje do treści i może wprowadzić potencjalnego czytelnika w błąd. 
Drugi to: za szybko się skończyła. Mogłabym czytać i czytać. Dobrze napisana. 
Trzeci minus, który znalazłam, ale wcale mi nie odebrał przyjemności z czytania, to przewidywalność zakończenia.

No dobra, jest też czwarty minus... Nie napisali na okładce, że nie da się czytać bez chusteczek... Powinni byli uprzedzić...

I od tego zacznę. W trakcie czytania czułam się jak na emocjonalnej karuzeli. 
Prawie stuletnia Doris trafia do szpitala. Uwięziona w szpitalnym łóżku wspomina swoje długie życie. Część z niego spisała na kartkach, a część przekazuje osobiści swojej kuzynce Jenny. Niby nic nadzwyczajnego. Na każdego kiedyś przychodzi czas podsumowań...
Ale jest ale...

Życiorys Doris jest bardzo niezwykły. Można by nim obdzielić kilka osób. To, co przeżyła ta kobieta jest nierozerwalnie związane z historią XX wieku. Druga wojna światowa, choć Doris nie brała w niej bezpośredniego udziału, jest tu tylko jakby w tle. Nie ma opisów działań wojennych i faktów historycznych. 
Ludzie, których spotykała i zakręty losy, które musiała pokonywać wyciskały mi łzy z oczu. Nie wiem na ile ja potrafiłabym być taka twarda w obliczu wyzwań życiowych. Czytałam z podziwem i zaciekawieniem. 
Wątek miłosny, czy bardziej romansowy, jak dla mnie, trochę "przesłodzony". Bo ja mało "romansowa" jestem. Ale istotny dla fabuły i głównej bohaterki.

Ja zwróciłam jednak uwagę na inne tematy w tej powieści.
Pokazanie, przez pryzmat doświadczeń Doris, życia jako procesu przemijania. Jak bardzo zmieniała się rzeczywistość wokół naszej bohaterki i jak ona sama też dokonywała przemian w sobie. Ten wątek był dla mnie bardzo refleksyjny. 

Proces umierania czy może bardziej należałoby napisać proces odchodzenia i przygotowania się na śmierć. Bardzo wzruszający i dający do myślenia. Pięknie to autorka opisała. Musiałam korzystać z chusteczek.

No i ten tytułowy Czerwony notes. Zapisane w nim nazwiska osób, które się znało i kochało. Prawie przy każdym słowo: zmarł/zmarła. Kiedy Doris przeglądała ten notes, to wtedy nachodziły ją wspomnienia. Ta część jest dla mnie szczególna. Tak jak Doris wykreślała nazwiska w notesie, tak ja nie potrafię usunąć numeru telefonu osoby zmarłej... A poza tym miałam bardzo podobną osobę w rodzinie jak ta Szwedka. Siostra mojej babci w wieku 90 lat często powtarzała: "Pochowałam rodziców, rodzeństwo, męża, syna, wnuczkę, koleżanki i sąsiadów, teraz kolej na mnie". I to zdanie cały czas towarzyszyło mi podczas czytania.


Podsumowując: Bardzo ciepła i refleksyjna książka o życiu, przemijaniu, odchodzeniu, śmierci, miłości, rodzinie, przyjaźni.  A to wszystko przedstawione w wielkiej chmurze emocji. 

Polecam. Nie zapomnij kupić chusteczek!

czwartek, 20 września 2018

Zniknięcie Josefa Mengele. Olivier Guez

TYTUŁZniknięcie Josefa Mengele
AUTOR: Olivier Guez
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
GATUNEK: biografia
STRON: 256
DATA PREMIERY: 19 września 2018 roku


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś książka niezwykła.
Biografia Josefa Mengele. Od 1949 roku aż do śmierci w 1979 roku.

Moje pierwsze spotkanie z autorem. Olivier Guez to dziennikarz urodzony w Strasburgu w 1974. Obecnie mieszka we Francji. I to spotkanie uznaję za bardzo udane.

