sobota, 23 marca 2019

Polskie triumfy. 50 chwalebnych bitew Polaków, o których każdy powinien pamiętać. Praca zbiorowa

TYTUŁ: Polskie triumfy. 
50 chwalebnych bitew Polaków, o których każdy powinien pamiętać
AUTOR: Praca zbiorowa
WYDAWNICTWO: Znak Horyzont 
GATUNEK: historyczna
LICZBA STRON: 560 
DATA PREMIERY: 28 listopada 2018 roku

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Horyzont


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Na początek krótki test: wymień jak najwięcej zwycięskich bitew Polaków. I jak? Ile dasz radę wymienić, tak od razu, bez zaglądania gdziekolwiek? To ja się przyznam pierwsza: dwie: pod Grunwaldem i pod Racławicami. Żenada, nie? I gdy trzymałam tę książkę w ręku, zanim ją przeczytałam, to się zastanawiałam skąd autorzy "wytrzasnęli" aż 50 zwycięskich bitew, skoro mnie przychodzą tylko dwie?

Spis treści podzielony jest na epoki. Zaczyna się w średniowieczu bitwą pod Cedynią w 972 roku, a kończy na czasach współczesnych. Czytelny i jasny układ epok, który pozwali znaleźć interesujący nas temat. Data, miejsce bitwy i autor. Jedna bitwa to jeden rozdział. Bardzo dobre rozwiązanie.

Ta przejrzystość, moim zdaniem, ułatwia czytelnikowi odnalezienie szukanej bitwy. Bo nie trzeba czytać po kolei, można czytać o konkretnej bitwie, czytać o bitwach z danego okresu historycznego, który nas interesuje, albo przeczytać całość.

Sposób wydania bardzo mnie zaskoczył. Poczułam się rozpieszczona jako czytelnik. Nic na to nie poradzę, że jakość wydania ma dla mnie duże znaczenie. Ta książka jest pięknie wydana: twarda oprawa, przejrzysty spis treści, mnóstwo zdjęć i ilustracji oraz prosty język, który trafi do każdego (tylko nie mylić z prostackim).

Kilkunastu autorów w sposób ciekawy przedstawiło 50 bitew Polaków. Jednak schemat rozdziałów jest taki sam: autor, data bitwy, miejsce bitwy, a na końcu bibliografia, która może okazać się pomocna, jeśli czytelnik zechce pogłębić wiedzę. Autorzy przedstawiają fakty, dementują plotki i snują rozważania. Można poczytać i porozmyślać. O przyczynach zwycięstw, uwarunkowaniach historycznych i przywódcach, którzy stanęli na czele danej bitwy. O wpływie każdej z bitew na historię kraju i Europy. Prosto i ciekawie.

Dużo zaletą, moim zdaniem, jest to, że tak książka jest dla każdego. Mój nastoletni syn czytał z zaciekawieniem, ja sama czytałam z przyjemnością i mój tata wyraził chęć przeczytania. Czyli każdy znajdzie coś dla siebie. 

Znalazłam tylko jeden minus. Książka jest ciężka. Nie da się jej zabrać do tramwaju czy w kolejkę do lekarza. Ale idealnie sprawdzi się na długie wieczory w domu.

Polecam.

środa, 20 marca 2019

Sprawa Hoffmanowej. Katarzyna Zyskowska {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁ: Sprawa Hoffmanowej
AUTOR: Katarzyna Zyskowska
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
GATUNEK: powieść obyczajowa
STRON: 409
DATA PREMIERY: 3 kwietnia 2019

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




To moje czwarte spotkanie z autorką. "Zanim" zauroczyła mnie klimatem i pięknie opowiedzianą historią Marii Skłodowskiej-Curie, zanim pojechała do Paryża. "Ty jesteś imię moje" zachwyciło mnie subtelnością uczuć i duchem opisywanych wydarzeń. "Historia złych uczynków" zostawiła mnie rozedrganą emocjami i nabuzowaną myślami. A czym zaskoczyła mnie ta książka?

