piątek, 30 czerwca 2017

Food Pharmacy. Lina Nertby Aurell, Mia Clase

TYTUŁ: Food Pharmacy
AUTOR: Lina Nertby Aurell, Mia Clase
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Otwarte
GATUNEK: poradnik, zdrowie, odżywianie
stron: 183

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Cóż to za wspaniała książka! Idealna dla wszystkich fanatyków żywieniowych.

Autorki prowadzą bloga. O żywieniu, o zdrowiu, w wpływie jednego na drugie. Pomocą służył im profesor medycyny Stig Bengmark. Autorki podeszły poważnie do tematu. 

Zanim jeszcze zaczęłam czytać urzekła mnie jakość wydania tego poradnika: twarda oprawa, piękne zdjęcia, przyciągająca wzrok szata graficzna. A w trakcie czytania: prostota języka ( nie mylić  z prostactwem), łatwość wyjaśniania zawiłych tematów, dowcipny styl wypowiedzi bez puszenia i epatowania "mądrościami".
To wszystko sprawiło, że książkę przeczytałam "na raz". Trudno było odłożyć.
To moje pierwsze wrażenia.

Ponieważ tematykę żywieniową zgłębiam od lat, to ta książka mnie niczym nie zaskoczyła. Ale, jeśli ktoś zaczyna przygodę z tym tematem, to jak najbardziej polecam.
Choć czytać o jelitach, to może być dla niektórych niezbyt miły temat, to ja i tak gorąco namawiam. Po raz kolejny spotkałam się z określeniem, ze jelita to "drugi mózg". Że odporność zaczyna się właśnie w jelitach. Po raz kolejny czytałam o tym jak ważne są synbiotyki,  jakie spustoszenie w naszym organizmie robi cukier, jak ważny jest indeks glikemiczny, co robi błonnik w naszych jelitach, jak ważne są warzywa, które tłuszcze są zalecane, a które lepiej omijać. Jedno z czym spotkałam się po raz pierwszy to, że wysokie temperatury obróbki termicznej żywności niekoniecznie służą florze jelitowej. 

Do tego przepisy na różne polecane potrawy: chipsy z jarmużu czy zielone smoothie. 
Oraz właściwości przypraw takich jak kurkuma czy goździki.

Książka zostaje u mnie na półce. Czyli polecam.



poniedziałek, 26 czerwca 2017

Bliźnięta z lodu. S.K.Tremayne.

TYTUŁ: Bliźnięta z lodu
AUTOR: S.K. Tremayne
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Czarna Owca
GATUNEK: thriller psychologiczny
stron: 330
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Dziś zapraszam Was na spotkanie z brytyjskim autorem, który pisze też pod pseudonimem Tom Knox. Pod nazwiskiem Tremayne zadeubiutował w Polsce właśnie "Bliźniętami z lodu" w 2015 roku. A w tym roku ukazała się kolejna jego książka "Dziecko  ognia". Ale ja, jak zwykle, musiałam zacząć czytać nie po kolei.

Ta książka mnie bardzo zaintrygowała. I z przerażeniem stwierdziłam, że mam coś wspólnego z dr Mengele. TYM Mengele z Auschwitz. Bliźnięta leżały w kręgu jego zainteresowań. Prowadził na nich swoje nieludzkie eksperymenty. A mnie bliźnięta też interesują. Szczególnie jednojajowe. A właściwie ich fenomen posiadania TAKIEGO SAMEGO DNA. Że o wyglądzie nie wspomnę.

Fabułę można streścić w kilku zdaniach. Angus i Sarah są rodzicami ślicznych bliźniaczek: Lydii i Kristii. W wyniku nieszczęśliwego wypadku jedna z nich ginie. Rodzice nie mogą pozbierać się z żałoby i przeprowadzają się na samotną wyspę, którą Angus odziedziczył po babci. Przeprowadzka ma miejsce rok po śmierci dziecka. I nagle żyjąca bliźniaczka mówi rodzicom, że się pomylili. Pomylili tożsamości. Kristie, żyjąca córka, twierdzi, że ona jest w rzeczywistości Lydią. A przecież Lydię rodzice pochowali. I zaczyna się prawdziwa " jazda bez trzymanki". I co teraz?