Autor w sposób niesamowicie plastyczny opisuje życia Anioła Śmierci po opuszczeniu Europy w 1949 roku. Jego podróże po Ameryce Południowej, zmiany adresów i nazwisk. Nieopuszczający strach przed rozpoznaniem, samotność i wiarę w ideologię Hitlera. Czytałam z przyjemnością i dużym zainteresowaniem dopóki nie uzmysłowiłam sobie, że to nie fikcja, tylko książka na faktach.
Aż miałam ciarki na plecach...

Mnie do gustu przypadł styl autora. Bez osądzania i moralizowania. Dużo faktów i postaci. Ale wszystko podane w sposób jasny i zrozumiały. Czyta się szybko i z zaciekawieniem.

Mogłabym tu streścić fabułę, ale po co?

Książka jest napisana bardzo interesująco. Kłaniam się nisko autorowi za przygotowanie do tematu. Dobra robota! I wspaniała lekcja historii XX wieku. Dużo informacji o sytuacji geopolitycznej po drugiej wojnie światowej, ciekawie przedstawione nastroje i zmieniające się podejście do tematyki żydowskiej.

I jest coś, co mnie zadziwiło. Pomimo, że tematyka jest jak najbardziej poważna i raczej nie powinna być tematem do żartów, to jednak autorowi udało się wywołać uśmiech na mojej twarzy. Nie chcę zdradzać za wiele, ale... określenie "furtka pomiędzy zębami" jako opis uzębienia Mengele trochę mnie rozśmieszył.  W tej książce jest kilkanaście takich określeń. Zwróć na nie uwagę.

Mnie zawsze zastanawiało życie nie pokolenia Goebbelsów czy Mengele, ale ich potomków. Jak żyć z wiedzą, że z rąk osoby tobie bliskiej zginęła masa ludzi? I tutaj zwróciłam uwagę na relacje Mengele z synem. Polecam szczególnej uwadze.

I na koniec jeszcze bardzo ważna informacja. Książka idealna dla osób, które nie znają biografii Anioła Śmierci. Ja już czytałam inną, a ta tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że po wojnie wiele osób nie pogodziło się z przegraną Niemiec i dalej sobie żyło poza granicami państwa kultywując ideologię Hitlera.

Nie polecam osobom, które już czytały biografię Mengele. Może znudzić ciągłe powtarzanie tych samych informacji.

Ale i tak, jak dla mnie, ta jest świetna!

Polecam!

wtorek, 18 września 2018

Zaczekaj na mnie. Robert Kornacki, Lidia Liszewska {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁZaczekaj na mnie
AUTORZY: Robert Kornacki, Lidia Liszewska
WYDAWNICTWO: Czwarta Strona
GATUNEK: powieść obyczajowa
STRON: 360
Cykl: Matylda i Kosma (tom 2)
DATA PREMIERY: 19 września 2018 roku


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Są takie książki, o których nie sposób nic napisać. Cokolwiek bym nie napisała, to będzie spojler. A tego nie mogę Ci zrobić. Bo sama tego nie znoszę.

"Zaczekaj na mnie" to kontynuacja "Napisz do mnie". I jednocześnie druga część cyklu "Matylda i Kosma". Druga z trzech. Kolejność czytania obowiązkowa. To ważna informacja na początek.


Znacie takie powiedzenie: jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość? No właśnie. To zdanie cały czas błąkało mi się po głowie podczas czytania. I tak jakoś bardzo pasuje do tego cyklu...

Zakończenie pierwszej części mnie totalnie zaskoczyło. I zostawiło z otwartą buzią. I do tego się wkurzyłam. Ale druga część... To istne "emocjonalne tsunami", że tak zacytuję autorów. Bardzo mi to określenie pasuje do tej części. Tak się właśnie czułam, kiedy skończyłam czytać. 

Nie opisze Ci fabuły. Bo nie chcę psuć radości z czytania.

Zaznaczę tylko, na co zwróciłam uwagę.

EMOCJE! Ta niepewność! Ta miłość! Ten ból! To trzeba przeżyć podczas czytania!
Emocjonalna karuzela zapewniona.

Bohaterowie cytują słowa znanych piosenek. I to mnie wkurzało! Bo po każdym takim przeczytanym kawałku musiałam zrobić przerwę... żeby wysłuchać całości. I to bardzo spowalniało czytanie... Fragmenty jak najbardziej  w moim kręgu zainteresowań. 
Mnie się podobał ten zabieg.