Autorka napisała tę powieść inspirując się prawdziwymi wydarzeniami. I stworzyła na ich podstawie niebanalną opowieść. Historia, w której zginęły trzy osoby, do tego w górach, już sama w sobie rozbudza ciekawość. A jeśli do tego dołożymy szczegóły w postaci samych uczestników tej tragedii tj. prokuratora Hoffmana, jego nieletniego syna, żony, znanej aktorki estrad warszawskich Miry Mey i tajemniczego nieznajomego, który towarzyszył tej rodzinie, to robi się jeszcze ciekawiej. A do tego Zakopane w latach 30 XX wieku, miejsce wypoczynku wielu artystów i spotkań mniej i bardziej znanych osobowości twórczych. No i Tatry, góry, które pokochało wielu turystów.

Samą fabułę można streścić w kilku zdaniach: Hoffman z rodziną wyruszyli w góry. Po dwóch dobach z gór schodzi Hoffmanowa. Reszta uczestników zostaje znaleziona martwa. Opinia publiczna wydaje wyrok: winna. Co się wydarzyło na Lodowej Przełęczy? Jaka była przyczyna śmierci? I dlaczego tylko Hoffmanowa przeżyła? Mnóstwo pytań, żadnych odpowiedzi.

Ale ta powieść jest inna. Choć historia może wydawać się banalna, to już sposób jej opowiedzenia jest niesamowity. Autorka prowadzi narracje dwutorowo: w 1933 roku, kiedy dochodzi do górskiej tragedii i w 1939, kiedy to Mira leczona przez nowo zatrudnionego lekarza odkrywa, poprzez hipnozę, swoje wspomnienia i prawdę. I nagle wszystko nabiera innego znaczenia...

W jednym z wątków poznajemy Mirę jako nastolatkę, której marzy się kariera artystki na deskach warszawskich kabaretów. Śledzimy jej przeprowadzkę do Warszawy, pierwsze kroki w artystycznym świecie i pierwsze sukcesy. Ale nic lekko jej nie przychodzi. 
Drugi motyw to pobyt Miry w szpitalu. Placówce psychiatrycznej w której została zamknięta po tatrzańskiej tragedii. Mira została w niej umieszczona i nigdy nie osądzona za czyny, które jej przypisywano. Niektóre opisy przeprawiały mnie o bezdech...

Zyskowska ukazała sprawę Hoffmanowej w bardzo intrygujący sposób. 

Po pierwsze: sama tytułowa bohaterka budzi bardzo różne emocje. Od podziwu w dążeniu do bycia aktorką po współczucie na ostatnich stronach powieści.

Po drugie: Tatry i Zakopane. Wiem z mediów społecznościowych o miłości autorki do Tatr. I tę miłość czułam na stronach tej książki. Pięknie je odmalowała słowami, pokazując i piękno, i potęgę gór. 

Po trzecie: życie przedwojennej Warszawy i tętniącego artystycznym rytmem Zakopanego. Gdzie palarnie opium sąsiadują z burdelikami, gdzie kabarety przyciągają młodziutkie dziewczęta żądne kariery, a redaktorzy gazet maja pełne szpalty skandali i skandalików.

Po czwarte: wielka niewiadoma dotycząca kwestii: winna czy nie? Cały czas, podczas czytania, zastanawiałam się co też się stało tam wysoko w górach? Pisarka niesamowicie rozbudziła moją ciekawość. Powolutku dozowała informacje, odkrywała strzępy informacji i podsuwała wiele mylnych tropów. To wszystko powodowało, że trudno było odłożyć książkę przed poznaniem zakończenia.

A zakończenie? Tak bardzo zaskakujące, że chyba bardziej nie można. W trakcie czytania wiele zakończeń obmyślałam. Autorka pozostawiła mnie ze szczęką na kolanach i, podobnie jak w "Historii złych uczynków",  rozedrganą emocjami i nabuzowaną myślami. I kiedy już myślałam, że historia została zakończenia, to Zyskowska "walnęła' mnie epilogiem między oczy. 