To, co zrobił autor, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Dziewczynki były identyczne do tego stopnia, że położna tuż po urodzeniu radziła rodzicom pomalować jeden paznokieć u nogi, aby móc je rozróżnić. Ja sobie tego nie wyobrażam. Oczywiście nie chodzi mi o malowanie paznokci u noworodka, ale o brak możliwości odróżnienia dzieci. Sama jestem matką i moje dzieci różnią się tak bardzo, że trudniej bardziej. A przecież mają tych samych rodziców.
Bliźniaczki miały swój specyficzny język, rozumiały się bez słów, mogę śmiało napisać, że czytały sobie w myślach. To musi być niesamowite uczucie. Tak i dla matki, jak i dla dziecka. Dla matki to musi być nie lada wyzwanie: odróżnić dzieci, kiedy fizycznie wyglądają niczym swoje własne klony. A dla dziecka? Patrzeć na siostrę niczym spoglądać w lustro. Autor świetnie pokazał świat dziecięcy. To, jak siostra, która została sama bez bliźniaczki nie mogła sobie poradzić z traumą. Były momenty, że ja już myślałam, że ze mną jest coś nie tak. Już nie wiedziałam, która siostra żyje, a która nie. Zaczęłam się gubić w domysłach i czytałam z coraz większym zainteresowaniem. I do tego wszystkiego matka, która mało nie wpada w obłęd. Odkrywa nieznane fakty z przeszłości, zaczyna dociekać prawdy, konsultuje się z psychiatrą. I ten "dolewa oliwy do ognia", kiedy mówi, że bliźniaki jednojajowe są nie do odróżnienia. To samo DNA. Ja też bym była chyba bliska szaleństwa tak, jak Sarah. Oczywiście nie jestem matką bliźniaków i nie mam pojęcia jak to jest. Mogę się tylko domyślać. 
I do tego ojciec. Niby jest, ale chyba tak nie do końca... Jakby na drugim planie. Coś ukrywa? Coś kręci? Nie mogłam go rozszyfrować.
Ale całą tę zagadkę z tożsamościami autor przeprowadził mistrzowsko. Czytałam i cały czas się zastanawiałam: to, która dziewczynka w końcu umarła??? Myśli goniły myśli, a ja raz współćzułam rodzicom, a raz łączyłam się w bólu z dzieckiem. Oszaleć można, prawda?

I jak do tego wszystkiego dołożymy opisu krajobrazu: samotna wyspa smagana wiatrem, szalejący sztorm za oknem, przypływy i odpływy, zaniedbany i chylący się ku upadkowi dom po babci, skrzypiące podłogi i biegające szczury gdzieś w piwnicach. Brawo! Ja to "kupuję". Dobrze, że czytałam tę książkę w czerwcu. Bo jesienią to chyba bym zeszła na zawał... Bardzo plastycznie to autor przedstawił.

No i  to zakończenie. Zaskakujące i nie do końca jednoznaczne. A to lubię.

Czyli podsumowując: jest intrygujący mnie temat bliźniąt jednojajowych, jest zagadka tożsamości, jest mroczny klimat i nieprzewidywalne zakończenie. I to mi wystarczy, żeby książkę polecić. 
Czytajcie! Polecam szczerze.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



czwartek, 22 czerwca 2017

Wiecznie głodny? dr med. David Ludwig

TYTUŁ: Wiecznie głodny?
AUTOR: dr med. David Ludwig
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Znak Literanova
GATUNEK: poradnik, zdrowie, odżywianie
stron: 406

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Ręka do góry, kto nie był nigdy na diecie. Taaa... Bo uwierzę. Ci, co nie podnieśli ręki, niech się nie wstydzą. W moim odczuciu każdy kiedyś był na diecie. A jest ich taka ilość, że nie wiadomo, na którą się zdecydować.
W moje ręce trafiła właśnie książka Pana Davida. Jest on profesorem pediatrii, endokrynologiem, ekspertem  w zakresie badań nad otyłością u dzieci. No cóż... Magazyn "Time" nazwał go "pogromcą otyłości".

Nie jestem znawcą w kwestii zdrowia i żywienia. Nie wypowiem się na tematy stricte "lekarskie". Opowiem Wam, na co ja zwróciłam uwagę.

Poradnik ten, choć autorstwa lekarza i znawcy tematu, jest napisany prosto i klarownie. Autor nie używa  specjalistycznej terminologii tam gdzie nie musi, nie zarzuca czytelnika nadmiarem wiedzy i do niczego nie namawia. Przedstawia swoje wnioski po prowadzeniu wieloletnich badań. Przytacza wypowiedzi uczestników eksperymentalnych działań, które są "wklejane" w odpowiednie rozdziały. 