Opis choroby, jak dla mnie, ciężki do przebrnięcia. Czytałam z gulą w gardle. I łzami w oczach. Wielki plus za przytoczenie życiorysów ludzi z pierwszych stron gazet, którzy walczyli z tą chorobą.

Jako kobieta i matka zwróciłam uwagę na jeszcze jedną tematykę. Depresja. Depresja  poporodowa. Która kobieta się przyzna, że się z nią zmagała? Rzadko która. Bo, według mnie, depresja to temat wstydliwy. I wielki plus za pokazanie macierzyństwa bez zafałszowania i patosu. Bo tak jest: matka wiecznie niewyspana, a niemowlaki wiecznie niespokojne.

I to zakończenie!!! 
Czy autorzy robią to specjalnie? Tak kończą książkę, że czytelnik po zakończonym czytaniu myśli sobie: to kiedy kolejna część? Jak żyć? I już dawno skończyłeś czytać, a wciąż myślisz o tym zakończeniu...

Lubię historie o miłości. 
Lubię być zaskakiwana podczas czytania.
Lubię myśleć o książce, kiedy już skończę ją czytać.
Lubię, kiedy książka skłania mnie do zastanowienia.
Lubię, kiedy lektura pozostawia mnie z mnóstwem pytań.

Czyli co? Jak myślisz?

Polecam!

niedziela, 16 września 2018

Listy do Duszki. Ewa Formella

TYTUŁListy do Duszki
AUTOR: Ewa Formella
WYDAWNICTWO: Replika
GATUNEK: biografia/pamiętnik
STRON: 300
DATA PREMIERY: 1 kwietnia 2018
SERIASzkatułka wspomnień

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



To moje pierwsze spotkanie z autorką i od razu bardzo udane.
Po książkę sięgnęłam po przeczytaniu opisu : "Wolne Miasto Gdańsk, lata 1937-1938". Mnie to wystarczyło. Uwielbiam czytać o dwudziestoleciu międzywojennym, ale też o drugiej wojnie światowej. Tu miałam takie dwa w jednym. Bo i okres przedwojenny był, jak i wojenny. I czasy współczesne też. 

Czy miłość córki polskiej szwaczki i syna niemieckiego lekarza mieszkających w Wolnym Mieście Gdańsku w 1938 roku ma szansę przetrwać? Czy wybór, którego dokonujemy jest zawsze słuszny? Czy odkrywanie tajemnic po wielu latach ma sens?

Książka, która mnie zauroczyła. I to z kilku powodów.

Lubię kiedy akcja dzieje się dwutorowo: kiedyś i współcześnie. Tu mamy kilka okresów, w których poznajemy bohaterów. Nie przeszkadzały mi przeskoki w czasie. Płynnie przechodziłam z jednych czasów do drugich.

Książki, które pokazują tajemnice rodzinne i ich odkrywanie zawsze wprawiają mnie w zadumę. Bo się zastanawiam: czy warto? Czy nie lepiej zostawić wszystko tak jak jest? Czy starzy ludzie, którzy przeżyli już całe swoje życie zechcą poznać inną prawdę niż tą, którą znali dotychczas? Mnóstwo pytań, a to lubię.

Uwielbiam kiedy w czytanej przeze mnie lekturze odkrywam wątek edukacyjny. Tutaj autorka pięknie ukazała Gdańsk. Jego historię, mieszkańców i wpływ zmieniających się czasów. Czasami miałam wrażenie, że spaceruję wraz z bohaterami uliczkami Gdańska. Widziałam to oczami wyobraźni. I to jest duży plus dla tej książki. Sprawnie i ciekawie wpleciona historia miasta w historię dwojga zakochanych.

Pokazanie wielkiej miłości na kartach książki, niestety, nie każdemu autorowi wychodzi. Często, przynajmniej u mnie, budzi zażenowanie. Tutaj Pani Ewa tak przemyślanie wplotła ją w zawiłe wątki polsko-niemiecko-żydowskie, że czytałam z zapartym tchem. I po raz kolejny moje stwierdzenie "bycie dobrym człowiekiem nie zależy od narodowości" znalazło odzwierciedlenie w książce. I starałam się zrozumieć bohaterów tej powieści, nie mnie oceniać wybory w czasach tak okrutnych.