Podsumowując: tytułowa bohaterka budzi pełen wachlarz emocji, opisy gór godne pozazdroszczenia, przepiękny obraz lat przedwojennych Warszawy i Zakopanego, niewyjaśniona zagadka winy Hoffmanowej oraz zakończenie, które wywraca wszystko do góry nogami. Czyli mieszanka, który nie pozostawi czytelnika obojętnym.

Polecam. 

PS. Okładka idealna!

niedziela, 17 marca 2019

Nad Śnieżnymi Kotłami. Krzysztof Koziołek {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁ: Nad Śnieżnymi Kotłami
AUTOR: Krzysztof Koziołek
WYDAWNICTWO: Akurat
GATUNEK: kryminał retro
STRON: 351
DATA PREMIERY: 20 marca 2019
CYKL: Anton Habicht (tom 3)

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Akurat


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





To już moje piąte spotkanie z twórczością Autora. I zaczyna robić się nudno. Czy każda książka autora może zachwycać? Czy każda może być nieodkładalna? Czy, gdy ja czytam kolejną książkę Koziołka, to moja rodzina musi pozostać bez obiadu? Po trzykroć tak! 

Nie wiem jak Autor to robi, ale Jego kolejne kryminały retro biorę w ciemno. Tych książek się nie czyta, tylko wciąga na jednym wdechu. Ale po kolei.

Rewelacyjne połączenie kryminału z historią. Jak zawsze. Napisane tak, że jestem gotowa jechać w opisywane miejsca. 

Akcja toczy się nieśpiesznie. Ale i tak nie sposób odłożyć książki. Ciekawość nie pozwala. Z każdą przewróconą kartką poznajemy kolejne fakty i odkrywamy kolejne tajemnice.

Bohaterowie intrygujący. A w zasadzie główny bohater: asystent kryminalny Anton Habicht. To facet, który bez zdobyczy współczesnej nam technologii potrafi złapać sprawcę przestępstwa. Jest sierpień 1939 roku. Anton może wzbudzać kontrowersje wśród czytelników, bo siarczyście bluźni, pije w pracy i potrafi używać pięści jako narzędzia zdobywania informacji. Ale! Jest, przypominam, 1939 rok. Jak go bardzo polubiłam. Za umiejętność logicznego myślenia, cięty język i poczucie humoru.
W tej lekturze występują jeszcze bohaterowie, którzy reprezentują małomiasteczkowe społeczeństwo w tamtym czasie: butni członkowie NSDAP, zarozumialli właściciele banków czy hoteli, damy, których jednym zajęciem jest odpoczywanie w kurortach i uzdrowiskach oraz poszukiwacze cennych kruszców niebojący się Ducha Gór - Liczyrzepy.

Opisy gór takie, że widziałam je oczyma wyobraźni. Co prawda ja jestem zakochana w innych górach, bo w Bieszczadach, ale klimat gór i turystycznej miejscowości górskiej świetnie oddany. Ale ja nie jestem tutaj obiektywna. Kocham góry i nie ważne gdzie leżą.

Skomplikowane śledztwo i duża ilość trupów to jest to, co lubię. Czy Antonowi uda się odkryć powiązania pomiędzy ofiarami? A może tych powiązań wcale nie ma? Mnóstwo pytań i niewiele odpowiedzi.

Książkę czyta się nadzwyczaj szybko, a to nie tylko za sprawą rozbudzonej ciekawości, ale też dzięki stylowi autora: jest lekko, czasami mrocznie, a czasami z humorem. Wiele razy się uśmiechałam pod nosem, ale też kilka razy zadumałam. Fragmenty historyczne przestawione w sposób zrozumiały i interesujący. Duży plus.