Mnie się podoba jak poukładane są rozdziały. W części pierwszej autor przedstawia nam ogólny zarys swojej diety, podstawowe problemy, z jakimi możemy się spotkać, podstawy naukowe i niektóre rozwiązania.

Druga część to program odchudzający. Podzielony jest na trzy fazy. Oprócz zmian w jadłospisie autor zaleca ruch, sen i relaks. Ale wszystko pod pewnymi warunkami. Jakimi? Sami musicie doczytać.

W tej pozycji możemy znaleźć gotowe dania na każdy dzień tygodnia, zamienniki, porady. Mnie najbardziej podobały się desery. Spójrzcie na zdjęcie! Jestem przygotowana! Deserowe przysmaki to 1 szklanka owoców, 30 g gorzkiej czekolady, szklanka jogurtu naturalnego i miód zamiast cukru. Mnie pasuje.

Faza druga to przeprogramowanie swoich komórek tłuszczowych. I znów gotowe propozycje dań, porady, zalecenia.

Faza trzecia to utrwalenie nawyków i utrzymanie wagi docelowej. 

Kolejny rozdział to wielki zbiór przepisów. Aż ślinka cieknie. Koktajle, gofry, zapiekanki, sałatki, sosy, zupy. Dobrze, że nie ma zdjęć, bo bym obśliniła książkę. 

Postanowiłam spróbować.  

Jestem przykładem, że można żyć bez cukru. Tego jedzonego świadomie. Bo po przeczytaniu wielu etykiet okazuje się, że jest on wszędzie. Polecam taki eksperyment: poczytajcie etykiety!

Wiele informacji, które znalazłam w tym poradniku było mi znane z innych pozycji. Ale i wiele się dowiedziałam. Z pewnością będę wracać do tej pozycji.

Polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labityncie książek

wtorek, 20 czerwca 2017

Czarna. Wojciech Kuczok. Audiobook

TYTUŁ: Czarna
AUTOR: Wojciech Kuczok
WYDAWNICTWO: Od deski do deski
GATUNEK: literatura współczesna
Czas słuchania: 6 godzin, 32 minuty
Czyta: Edyta Olszówka

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Książka została wydana przez Wydawnictwo Od deski do deski Tomasza Sekielskiego. Jako jedna z wielu. Z tej serii czytałam tylko "Inną duszę" Łukasza Orbitowskiego. Pozycja ta zachwyciła mnie totalnie.
Seria na F/aktach to fabularyzowane opowieści oparte na prawdziwych wydarzeniach. Należą do niej m.in.: "Bestia" Magdaleny Omilianowicz, "Smutek cinkciarza" Sylwii Chutnik, "Preparator" Huberta Klimko-Dobrzańskiego czy "Inna dusza" Łukasza Orbitowskiego.

Ale "Czarna" jest trochę inna. Nie umiem powiedzieć dokładnie dlaczego... A może podejrzewam, że tak naprawdę to czytająca, Edyta Olszówka, zrobiła coś niesamowitego. Swoim charyzmatycznym głosem stworzyła taki klimat, że ode mnie dostaję Nagrodę Nobla. Obawiam się, że książkę papierową bym porzuciła... Takie mam podejrzenia... Bo przecież małomiasteczkowy romans to nie pierwszy na świecie, bo emocje opisane w książce spotykane wielokrotnie, bo i bardzo dobrze oddany klimat Polski kategorii C ukazany rewelacyjnie, bo i obnażanie naszych narodowych przywar przedstawione mistrzowsko. Ale jednak, według mnie, "Czarna" wyróżnia się...

Choć historia małomiasteczkowego romansu jest znana z wszelakich mediów, to i tak wcale mnie to nie przeszkadzało zasłuchać się w tej historii. Olszówka czytała to w taki sposób, który powodował u mnie przyspieszone bicie serca. I co mnie najbardziej zaskoczyło to, to, że ja Maryśce bardzo współczułam... Ja ją rozumiałam, przeżywałam razem z nią te wszystkie stany emocjonalnie. I nie czułam się z tym dobrze...

Pozycja ta zapewniła mi całą gamę różnych emocji. Spowodowała, że zaczęłam się zastanawiać się nad wieloma sprawami. Odkryła we mnie nieznane uczucia. Ja nie współczułam zdradzanej żonie, nie ogarniały mnie żadne pozytywne uczucia względem zdradzającego męża, nie zazdrościłam bycia tą trzecią. 