Znalazłam tylko jedną wadę. Ta powieść za szybko się skończyła. Mnie tak dobrze się czytało.

I jeszcze kilka słów. 
Już na samym początku, zanim poznamy historię Stefanii i Henricha, autorka mówi nam, że jest to książka na faktach. Ta historia zdarzyła się naprawdę. Jednak, z wielu powodów, musiała zmienić imiona bohaterów.

A na koniec przeczytałam super wiadomość: "To pierwsza (z czterech), które postanowiłam napisać na podstawie wspomnień moich cudownych podopiecznych". Czyli będą kolejne książki. Będą wypatrywać.

Polecam szczerze.

sobota, 15 września 2018

Zapach wspomnień. Jan Moran

TYTUŁ: Zapach wspomnień
AUTOR: Jan Moran
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Kobiece
GATUNEK: powieść obyczajowa/romans
                                                         STRON: 320



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





Dziś będzie krótko.
Książka z którą wiązałam duże nadzieje okazała się... inna.
Mam co do niej bardzo mieszane uczucia.

Z jednej strony powieść mnie zachwyciła.
Kiedy czytałam o tworzeniu perfum i ubrań, to aż zapierało mi dech w piersiach. Wspaniałe opisy powstawania niecodziennych zapachów i pięknych kreacji. Czytałam z wielkim zaciekawieniem. Pasja głównej bohaterki godna podziwu i powód do zazdrości.
Determinacja w działaniach i siła charakteru Danielle, kobiety, która opowiada tę historię.  Podziwiałam. Nie wiem czy ja w podobnych warunkach umiałabym się nie załamać.
Brawa dla autorki za skłonienie mnie do przemyśleń podczas i po lekturze. Jako matka i żona cały czas podczas czytania zastanawiałam się co ja bym zrobiła na miejscu Danielle. Książka, którą przeczytałam, a wciąż o niej myślę jest godna polecenia. Czy ja umiałabym tak funkcjonować jak matka Nicka? Czy serce by mi pękło z tęskonoty?
To plusy tej powieści.

Ale znalazłam też minusy. I to one zepsuły mi odbiór.

Moim zdaniem autorka, bo Jan Moran to kobieta, nie widziała na oczy słownika synonimów. Po tej przeczytaniu tej książki nabawiłam się alergii na słowo "naziści" w każdej formie i odmianie. Używała go tak często, że aż dostałam ściskoszczęku. Nożesz kurna! Ileż można? Użycie synonimu byłoby lepszym rozwiązaniem. A tak ta sytuacja wzbudziła moją irytację.
Znacie określenie "Diabeł tkwi w szczegółach"? No właśnie! Osadzając powieść w konkretnych realiach autorka powinna zadbać o szczegóły. Akcja książki dzieje się podczas drugiej wojny światowej. W Polsce, Francji i USA. Niestety odgłos nadlatujących samolotów i ruiny po bombardowaniu nie zrobią klimatu wojennego. Jak dla mnie za mało detali, które opisują dany okres. A tu znalazłoby się pole do popisu.
I do tego bardzo przewidywalna. Szybko się domyśliłam jak może się potoczyć akcja. I niestety, zgadłam. A tego bardzo nie lubię. 
I do teg to zakończenie! Jak w tanim romansie. Nie lubię!

I teraz mam dylemat: polecać czy nie?

Jak zawsze, radzę sie przekonać samemu czy mam rację.

Czytajcie!

wtorek, 11 września 2018

Skrucha. Frode Granhus.

TYTUŁ: Skrucha
AUTOR: Frode Granhus
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: kryminał/thriller
STRON: 320
Cykl: Rino Carlsen (tom 3)


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Rebecca i Einar Halvorson zamieszkują Bodo wraz z sześcioletnią córką Idą. Rebecca opiekuje się córką i domem, a Einar podróżuje po kraju jako świecki kaznodzieja. I w związku z tym często się przeprowadzają. Ojciec Idy ma niespotykany dar: widzi przyszłość.
I pewnego dnia Ida zostaje uprowadzona...