Zakończenie? A w życiu bym się nie spodziewała! Wiele rozwiązań przyszło mi do głowy, ale takie? Choć w pierwszej chwili, kiedy zamknęłam książkę, to moja pierwsza myśl była: ale wymyślił. Ale!!! Im dużej myślę o tym zakończeniu, tym bardziej doceniam pomysł autora. Choć w pierwszym odruchu może wydać się nieprawdopodobne, to wcale nie jest niemożliwe.

Okładka jak najbardziej trafiona. Zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy czytelnicy zwracają uwagę na okładki, ale dla mnie jest ona ważna. Ma przyciągać wzrok i oddawać, choć trochę, treść. Tutaj strzał w dziesiątkę!

I jeszcze jedna ważna rzecz. Koziołek w tej książce poruszył pewien temat, który ja zgłębiam od lat. Nie napiszę dokładnie o co chodzi, bo zależy mi, aby czytelnik sam wyłapał w trakcie czytania ten wątek. Jako małą podpowiedź dodam tylko, że chodzi o pewną szeroko zakrojoną, ale i skrzętnie ukrywaną akcję jaką naziści przeprowadzali w latach trzydziestych wobec swoich obywateli. Polecam uwadze.

I jak zawsze po przeczytaniu kryminału retro kłaniam się nisko Autorowi. Za przygotowanie się do tematu w warstwie historycznej. Dla mnie ten rodzaj kryminału jest gatunkiem szczególnie trudnym: bo i zagadkę kryminalną trzeba wymyślić, i oddać klimat opisywanych czasów. I przy okazji nie zanudzić czytelnika datami i innymi faktami z historii. Tutaj, jak zawsze, wszystko w odpowiednich proporcjach. 

Podsumowując: wciągający kryminał retro, z intrygującymi bohaterami, ciekawą zagadką kryminalną, interesującą warstwą historyczną, napisany lekko i wciągająco, z zakończeniem, którego, raczej, nikt się nie spodziewa. 

Polecam.

PS. Nie polecam czytać z pustym żołądkiem. Opisy potraw, które spożywa Anton mogą powodować ślinotok.

sobota, 16 marca 2019

Willa pod Zwariowaną Gwiazdą. Maria Paszyńska

TYTUŁ: Willa pod Zwariowaną Gwiazdą
AUTOR: Maria Paszyńska
WYDAWNICTWO: Pascal
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 368
DATA PREMIERY: 31 stycznia 2018



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie ksiażek




Dziś książka dla wszystkich miłośników zwierząt. Historia niezwykła, która porusza sporo ciekawych spraw. Opowieść, która zostaje w głowie i nawet po kilku dniach od skończenia czytania wciąż wracają niektóre pytania, z którymi zostawiła mnie ta książka. 

To moja czwarta powieść tej autorki. I kolejna, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Za mną już dwie części serii "Owoc granatu" i "Instytut Piękności", które mogę polecić. 
I ta powieść jest wyjątkowa. Dla mnie na pierwszy plan wysuwa się miłość do zwierząt. W moim domu zawsze mieszkały zwierzęta. Nie wyobrażam sobie domu bez czworonożnego przyjaciela. Obecnie mam 3 koty i psa, że o myszach i wróblach nie wspomnę 😉
Ale czy w świecie ogarniętym wojną ktoś pomyślał żeby ratować dzikie zwierzęta w warszawskim zoo? Tak, to małżeństwo Antoniny i Jana Żabińskich, gdzie on był dyrektorem tegoż zoo. Historia tego związku znana jest szerszej publiczności dzięki filmowi pt. "Azyl", amerykańskiemu filmowi z 2017 roku wyreżyserowanego przez Niki Caro. 

Miłość do zwierząt przestawiona tak, że wielokrotnie łzy stawały mi w oczach. Nie będę zdradzać szczegółów, ale niektóre sceny rwały mi serce na drobne kawałki. Bez chusteczek się nie obeszło. Czy w czasie, kiedy Twoje życie jest zagrożone pomyślałbyś żeby ratować zwierzęta?