Pan Kuczok dostaje ode mnie duże brawa!!! Nie czytałam żadnej książki tego autora, ale po tym spotkaniu jestem przekonana, że sięgnę jeszcze nie raz. Świetny zmysł obserwacji, piękny język, zaskakujące porównania i niesamowity klimat, który otaczał mnie niczym złowroga mgła. Poproszę o oklaski!!!

Ja zwróciłam uwagę na to jak autor przedstawił niektóre relacje międzyludzkie. Relacje matka-Maryśka, Jeremi-matka, Jeremi-żona, Maryśka-środowisko zawodowe, romans-społeczność Czarnej. To, w jaki sposób autor pokazał te sytuację, to dla mnie mistrzostwo świata. Matka Maryśki marząca o córce-wicedyrektorce, Jeremi marzący o synu-spadkobiercy, córki Jeremiego opluwające Maryśkę... Nie będę opisywać wszystkiego...

Dla mnie ta lektura ma wiele płaszczyzn. Wiele znaczeń. Wiele wymiarów. 
Odnoszę wrażenie, że ja ją zupełnie inaczej odczułam niż inni czytelnicy. Po tym, co przeczytałam, to mogę śmiało powiedzieć, że ją bardziej przeżyłam, niż wysłuchałam.

Choć miasteczek o nazwie Czarna jest w Polsce sporo, choć romansów w kraju jest pewnie "na pęczki", choć morderstwa "z miłości" zdarzają się często, to ta historia wyróżnia się. Ona zdarzyła się naprawdę. I była przedstawiana przez różne media. Może jest banalna, może wstrząsająca...?

Ja polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

piątek, 16 czerwca 2017

Lęk. Hubert Hender

TYTUŁLęk
AUTOR: Hubert Hender
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Filia
GATUNEK: kryminał
STRON: 434
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Lubię kryminały. I coraz częściej sięgam po polskich autorów. Twórczości Hendera nie znam, więc nie mam odniesienia. To moje pierwsze spotkanie, ale z pewnością nie ostatnie. Dla mnie nie jest to pozycja, który rzuca na kolana. Ale jest naprawdę bardzo dobry.

Lęk. Czym jest? Czego się boimy? Każdy ma zapewne swoje obawy i lęki. Dla mnie, jako rodzica,  był to niesamowicie wciągający kryminał. Bo czy może być coś bardziej zatrważającego niż lęk o własne dziecko? Gdy nie wiadomo gdzie jest i czy w ogóle żyje... A co, jeśli okazuje się, że wcale nie znałeś własnego dziecka? Gdy Twoja pociecha znika i ty nie potrafisz jej odnaleźć. Nawet z pomocą policji. I, gdy nagle w trakcie śledztwa, okazuje się, że twoje życie wygląda zupełnie inaczej niż o tym wcześniej sądziłeś?

Trudno pisać o kryminale nie zdradzając istotnych wątków fabuły. Przynajmniej ja mam z tym problem.

Akcja toczy się niespiesznie. Rodzice zgłaszają zaginięcie córki. Poszła wynieść śmieci. I zniknęła. Nie ma żadnych śladów. Ani porwania, ani zabójstwa, ani samobójstwa. 
Policja wszczyna śledztwo, rodzice szleją z niepokoju. 
I w trakcie śledztwa wychodzą na jaw fakty, o których nikt z dorosłych bohaterów nie miał pojęcia.
Policja prowadzi dochodzenie. I w jego takcie nowe fakty ujrzą światło dzienne. I giną kolejne dzieciaki. Nic nie pasuje do siebie, układanka nie chce się ułożyć...

Autorowi udało się stworzyć świetny klimat. Atmosferę niepewności, obawy i lęku. Rodzice robią, co mogą, aby pomóc policji, a policja robi, co może, aby odnaleźć dzieci całe i zdrowe. Akcja rozwija się powoli, napięcie rośnie, niepewność nabiera na sile. Stróże prawa wydają się bezsilni. Śledztwo nie posuwa się na przód. A mnie, jako czytającemu rodzicowi, włosy stają dęba. Co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Czy potrafiłabym siedzieć w domu i czekać? Mnóstwo pytań, mnogość problemów, sporo "przystanków" na przemyślenia.

Polubiłam też panów: komisarza Iwanowicza i podkomisarza Gawłowskiego. Z zainteresowaniem czytałam o ich życiu prywatnym, walce z własnymi demonami i historiami z przeszłości. Te "prywatne" fragmenty z życia policjantów sprawiły, że stali się bardziej "ludzcy", a nie tylko "super bohaterscy".