Policjantka Guro, zajmująca się sprawami przemocy wobec dzieci, prowadzi śledztwo wraz z Rino Carlsenem w sprawie Idy. W trakcie śledztwa okazuje się, że sprawa sięga dalej niż myślą policjanci. 27 lat temu też zaginęły dziewczynki...

Ten kryminał to jedna z tych książek, o których ciężko jest napisać tak, żeby nie zdradzić istotnych wątków fabuły.


To moja trzecia książka tego autora i o każdej mogę napisać to samo:

* zagadka zabójstw/zabójstwa jest ciekawa i zagmatwana,
*obstawiam wiele zakończeń, ale z żadnym nie trafiam, 
*ciekawi bohaterowie i prowadzący śledztwo z pogmatwanym życiem osobistym, 
*interesujący rys psychologiczny bohaterów,
*przyroda i/lub warunki pogodowe są istotnym elementem całej historii,
*autor używa zabiegu zwanego cliffhanger. Czyli w najbardziej emocjonującym momencie kończy rozdział. A że rozdziały są krótkie, a czytelnik chce wiedzieć co dalej... to czyta i nie może odłożyć książki.
*autor porusza ważny temat obyczajowy lub/i społeczny.

Czego chcieć więcej? 


To, co mnie u tego autora zachwyca to to, że potrafi bez epatowania opisami zwłok wywołać niesamowity klimat niepokoju i zaciekawienia. Opisy przyrody norweskiej wyspy, niesprzyjające warunki atmosferyczne, ciekawe przedstawienie bohaterów i zajmujący  problem społeczny lub obyczajowy to oprócz samej zagadki kryminalnej cechy kryminału Granhusa, które do mnie trafiają najbardziej. 

Polecam.

sobota, 8 września 2018

Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie. Anna Herbich

TYTUŁ: Dziewczyny z Syberii
AUTOR: Anna Herbich
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Znak Horyzont
GATUNEK: wspomnienia/biografia
STRON: 300
Data premiery : 11 maja 2015


Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Horyzont


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


"Dziewczyny z Syberii" to moje drugie spotkanie z twórczością Anny Herbich. Jako pierwszą czytałam "Dziewczyny z Wołynia" i ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Byłam ciekawa czy i ta jest równie dobra. 

Autorka wysłuchała dziesięciu opowieści kobiet, które zostały wywiezione na Syberię w czasie drugiej wojny światowej. Dziesięć historii obok których nie da się przejść obojętnie. Każda z nich jest bardzo ciekawa i jeszcze bardziej wzruszająca. Ja czytałam "na raty". Ilość okrucieństwa i cierpienia nie pozwalała mi na czytanie bez robienia sobie przerw.

To co łączy te historie to to, że każda z tych kobiet przeżyła piekło na ziemi. Przynajmniej ja to tak czułam...
Brutalne przesłuchiwania.
Powodem aresztowania mogło być wszystko. 
Wiele tygodni w bydlęcym wagonie. TYGODNI! 
Rozdzielenie z rodziną.
Niewyobrażalnie skrajne warunki do życia w łagrach.
Katorżnicza praca ponad siły.
Lodowaty karcer jako kara.
Głód i choroby.
Strach i cierpienie.
Śmierć współtowarzyszy i brak informacji o rodzinie.
Mrozy nie do opisania i dzikie zwierzęta podchodzące do zabudowań.

Czytałam ze łzami w oczach.

Wiele z tych kobiet wspomina czasy przedwojenne. O życiu dostatnim i spokojnym. Przytacza  opowieści rodziców. Opowiadają o domach rodzinnych, wychowaniu i przerwanym przez wojnę dzieciństwie. Ale też o tym, jak bardzo różniła się Polska powojenna od tej którą znały wcześniej. 

Książka ta wywołuje cały wachlarz emocji. Nie można jej czytać spokojnie. 
Refleksji podczas czytania nasuwa się wiele. O sile woli, sensie życia, okrucieństwie drugiego człowieka, wybaczaniu i miłości. 

Polecam.
Wrażliwym czytelnikom polecam przygotować chusteczki.