Rzeczywistość wojenna ukazana realistycznie i ciekawie. Od braków żywności po ukrywanie Żydów. Poprzez ratowanie życia zwierząt i ludzi. Zdobywanie pożywienia, udział w konspiracji i przyjmowanie Niemców w swojej willi. Pełen wachlarz zdarzeń i emocji.

Historia pewnej miłości, która nie powinna się wydarzyć. Historia trojga ludzi, Piotra, Ady i Daniela, która przytrafiła się w czasie najmniej do tego odpowiednim. I która nie ma dobrego zakończenia, bo każde rani przynajmniej jedną z osób. Miłość, która ratuje życie, by potem nie mieć prawa istnieć. Uczucie, które istnieje, choć nie powinno. Ciężko mi napisać tak, żeby nie zdradzić istotnych wątków fabuły. Napiszę tylko, że niesamowicie umiejętnie autorka wplątała tę historię miłosną w historię zoo. 

Mam tylko jedną uwagę: takie zakończenie? Nie takiego oczekiwałam. I na takie się nie godzę. Zaskoczenie i niedowierzanie w jednym.

Obok tej książki nie można przejść obojętnie.
Pokazuje ona, że zawsze warto być przyzwoitym.  
To opowieść, gdzie miłość do zwierząt przeplata się z ratowaniem ludzi. Gdzie fikcja literacka (jakim jest historia Piotra, Ady i Daniela) przeplata się  z autentycznymi wydarzeniami. Gdzie słychać huk bomb i ciche kwilenie nowo narodzonego dziecka. Gdzie wyczuwa się strach zwierząt i panikę wśród ludzi. 

Podsumowując: powieść obyczajowa z historią w tle. Nasączona emocjami i prawdziwymi zdarzeniami z przeszłości.
Pokazuje, że zawsze warto być człowiekiem.

Polecam.

niedziela, 10 marca 2019

Odnaleziony portret. Marian Piegza {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁ: Odnaleziony portret
AUTOR: Marian Piegza
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: powieść obyczajowa
STRON: 324
DATA PREMIERY: marzec 2019

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res



Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Dziś opowiem Ci o moim pierwszym spotkaniu z nieznanym mi dotąd autorem.
Lubię poznawać książki nowych pisarzy, a w szczególności polskich. To jeden z powodów dla których sięgnęłam po tę książkę. Drugi to to, że powieść ta to saga rodzinna. Bardzo lubię opowieści o rodzinach i ich tajemnicach. A trzeci to, że autor przedstawia na przykładzie jednej rodziny osiemdziesiąt lat historii Polski, a w szczególności Śląska.

Historia zaczyna się w 1912 roku, kiedy to Albina Schmeiduch, śląska wdowa poznaje niemieckiego hrabiego, Jorga von Prinzrettera, który przybywa na Śląsk w celu poznania przemysłu hutniczego. Może i zaczyna się jak tani romans, ale nim nie jest, o czym można się przekonać w trakcie czytania. Tak zaczyna się historia przeciętnej rodziny śląskiej uwikłanej w wielkie wydarzenia XX wieku.

Książka podzielona jest na trzy części.
Część pierwsza opowiada losy Albiny i zawiera się w przedziale czasowym: 1912-1939.
Druga część to losy Lidki, córki Albiny, a opisywany okres to: 1939-1963.
Ostatnia część to historia Piotra, wnuczka Albiny i kończy się w roku 1991.

Powieść tę czytałam z wielkim zainteresowaniem. A było ku temu kilka powodów.

Losy rodziny śląskiej i jej tajemnice. Autorowi świetnie udało się pokazać jak wyglądało życie na przestrzeni lat na Śląsku. Dla mnie każda rodzina jest wyjątkowa i to też autorowi udało się podkreślić. Młodzi się żenią, rodzą się dzieci, starzy umierają, zdarzają się wielkie tragedie i małe radości, kłótnie małżeńskie i zbuntowane nastolatki. Jak to w rodzinie.