Pan Hubert używa języka prostego i, można powiedzieć, codziennego. Ale nie prostackiego. Zdania są dopracowane. I oddają przenikliwość autora dotyczącą pewnych zachowań społecznych. A to sprawia, że bardzo szybko się czyta. Kartki śmigają, ciekawość rośnie, niepokój się wzmaga. Nie można przestać czytać...

Fabuła wzbudzała moje zainteresowanie wraz z ilością przerzucanych kartek. Akcja nabierała tempa tak, że końcówkę czytałam z zapartym tchem. Choć autor podsuwał tropy, dodawał dowody, to i tak nie zgadłam zakończenia. Choć obstawiałam kilka wariantów. A to lubię. Ten element zaskoczenia.

Polecam. 
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Niespokojni zmarli. Simon Beckett

TYTUŁ: Niespokojni zmarli
AUTOR: Simon Beckett
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
GATUNEK: thriller/sensacja/kryminał
LICZBA STRON: 503

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Jak ja uwielbiam takie książki! Mnóstwo trupów, krwi i wnętrzności. I to jak Beckett tłumaczy zawiłości z zakresu antropologii sądowej. Nawet ja rozumiem. I do tego ten David Hunter, inteligentny i przystojny o przenikliwym umyśle. To lubię!
To już piąta część z błyskotliwym lekarzem. Wszystkie poprzednie pochłonęłam na jednym wdechu. Kolejno to były: "Chemia śmierci", "Zapisane w kościach", "Szepty zmarłych", "Wołanie grobu".
I tak to kolejna część miała wysoko podniesioną poprzeczkę.
Ale chyba coś poszło nie tak...
Albo ja już się zmanierowałam...

Niestety akcja mnie nie porwała. A nawet w pewnym momencie uśpiła. Sama fabuła rozciągnięta do granic możliwości. Tak, że miałam ochotę czasami przewrócić i ominąć kartkę. Tropy podsuwane przez autora mnie nie intrygowały, całość akcji, a może w zasadzie jej brak, poprowadzona w sposób taki, że wcale nie byłam ciekawa, co dalej. A wiecie, co było najgorsze? Gdzieś tak w połowie książki zaczęłam podejrzewać,  jakie będzie zakończenie. A tego nie znoszę! Brrr...
Bohaterowie nie wzbudzili we mnie żadnych emocji. Byli jak mijani obojętnie przechodnie w deszczowy dzień. Nawet doktor Hunter był taki jak nie on...
Sama intryga kryminalna, że tak się wyraża, nie była zła. Ale czegoś brakło... Napięcia? Niepewności? Zaciekawienia?

Ale było coś, co mnie urzekło. To opisy krajobrazu i pogody: łachy mułowe i mokradła, wydmy, szalejący wiatr od morza, deszcz, strumienie, przypływy i odpływy, błoto, rozlewiska, trawy, wieże fortu morskiego, słona wilgoć w powietrzu. Tak, to mi bardzo przypadło do gustu.
No i oczywiście te wszystkie opisy zwłok. Tam zastygła krew, tam oderwana stopa. Gotowanie zwłok w specjalnym roztworze, aby oddzielić tkanki miękkie od kości, sekcje zwłok. Te fragmenty czytałam z zaciekawieniem. 
A gdyby komuś było mało tych "okropnych" opisów, to odsyłam na stronę Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii. Tam opisów pod dostatkiem. www.amsik.pl

I to tyle. Ale żeby było jasne: to nie jest zła książka. Myślę, że fani kryminałów będą zadowoleni.
Ale to chyba u mnie nie był dobry moment na taką lekturę.
Radzę przekonać się samemu, po której stronie staniecie: zachwyconych czy rozczarowanych.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

sobota, 10 czerwca 2017

Zapach suszy. Tomasz Sekielski. Audiobook

TYTUŁ: Zapach suszy
AUTOR: Tomasz Sekielski
WYDAWNICTWO: audioteka/Osorno/Od deski do deski
GATUNEK: thriller polityczny
CZAS SŁUCHANIA: 9 godzin
CZYTA: Tomasz Sekielski

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie ksiażek



Zacznę od tłumaczenia się. Popatrzcie na zdjęcie. Z pełną premedytacją umieściłam na tej fotce te dwie pozycja. Dla mnie są one bardzo ważne. I miałam nadzieję, że to one przyświecają bohaterom tego thrillera. Bo, czy jest coś ważniejszego dla polityka niż konstytucja? I, analogicznie, czy to nie Biblia powinna być najważniejsza dla księży? O moja naiwności! Po zakończeniu tej książki mam teraz wrażenie, że jestem ostatnią, która wierzy w uczciwość i przyzwoitość osób u władzy czy hierarchów kościelnych.
Tłumaczę się, dlatego, żeby było jasne, że tym zdjęciem nie chciałam nikogo urazić. Ono świetnie oddaje treść tej powieści.