W powieści świetnie "przemycona" jest historia Polski i Górnego Śląska. Powstanie państwa polskiego, powstania śląskie, Noc kryształowa, druga wojna światowa, migracje ludności, rozwój górnictwa, przemiany gospodarcze i polityczne, częściowo wolne wybory w 1989 roku. Napisana jest w sposób ciekawy i nie nużący. Można sobie w trakcie czytania pogłębić wiedzę historyczną albo doczytać mnóstwa ciekawostek z historii opisywanego regionu. Ja np. dowiedziałam się, że w czasie wojny w Zgodzie był obóz, filia KL Auschwitz.

Mnie najbardziej ujęło to, jak autor pokazał wpływ polityki na życie przeciętnego człowieka. Pokazał Ślązaków jako ludzi, którzy mówili w języku polskim, niemieckim, śląskim i jidysz. Wyznawali różne religie i mieli różne pomysły na życie. Ale do czasu... Wojna zweryfikowała wszystkie poglądy. Poprzez zmiany granic rodziny zostały podzielone, część Ślązaków czuła się Niemcami i wyjechała, część Żydów uciekło z Polski, a reszta została. Rozmowy i komentarze Ślązaków na zmiany polityczne i gospodarcze pozwoliły spojrzeć mi na pewne sprawy trochę inaczej. 

Podsumowując. 
Wciągająca saga rodzinna z historią Śląska w tle. Dobrze pokazująca wpływ polityki na życie przeciętnego obywatela. I do tego wieloznaczny tytuł: powieść ta to portret rodziny, Polski, Śląska czy może obraz na ścianie jednej z bohaterek? Przeczytaj i osądź sam/sama.

Polecam.

poniedziałek, 4 marca 2019

Farmaceuta z Auschwitz. Historia zwyczajnego zbrodniarza. Patricia Posner

TYTUŁ: Farmaceuta z Auschwitz. Historia zwyczajnego zbrodniarza
AUTOR: Patricia Posner
WYDAWNICTWO: Uniwersytetu Jagiellońskiego
GATUNEK: literatura faktu
STRON: 320
DATA PREMIERY: 25 stycznia 2019


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Dziś będę chciała zachęcić Cię do sięgnięcia po tę niezwykłą książkę.

Zwróciłam na nią uwagę z kilku powodów:
* na okładce swastyka i nazwa obozu, które to dane informują, że książka porusza tematykę po którą najchętniej sięgam, 
* Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego i jego seria Mundus gwarantują ciekawą literaturę: 
"W serii Mundus ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu. To teksty najlepszych reportażystów i dociekliwych obserwatorów współczesnego świata. Przedstawiają oni istotne problemy, nietypowe zjawiska i nietuzinkowe postacie. Prezentowane w serii książki – niezależnie, czy dotykają trudnych i bolesnych spraw, czy raczej bawią i dostarczają rozrywki – łączy rzetelne podejście do tematu i żywy, literacki język", jak czytamy na stronie wydawnictwa: www.wuj.pl
*osoba autorki godna podkreślenia. Patricia Posner to amerykańska dziennikarka brytyjskiego pochodzenia. Ta książka to jej debiut literacki, choć tematyka jest jej jak  najbardziej znana. Jest ona bowiem żoną znanego dziennikarza, pisarza i prawnika Geralda Posnera, autora dwóch wydanych w Polsce książek: "Mengele. Polowanie na Anioła Śmierci", którą napisał razem z Johnem Warem i "Dzieci Hitlera". Współpracowała z mężem przy wielu książkach.

Patricia Posner skupiła się w swej książce na pewnym rumuńskim farmaceucie, który w czasie wojny trafia do Auschwitz. Victor Capesius  w czasie pokoju był przedstawicielem handlowym pewnego  niemieckiego koncernu chemicznego: IG Farben. Lubiany członek społeczności lokalnej, miły przedstawiciel, kochający ojciec i troskliwy mąż. Co spowodowało, że zmienił się w "zwyczajnego zbrodniarza", jak czytamy na okładce?

Życie naszego bohatera, albo antybohatera jak kto woli, można podzielić na trzy etapy: czasy przedwojenny, wojenny i powojenny. 
W pierwszym okresie Victor to aptekarz i przedstawiciel handlowy realizujący się w zawodzie z licznymi znajomościami w świecie biznesu.
W drugim to bezwzględny człowiek, który, stojąc obok Mengele, przeprowadza selekcje na rampie, rozdziela cyklon B i dysponuje lekami tak, że wiele osób traci przez niego życie. Do tego wyrachowany złodziej, któremu nie straszne okradanie zwłok i "kolekcjonowanie" kosztowności z magazynu zwanego "Kanadą".
W trzecim jest oskarżonym, który wypiera się swoich zbrodni, manipuluje świadkami i nie okazuje skruchy. Wręcz śmieje się swoim ofiarom w twarz.

Ja zwróciłam uwagę na kilka kwestii.

Z dużym zainteresowaniem czytałam o przemyśle chemicznym w Niemczech. Autorka bardzo dobrze przedstawiła udział koncernu IG Farben i jego pracowników w czasie wojny. 

"Koncern zatrudniał masowo więźniów obozów koncentracyjnych i wywiezionych na pracę przymusową, stworzył także własną sieć zakładów pracy zlokalizowanych przy tych obozach, m.in. w fabryce benzyny syntetycznej w Policach (niem. Hydrierwerke Pölitz AG), w zakładach I.G. Farbenwerk Auschwitz w Monowicach przy obozie w Auschwitz-Birkenau produkowano syntetyczną benzynę i kauczuk. Obóz koncentracyjny w Monowicach założono specjalnie na potrzeby I.G.Farben", jak czytamy na www.wikipedia.org.pl

"Działalność" Viktora C. w Auschwitz. Trudno uwierzyć w to, co tam robił, ale myślę, że nie on jeden. Według mnie zadziałało tu powiedzenie: "okazja czyni złodzieja". Skoro wszyscy kradli... Z premedytacją nie napiszę nic więcej, niech każdy czytelnik sam doczyta szczegółów

Unikanie odpowiedzialności i lawirowanie po wojnie w celu uniknięcia kary. Zastanawiałam się cały czas podczas czytania czy to z tego diabelskiego aptekarza był taki zdolny manipulant czy to władze sądownicze były takie nieudolne. Czytałam z niedowierzaniem i smutkiem.

Ogrom pracy jaki wykonała autorka jest godny najwyższego uznania. Sama przyznaje, że zebranie materiałów do książki zajęło jej kilka lat. Wystarczy spojrzeć na ilość przypisów i bibliografię.

Autorka nakreśliła, jak dla mnie, przerażający obraz opisywanych czasów. Kiedy partia sprawuje tak wielką władzę, że pozbawia ona życia kilka milinów osób w Europie, a firma z branży chemicznej, jaką był koncern IG Farben, wykorzystuje życie i pracę niewinnych ludzi aby powiększyć swój majątek, to mamy powód do zastanowienia. A jej pracownicy, czy współpracownicy, nie widzą niczego złego w tym, że przy okazji i oni mogą sobie "dorobić". 
Chciwość, obojętność, bezduszność i brak poczucia winy opisywanego aptekarza zrobiły na mnie przytłaczające wrażenie. Wzbudziły niezrozumienie i wściekłość.

Książka przeraża w trakcie czytania i skłania do przemyśleń po zakończeniu lektury.
Polecam.

sobota, 2 marca 2019

Instytut Piękności. Maria Paszyńska

TYTUŁ: Instytut Piękności
AUTOR: Maria Paszyńska
WYDAWNICTWO: Pascal
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 357
DATA PREMIERY: 27 lutego 2019 roku


Zdjęcie autorskie Iza labiryncie książek



Są takie książki, które po zakończeniu czytania trzeba przemyśleć, przetrawić, poukładać sobie w głowie.
Bardzo je lubię, ale coraz rzadziej na nie trafiam. 
Przyznam się od razu, że odkąd przeczytałam dwie części z serii "Owoc granatu" Marii Paszyńskiej, zostałam fanką autorki. Z wielką chęcią sięgnęłam po kolejną Jej książkę, choć nie jest ona częścią w/w serii.