I śmiało mogę napisać, że u mnie w domu wydarzył się cud. Cud nad cudy! Dlaczego? Ponieważ ja wcale nie sięgam po książki, które choć trochę zahaczają o politykę. Mam jej, na co dzień w takich ilościach, że nie potrzebuję jeszcze w literaturze. To po pierwsza. A po drugie, na wiosnę się zakochałam. Tak, zakochałam się w audiobookach. To moje odkrycie roku. A w tym konkretnym to sam autor mnie uwiódł swoim głosem.

Cały czas się zastanawiam jak to się stało, że ja, przeciwniczka polityki w literaturze, zachwyciłam się tą pozycją? Normalnie z podziwu wyjść nie mogę...

W tej chwili nie znajduję NIC, co mogłabym skrytykować. A u mnie to bardzo rzadki przypadek.

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to okładka. Choć trudno pisać o okładce, kiedy słucha się audiobooka. Ale mnie się podoba. Zwraca uwagę i jest taka niejednoznaczna.

Po drugie: głos lektora. Znam przecież Pana Tomasza z tv, ale nie spodziewałam się, że mnie tak jego głos urzeknie. W tym przypadku okazało się, że autor czytający swoją własną książkę to strzał w dziesiątkę. Słuchałam zahipnotyzowana... jak nastolatka...

Po trzecie: treść. Miałam obawy czy thriller polityczny to coś dla mnie. Bo thrillery uwielbiam, to o polityce nie lubię czytać.  A tu proszę! Treść jak najbardziej ok, wszystko dla mnie zrozumiałe i ciekawe. Akcja poprowadzona "od d#py strony", czyli już na początku znamy zakończenie. A czytając dalej poznajemy fakty, które miały miejsce zanim doszło do finału akcji. Czyli do zamachu terrorystycznego w Warszawie. Choć w powieści występują przeskoki w czasie, to mnie to wcale nie przeszkadzało. Płynnie przemieszczałam się w czasie i pomiędzy bohaterami.

Po czwarte: sama fabuła. Nie będę o niej pisać. To jedna z tych książek, o których treści ciężko cokolwiek napisać, aby nie spojerować. Akcja jest świetnie poprowadzona, budzi zaciekawienie, wzbudza zainteresowanie. Nie wierzycie? W trakcie powrotu do domu wybierałam dłuższą trasę, aby móc dłużej słuchać.

Po piąte: sposób pisania Sekielskiego. Dla mnie bomba! Autor jest świetnym obserwatorem rzeczywistości, ma cięty język, poczucie humoru i potrafi jednym zdaniem podsumować pięknie. Takie wstawki typu # ( hasztag) wielokrotnie powodowały, że parskałam śmiechem. Choć nie lubię przekleństw w literaturze, to tutaj wydały mi się jak najbardziej uzasadnione. I mnie się kilka razu zdarzyło zabluźnić w trakcie słuchania. Dlaczego? Bo to, o czym słuchałam gwałci moją wrażliwość. Politycy zamieszani w "półświatek", skorumpowani policjanci, księża wykorzystujący dzieci, zakonnice bez serca, biznesmeni bez skrupułów, handel żywym towarem, wykorzystywanie władzy i pieniędzy do zaspokajania własnych żądz, morderstwa, gwałty i tortury.
Mam tylko taką cichą nadzieję, że Sekielski nie pisał tej pozycji na podstawie własnych doświadczeń dziennikarskich. Bo obraz Polski, który wyłania się z kart tej lektury przyprawił mnie o "gęsią skórkę"...

Po szóste: pomiędzy rozdziałami snuła się nastrojowa muzyczka, która bardzo przypadła mi do gustu. Robiła świetny klimat.

Po siódme: zakończenie zaskakujące. A to lubię. Narobiło mi "smaka" na kolejne części.

Po ósme: moją uwagę zwróciło to, jak Pan Tomasz kreował bohaterów. Czuć odrazę i sympatię jednocześnie to bohatera powieści? Rzadkość u mnie.