Im dłużej myślę o tej książce, tym bardziej jestem przekonana, że spodoba się ona każdej kobiecie. Dlaczego? Bo każda z nas, bez względu na wiek, wie że odpowiedni strój i makijaż mogą zdziałać cuda. A jeśli zmiana wyglądu może uratować życie, to...

Poznajemy Madę Walter, lekarza i dietetyka, mieszkankę okupowanej Warszawy. Pewnego dnia wpada na pomysł otworzenia Instytutu Piękności. Ale nie takiego zwykłego, przecież jest wojna. Postanawia przyjmować w nim zbiegłe z getta Żydówki. Nauczyć je jak się malować, żeby ukryć semickie rysy i jak się ubrać, by wtopić się w tłum  i nie wyróżniać się pomiędzy warszawiakami. A kiedy Gestapo wymyśła sposób żeby podejrzanym kobietom przeprowadzać swoisty egzamin z bycia Aryjką, to Mada uczy kobiety pacierza, niekoszernej kuchni, zwyczajów chrześcijańskich i innych przydatnych umiejętności. A to wszystko w swoim instytucie przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie.

Przyznam się, że na początku nie mogłam się "wgryźć" w tę książkę. Nie mogłam "zaskoczyć" o co autorce chodzi. Ale im więcej kartek było za mną, tym bardziej nie mogłam się oderwać. Wszystko zaczęło układać się w spójną całość.

Co mnie urzekło w tej książce?

Osoba Mady Walter. Kobiety niezwykłej. Nie patrząc na zagrożenia, ratowała Żydów. A chyba każdy wie, co za to groziło w czasie wojny. Niestrudzona, pełna pomysłów i niezwykle charyzmatyczna. A jednocześnie skromna i pełna optymizmu. 

Historie Sary, Zoi, Lei i Dalili, kobiet, z których każda ma sobą traumatyczne przeżycia. I każda z tych historii wyciska łzy z oczy. Mnie najbardziej poruszyła historia Sary, która swój dramat życiowy skrywa za tajemniczą woalką.

Warstwa historyczna bardzo dobrze "przemycona". Na kartach tej książki pojawiają się znane z historii osoby, ale też wydarzenia. Świetnie wplecione w fabułę powodują, że tę książkę czyta się z zapartym tchem.

Kobieca przyjaźń, która łączy ze sobą w tak trudnych czasach tak niezwykłe kobiety. Podejrzewam, że w innym okresie może by się nie spotkały. Ale w tych niebezpiecznych warunkach w każdej z tych pań dokonuje się duża przemiana. Wspólnie się wspierają, choć początki nie zawsze są łatwe.

Dwie warstwy czasowe: wojenna Warszawa i Jerozolima w 1978 roku spowodowały u mnie wiele przemyśleń i refleksji, nie tylko nad wojenną rzeczywistością, ale też nad przemijaniem i pamięcią. Bardzo poruszające.

Zakończenie mnie zaskoczyło. Cały czas miałam nadzieję na inne. 

Jakby się zastanowić na rolą kobiet w wojnie, to pierwsze co przychodzi mi do głowy, to kobieta-sanitariuszka lub kobieta-kucharka. Ale walczyć można na wiele innych sposobów.
Mnie najbardziej poruszyło to, że uczestniczyć w wojnie można niekoniecznie z bronią w ręku. Można ratować życie w inny sposób niż tylko, albo aż, ukrywanie. Można, na pozór, drobnymi czynami czy czynnościami pomagać ratować ludzi w ciężkiej sytuacji. Nauczyć sztuki makijażu, załatwić odpowiednie dokumenty, przekazać cenne informacje o rodzinie. Bo nie trzeba być na pierwszej linii frontu by "grać pierwsze skrzypce" na wojnie. 

Polecam.