Po przeczytaniu "Zapachu suszy", doczytałam dopiero, że jest to pierwsza część trylogii "Susza". Mam tylko nadzieję, że autor znów sam będzie czytał. A wtedy z pewnością sięgnę po kolejny element tej serii.

Polecam szczerze!
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

środa, 7 czerwca 2017

Niebo pod Śnieżką. Joanna Sykat

TYTUŁ: Niebo pod Śnieżką
AUTOR: Joanna Sykat
WYDAWNICTWO: Replika
GATUNEK: współczesna literatura obyczajowa
LICZBA STRON: 304
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Dziś będzie krótko. 
Z wielką niecierpliwością wyczekiwałam tej książki. Poprzednia pozycja tej autorki, "Cztery strony miłości", zachwyciła mnie totalnie, więc ta miała wysoko podniesioną poprzeczkę. Niestety. Coś poszło nie tak. Nie zaiskrzyło między nami...

Historia czterdziestoletniej Kingi, która odkrywa tajemnicę rodziną dla mnie jest banalna. Już w połowie opowieści domyśliłam się zakończenia. Dla mnie wszystko było przedstawione w sposób mało interesujący i przewidywalny. A tego nie cierpię w książkach. Nic nie było w stanie przykuć mojej uwagi.

Sama bohaterka też mnie denerwowała. Dla mnie ona po prostu była niedojrzała i zupełnie nie trafiały do mnie jej przemyślenia. Nie byłam w stanie jej polubić.

Jakoś nie umiałam wczuć się w tę historię. Nie znalazłam w niej ładunku emocjonalnego, którego oczekiwałam. Nie wciągnęła mnie i nie porwała.

Ale znalazłam coś w tej lekturze, co mnie zachwyciło. To zaprezentowanie samej Śnieżki i okolic. Sama majestatyczna góra, opisy zachwycającej przyrody. Przedstawione w taki sposób, że zapragnęłam spakować się i jechać zwiedzać opisywane tereny. A żeby tego było mało, to po skończeniu wróciły wspomnienia...

Ponieważ kocham góry miłością prawie  tak wielką jak książki, zwiedzałam tę część Polski nie jeden raz. I mogę Was zapewnić, że Pani Joannie udało się oddać klimat i piękno tego rejonu kraju.

Na koniec zaznaczę wprost: to nie jest zła lektura. Ja się spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Pozycja ta nie trafiła w mój gust. A może jestem za stara na takie opowieści...

Polecam samemu sprawdzić jak jest z tą książką.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Gen atlantydzki. A.G.Riddle. Audiobook.

TYTUŁ: Gen atlantydzki
AUTOR: A. G. Riddle
WYDAWNICTWO: Jaguar/ audioteka
GATUNEK: thriller/sensacja
CZAS SŁUCHANIA: 17 godzin
CZYTA: Mariusz Bonaszewski
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


I kolejny audiobook wysłuchany przeze mnie. Zaczynam coraz bardziej lubić tę formę zapoznawania się z książkami. Tym bardziej doceniam, bo gdybym miała czytać wersję papierową, to pewnie bym porzuciła. Nie moje klimaty zupełnie, nie lubię sensacji i pościgów. A jednak Pan Bonaszewski stworzył swym niesamowicie charakterystycznym głosem taki nastrój, że nie mogłam się oderwać od słuchania. Raz to nawet pojechałam okrężną drogą do domu, aby tylko dowiedzieć się jak skończył się rozdział... 

Książka ta należy do cyklu "Zagadka pochodzenia" i jest pierwszą z trzech części. Pozostałe to "Atlantydzka zaraza" i "Atlantydzki świat". Myślę, że fani wszelakich teorii spisowych będą zadowoleni. Jak i fani Dana Browna. Autor tak tu nawpychał tyle różnych wątków, że można się, w pierwszej chwili, pogubić.
Czego tu nie ma? Zatopiona Atlantyda, tajne badanie, genetyczne laboratoria, zawiłe szyfry ukryte w nekrologach, historia ewolucji, naziści, rasa panów, eksperymentalne badania na dzieciach z autyzmem, zakulisowe organizacje i sama już nie wiem, co jeszcze. 

Nie mam doświadczenia z tego typu literaturą. Rzadko sięgam po sensację.
Przyznaję: jestem fanką Dana Browna.
Mnie tak książka się spodobała.
I brawa dla pana lektora. Uwiódł mnie swoim głosem i stworzonym klimatem. 
Pomimo dużej różnorodności tematycznej książka ta jest ciekawie napisana, a informacje zostały podane w sposób przystępny nawet dla takiego laika jak ja. I pozostawiła mnie z pytaniami. Czy ludzkości grozi zagłada? Czy badania genetyczne podążają w dobrym kierunku? Czy Atlantyda naprawdę istniała? 

Ja to w czytanych lekturach akurat lubię. Kiedy poruszana są tematy, o których nie myślę na co dzień. No, bo trudno zastanawiać się pomiędzy robieniem zakupów a gotowaniem obiadu czy genetycy w swoich laboratoriach czasem nie tworzą super rasy panów...

Ja polecam. Ale tylko pod warunkiem, że potraktuje się tę powieść jako rozrywkę.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

sobota, 3 czerwca 2017

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął. Jonas Jonasson

TYTUŁ: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
AUTOR:  Jonas Jonasson
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: współczesna powieść szwedzka
CZAS SŁUCHANIA: 13 godzin, 13 minut
CZYTA: Artur Barciś

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Od razu napiszę, że nie mam doświadczenia z audiobookami. To mój drugi raz.

Książkę w papierowej wersji czytałam, ale porzuciłam. Usypiała mnie. W sumie miałam do niej dwa podejścia i dwa nieudane. A że mówią: do trzech razy sztuka... Naczytałam się tyle pochlebnych opinii, że postanowiłam dać książce ostatnią, trzecią, szansę... Tak naprawdę przekonał mnie czytający audiobooka, czyli Artur Barciś. Uwielbiam go, jako aktora i postanowiłam sprawdzić jak sobie poradził z tą książką.

W moim odczuciu poradził sobie rewelacyjnie! Mogę śmiało powiedzieć, że uratował tę pozycję!

A wracając do treści...

To pierwsza moja lektura, podczas, której co chwilę zerkałam, jaką książkę czytam. Bo po tym, co czytałam o tej pozycji nic mi się nie zgadzało. Opinie takie jak: "mega śmieszna", "zabawna", "świetny rozweselacz", "powieść na poprawę humoru", "idealna lektura na wakacje" nijak nie pasowały mi do treści... Czasami miałam wątpliwości, że coś poplątałam: czytam nie tę książkę, o której czytałam opinię.

Fabuła jest ciekawa. Stulatek mieszkający w domu opieki społecznej w dniu swoich setnych urodzin ucieka przez okno. Akcja dzieje się dwutorowo: obserwujemy ucieczkę Alana, tytułowego stulatka, i czytamy życiowe wspomnienia naszego bohatera. A że Alan obchodzi piękne, setne urodziny, to ma co wspominać... Tak w skrócie można opisać fabułę.

Dla mnie ta pozycja nie jest ani zabawna, ani śmieszna. Jest  refleksyjna, smutna, skłaniająca do myślenia. Taki słodko-gorzki koktajl. Przygody, o których wspomina Alan wydają się nieprawdopodobne, ale, moim zdaniem możliwe. Sto lat to jednak długi okres.

Spotkania z ważnymi postaciami historycznymi, udział w istotnych momentach historii, niesamowite zwroty akcji i to wszystko okraszone humorem, refleksją i ironią. Nie widzę w tym nic śmiesznego. Choć wielokrotnie uśmiechałam się pod nosem. Ale raczej z nostalgią i rozmarzeniem.

W moim odczuciu autor przedstawił, w postaci życiorysu Alana, historię XX wieku w sposób ironiczny i filozoficzny. Wszystkie opisane zdarzenia jak i osoby są pokazane w sposób skłaniający do zastanowienia się. W tekście "przemyconych" jest wiele refleksji i mądrości życiowych. I w tym momencie zgadzam się ze stwierdzeniem, że przygody Alana podobne są do życiorysu Forresta Gumpa. I idealnie tu pasuje cytat z książki Winstona Grooma:

"Moja mama zawsze mówiła: „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.”

Nie rozumiem zachwytów na tą książką i tych wszystkich określeń, którymi opisywana jest ta pozycja.
Mnie ona wprawiła w nostalgię i zastanowienie. Spojrzałam na fakty historyczne i znane osobistości z zupełnie innej strony.

"Stulatek...." długo siedział w mojej głowie.
A to lubię.
I dlatego polecam.
Ale wyłącznie audiobooka w interpretacji Artura Barcisia.
Brawa dla pana aktora!

PS. Wiosna to piękna pora roku. Ale nie sprzyja siedzeniu w fotelu i czytaniu. Dlatego skusiłam się na audiobooka, kiedy pracowałam w ogrodzie. Od razu praca lepiej szła. Polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek