sobota, 31 marca 2018

Znajdź mnie. J.S. Monroe {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁ: Znajdź mnie
AUTOR: J.S. Monroe
WYDAWNICTWO: W.A.B.
GATUNEK: thriller
STRON:  445
DATA PREMIERY: 4 KWIETNIA 2018

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




Uwielbiam thrillery. Ale też mam wobec nich duże wymagania. Nie każdemu udaje się wywołać gęsią skórkę i suchość w gardle ze strachu. A temu się udało...

Przyznaję się bez bicia: autora nie znam. Ale z okładki dowiedziałam się, że ten Brytyjczyk napisał już 5 thrillerów szpiegowskich pod swoim prawdziwym nazwiskiem, a dopiero ten wydał pod pseudonimem.
Podchodziłam pełna obaw do tej książki. Ostatnio doświadczam samych rozczarowań jeśli chodzi o głośno reklamowane hity. 

To jedna z tych lektur, których streszczanie fabuły nie jest możliwe. Dlaczego? Bo wtedy trzeba by było zdradzić istotne wątki fabuły. A nie o to tu chodzi... Napiszę tylko, że Jar nie może się pogodzić ze śmiercią swojej ukochanej Rosy i wciąż, po pięciu latach od jej śmierci, szuka jej. Tylko, że nikt mu nie chce uwierzyć, że Rosa żyje. A Jar ją widział ostatnio...

Fabuła poprowadzona jest tak, że od samego początku moje ciekawość zostaje pobudzona maksymalnie. Cały czas, podczas czytania, zastanawiam się czy to Jar ma problem z żałobą po ukochanej czy sam traci zmysły? Wierzyć mu czy nie? Co jest prawdą, a co zwidami? Kibicować mu czy uznać za chorego? Oj, miałam mieszane uczucia. I, w pewnym momencie, zaczęłam mu bardzo współczuć.  Mężczyzna nie może pogodzić się z utratą ukochanej... tyle lat... tęskni... szuka jej...

I tak sobie spokojnie czytam, współczując Jarowi i rozmyślając nad tym czy Rosa rzeczywiście umarła, aż tu powoli akcja zaczyna nabierać tempa i, gdzieś tak od połowy książki, już nie mogłam się oderwać. Czytałam coraz szybciej i szybciej, a w pewnych momentach wstrzymywałam oddech i krzywiłam twarz z obrzydzenia.

Tematyka poruszona w tym thrillerze jest szeroka. Autor spowodował, że jeszcze długo będę myślała nad pewnymi sprawami. Jeżeli jeszcze nie zachęciłam Cię do sięgnięcia po tę nowość, to zadam Ci kilka pytań. Jeśli choć na dwa odpowiesz tak, to musisz przeczytać tę książkę.

Czy lubisz się czuć ciarki na plecach kiedy czytasz thrillery?
Czy lubisz, kiedy autor przedstawia, obok głównego wątku,  pewien problem społeczny i rozbudowuje tło obyczajowe?
Czy podoba Ci się to, że po przeczytaniu książki, temat poruszony w niej, siedzi Ci w głowie jeszcze kilka dni?
Czy zdarzyło Ci się kląć podczas czytania? 
Czy po skończeniu lektury szukałeś informacji w internecie na tematy poruszone w książce?
Czy wierzysz w to, że każdy człowiek ma w sobie iskierkę dobra?
Czy kochasz zwierzęta?
Czy wierzysz, że rozwój przemysłu farmaceutycznego idzie w odpowiednim kierunku?
Czy etyka w zawodzie jest ważna?

Mogłabym jeszcze wiele pytań napisać. Pytań, z którymi zostawiła mnie ta nowość.

Książka otrzymuje u mnie ocenę 9/10. 
Dla mnie małym minusem było zbyt długi początek, w który nie od razu się wciągnęłam. Doceniłam go dopiero po zakończeniu czytania. 
Plusami są dobrze poprowadzona fabuła, rozbudzenie ciekawości czytelnika, interesujący bohaterowie, zaskakujące zakończenie, poruszona problematyka społeczno-obyczajowa, wywołanie napięcia i przyspieszonego oddechu oraz pewne opisy przy których moja wrażliwość cierpiała. Czyli dostałam to, czego oczekiwałam od dobrego thrillera.

Polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek; to nosi podpis: pies labrador ma parcie na szkło...

środa, 28 marca 2018

Kobieta, którą pokochał Marszałek. Opowieść o Oli Piłsudskiej. Katarzyna Droga {RECENZJA PRZEDPREMIEROWA}

TYTUŁKobieta, którą pokochał Marszałek.  Opowieść o Oli Piłsudskiej
AUTOR: Katarzyna Droga
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
GATUNEK: biografia
STRON: 363
DATA PREMIERY: 4 kwietnia 2018 

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova





Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




W tym roku obchodzimy setną rocznicę odzyskania niepodległości. Piękne święto.
Ale co trzeba było zrobić by tę niepodległość odzyskać? Ile ofiar złożyć?
Ta książka idealnie wpisuje się w rocznicowe uroczystości. Dlaczego?
Bo pokazuje nam drogę do odzyskania suwerenności i porusza kilka innych ważnych spraw. 
I choć nie lubię polityki w literaturze, to tutaj nie można jej pominąć, gdyż w życiu bohaterów ogrywała ona bardzo ważną rolę. Była więc polityka, ale w dawce znośnej dla zwykłego czytelnika. 

Autorka przedstawia historię drugiej żony Marszałka, Aleksandry Szczerbińskiej. Kobiety wyjątkowej i wyróżniającej się spośród dam, które otaczały Piłsudskiego. Związek ich, jak na tamte czasy, wzbudzał wiele kontrowersji, bo Józef zaczął się spotykać z Aleksandrą kiedy był żonaty z Marią. Razem byli 29 lat, a małżeństwem 14. A połączyło ich oprócz miłości do siebie również pragnienie wolności dla Ojczyzny. 

Aleksandra Szczerbińska wyróżniała się na tle kobiet sobie współczesnych. Kiedy Polska nie istniała na mapie Europy i była podzielona przez zaborców, to nasza bohaterka działała w PPS-ie, przemycała dynamit i rewolwery, podejmowała działania, które niejednego mężczyznę by zaskoczyły. Była aresztowana i siedziała w więzieniu. Była bezdzietną panną, która brała udział w akcjach przeciwko zaborcom. I choć teraz to wszystko nie wywołuje kontrowersji, to należy pamiętać, że zanim Polska odzyskała niepodległość, to kobietom nie wolno było studiować ani nie miały praw wyborczych. Jedyną słuszną drogą życiową było być żoną, matką i gospodynią domowego ogniska. Ale Aleksandra nie przejmowała się konwenansami. Żyła jak chciała i brała z życia czego pragnęła.
I ta postawa życiowa bardzo przypomina mi moją ukochaną Marię Skłodowską Curie. Ten sam okres w historii i to samo nieoglądanie się na zwyczaje i uprzejmości.
Osoba naszej "towarzyszki Oli'' budzi wiele zastrzeżeń, bo była kochanką Marszałka, bo posądzano ją o rozbicie małżeństwa Piłsudskich, bo wzięli ślub kilka miesięcy po śmierci Marii, bo angażowała się w politykę, bo wychodziła poza schematy określone przez społeczeństwo.

Autorce udało się pięknie opisać Panią Aleksandrę i jej związek z Ojcem Narodu. Nie było egzaltacji i grania na emocjach. Choć, przyznać się muszę, że kilka razy łza zakręciła mi się w oku. Nie było oceniania i przygniatania czytelnika polityką. 
A co było? Była piękna miłość do mężczyzny, wielki uczucia do Ojczyzny, niezłomność w dążeniu do odzyskania niepodległości, troska o nowo powstały kraj, niezachwiany patriotyzm i miłość do córek. A wszystko przestawione bardzo plastycznie z dbałością o szczegóły. 

Ale mam dwa zastrzeżenia. Żeby nie było zbyt "słodko".

Autorka napisała dedykację: 
"Książkę poświęcam Aleksandrze Piłsudskiej i Polkom walczącym sto lat temu o nasze dzisiaj (...)".
I to mnie razi z tytułem "Opowieść o Oli Piłsudskiej". To w końcu Pani Aleksandra czy Ola? 

A drugą uwagę mam do zakończenia. Autorka dużo poświęciła, że tak się wyrażę, okresowi życia na polskiej ziemi, a zupełnie "po łebkach" potraktowała życie Piłsudskiej na emigracji. A mnie ten wątek ciekawił równie mocno. Jak sobie poradziła: w powojennej rzeczywistości w obcym kraju, bez męża, z dwoma córkami, na wyspach brytyjskich? Chętnie bym poczytała... 

Polecam szczerze.
Nie zapominajmy, że nie tylko mężczyźni walczyli o odzyskanie niepodległości.
Kobiety też miały swój wkład. 

niedziela, 25 marca 2018

Hygge. Klucz do szczęścia. Meik Wiking

TYTUŁHygge. Klucz do szczęścia.
AUTOR: Meik Wiking
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
GATUNEK: poradnik/styl życia
STRON: 288
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


A co to jest to całe Hygge? Ustalmy zanim zaczniemy się nad nim rozwodzić...

Hygge – duńskie słowo oznaczające komfort, wygodęprzytulność, używane jako określenie osiągnięcia wewnętrznej równowagi, bezpieczeństwa i szczęścia, zwłaszcza przez społeczeństwa skandynawskieKoncept narodził się w Danii w XIX wieku

To tyle jeśli chodzi o definicję.

Po książkę sięgnęłam, bo zastanowiło mnie słowo "hygge". 
Po lekturze dochodzę do wniosku, że mentalnie jestem Dunką i uwielbiam hygge.

Nie będę streszczać książki.
Podam Ci w punktach powody dla których warto sięgnąć po ten poradnik.

*pierwsze na co zwróciłam uwagę to okładka: sztywna, kolorowa, przykuwająca wzrok,
*jakość wydania czyli mnóstwo świetnych zdjęć, które dodają książce atrakcyjności,
*prostota przekazu czyli każdy pochłonie i ogarnie treść,
*rozdziały pogrupowane tematycznie, co ułatwia zrozumienie treści,
*sama "filozofia" hygge przedstawiona jasno i wyczerpująco.

I po pochłonięciu tego poradnika doszłam do wniosku, że Polacy powinni dużo jeszcze nauczyć 
się od Duńczyków. Dania jest krajem położonym w Europie Północnej, wyspiarskim, nizinnym, 
w ciągłym deszczu lub mgle, ani atrakcji geograficznych, ani rolnictwa na poziomie światowym.
Czyli ogólnie nie ma czym pochwalić. To co wpływa na to, że Duńczycy są najszczęśliwszym narodem
na świecie? Odpowiedź można znaleźć w książce.

Poradnik ten idealny na pochmurne i deszczowe wieczory.
Wspaniale poprawia humor, otula niczym ciepły kocyk, rozgrzewa jak herbata z wkładką.
Uwielbiam hygge: ciepłe swetry, świece, wyłączony telefon, bycie razem, domowe wypieki, 
swobodę w ubiorze, rzeczy zrobione z drewna, "myślenie dotykiem", dobrej jakości czekoladę, 
uwielbiany napój, dobrą muzę w tle.

Bardzo polecam. Szczególnie w śnieżny marzec czy deszczowy listopad.
Idealnie poprawi humor i wprawi w odpowiednio szczęśliwy nastrój.

środa, 21 marca 2018

Miejsce i imię. Maciej Siembieda

TYTUŁMiejsce i imię
AUTOR: Maciej Siembieda
WYDAWNICTWO: Wielka Litera
GATUNEK: thriller/sensacja
STRON: 488
CYKL: Jakub Kania, tom 2

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Nie ma to jak trafić przypadkiem na wciągającą książkę rodzimego pisarza!
Zastanawiam się dlaczego wcześniej nie spotkałam się z tym autorem. Pan Maciej jest pisarzem i reportażystą wielokrotnie nagradzanym. O tym też nie słyszałam. Pierwszy tytuł cyklu z Jakubem Kanią o intrygującym tytule "444" miał premierę w kwietniu 2017 roku, a tom 2 w marcu 2018. I ja, jak zwykle, musiałam zacząć czytać od d..y strony. Ale nie będę ukrywać, że moją uwagę zwróciłam okładka ze swastyką. Wiadomo czego była symbolem i wiadomo nie od dziś, że ja obok takiej książki nie przejdę obojętnie.

Książka ma prawie 500 stron. Ja do takich "cegieł" podchodzę jak pies do jeża. No, bo jak musi być napisana sensacja, żeby mnie utrzymać w napięciu i ciekawości przez tyle stron ? Obawy zawsze mam...
Ale Ty już nie musisz! Bez żadnych lęków sięgnij po tę pozycję! 

W pierwszej kolejności kłaniam się w pas za zgłębienie tematu. Szczękę z podłogi zbierałam. A żeby jeszcze było mało to pan Autor rewelacyjnie przedstawił całą historię. I jeśli ktoś ma obiekcje czy dawka wiedzy historycznej nie jest za duża, to mówię: nie! Choć może się tak wydawać... No bo czego my tu nie mamy:  prokuratora IPN, polskich policjantów, Instytut Pamięci Jad Waszem, holenderskich Żydów pociągi do Auschwitz, szlifierzy diamentów, rosyjskich "biznesmenów", Stille Hilfe,  potomków nazistów, Amsterdam i Warszawę. I choć można mieć odczucie, że ta ilość faktów przerazić może czytelnika, to nic z tego. Autor uknuł przemyślaną fabułę, która ciekawie się snuje ujawniając po kawałeczku całą historię. 

I choć "podróżujemy w czasie" od lat 20 XX wieku w Holandii, poprzez lata 30, drugą wojnę światową aż do współczesnej Polski, to wszystko się pięknie przeplata niczym kolorowy kobierzec. Pomimo wielu wątków, licznych postaci i miejsc, w których dzieje się ta historia, to wcale nie miałam uczucia zagubienia. Wręcz odwrotnie: dałam się ponieś tej opowieści i czytałam z zapartym tchem.

Panu Maciejowi udało się wzbudzić we mnie zaciekawienie i niepokój jakiego rzadko doświadczam podczas czytania. Ponieważ wątki czasowe się przeplatają, to ja chciałam czytać i czytać, żeby przekonać się jak pisarzowi uda się je wszystkie spiąć na koniec. No i jak zakończy się ta cała afera...

Jestem bardzo zadowolona. Poszerzyłam swoją wiedzę nie tylko z zakresu drugiej wojny światowej, ale także z tematyki kamieni szlachetnych i ich obróbki oraz historii Żydów holenderskich. Zainteresowałam się działalnością IPN-u jak i dalszymi losami nazistów i ich rodzin. Będę zgłębiać dalej te tematy na własną rękę.

Podczas czytania nie opuszczało mnie jedno skojarzenie. Że Jakub Kania jest polskim odpowiednikiem Roberta Langdona z książek Dana Browna. Inteligentny, wykształcony, skrupulatny, przystojny, nieustępliwy i z ogromną wiedzą. Ale Jakub ma jeszcze jedną cechę, którą mnie ujął: poczucie humoru okraszone odrobiną cynizmu i złośliwości. ("efekt dziadka przebranego za wnuczka"). Nie raz mi się zdarzyło, że podczas czytania parsknęłam śmiechem. I to go odróżnia od bohatera książek Browna. Zdecydowanie na plus.

Nie sposób pominąć kapitan Barskiej. Polecam zwrócić na tę osóbkę uwagę. Polubiłam ją.

I jeszcze na koniec o zakończeniu. I kiedy już myślałam, że nastapiło rozwiązanie zagadki, to autor dał mi pstryczka w nos i otworzyłam oczy ze zdziwienia. Super!
Polecam tę książkę uwadze, a ja lecę po "444".

niedziela, 18 marca 2018

Rozmówca. Chris Carter

TYTUŁRozmówca
AUTOR: Chris Carter
WYDAWNICTWO: Sonia draga
GATUNEK: thriller/kryminał
STRON: 368
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





To już 8 tom z cyklu Robert Hunter. I moje 8 spotkanie z tym genialnym bohaterem. Co jednoznacznie wskazuje mnie jako fankę tego cyklu. Czyli obiektywnie nie będzie...
Zacytuje sama siebie:
"Śmiało mogę powiedzieć, że pojechał po schemacie. Krótkie rozdziały, napięcie rosnące nieśpiesznie, makabryczne zbrodnie, bezwzględny psychopata, nieprzewidywalne zwroty akcji, zachwycający Robert H. i zaskakujące zakończenie. Czyli to, co zawsze można znaleźć w książkach Cartera".
I to wszystko znalazło się w tej części. 
Tylko, że nie od razu ruszyło "z kopyta". Tak gdzieś dopiero od połowy książki już jej nie mogłam odłożyć.
Oprócz tego co napisałam wyżej tutaj dużym plusem, jak dla mnie, jest przedstawione zjawisko społeczne, które można nazwać plagą XXI wieku. O czym myślę? Media społecznościowe.  Chociaż nie. Carter poruszył kilka tematów, które mi dały do myślenia.
Jednym z nich ekshibicjonizm internetowy. Wiele osób umieszcza w sieci tak wiele informacji, że odnalezienie ich i stworzenie krótkiej charakterystyki nie sprawia najmniejszego problemu: gdzie mieszkamy, co lubimy jeść, gdzie bywamy. Czyli sami wystawiamy się na celownik psychopaty.
Udział techniki w popełnieniu przestępstwa. Tutaj mamy telefony i wideo rozmowy. Podobnie jak w tomie 5 czyli "Jeden za drugim", gdzie psychopata transmitował zbrodnie przez internet. Czyli rozwój cywilizacji generuje nowy rodzaj przestępstw.
Pokolenie odmóżdżonych... i tu nawet tego nie skomentuje.
Trauma i życie z nią. Tutaj też nie mogę za dużo napisać. Ale pomoc psychologiczna okazała się do bani.
Poczytamy jeszcze w tej części o stalkingu. Ale też o przemocy fizycznej i psychicznej wobec ofiary, bo już samo odebranie życia to za mało.

Czyli jednym zdaniem podsumowując: oprócz "obrzydliwych obrzydliwości" mamy po tej lekturze kilka tematów do przemyślenia.

Polecam.  


sobota, 17 marca 2018

Kommando Puff. Dominik W. Rettinger

TYTUŁKommando Puff.
AUTOR: Dominik W. Rettinger
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: literatura współczesna
STRON: 320


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek




To moje pierwsze spotkanie z autorem, ale za to jakie emocjonujące. 
Nie czytałam innych tego autora, nie mogę porównać, nie odniosę się, ale ta...

Po pierwsza: tematyka obozowa, czyli ta po którą sięgam najczęściej.
Po drugie: przeplatanie wątków współczesnych z przeszłością.
Po trzecie: duża dawka emocji, która nie pozwala odłożyć książki ani na chwilę.
Po czwarte: to taki rodzaj lektury przy której myśli czytelnika czują się jak na karuzeli, a po skończeniu czytania ta karuzela wiruje dalej.
Po piąte: książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

Mnie te pięć powodów wystarczy by sięgnąć po książkę.

Fabuła można przedstawić w dużym skrócie tak: Anna przyjeżdża do Jerozolimy w poszukiwaniu kobiety, która pomogłaby wyciągnąć jej syna z więzienia. Znajduje jednak córkę tej kobiety. I ta dziewczyna przekazuje jej zapiski swojej matki, po których życie Anny nie będzie już takie samo. I może nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale gdy dodam że syn Anny pracował w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, a poszukiwana kobieta pracowała w obozowym domu publicznym, to historia ta nabiera zupełnie innego wymiaru, prawda?

I nic więcej nie napiszę z tego względu, że fabuła ta poprowadzona jest w taki sposób, ze autor powoli odkrywa przed czytelnikiem fakty i wydarzenia; nie są one prowadzone chronologicznie i wzbudzają w czytelniku niesamowite zaciekawienie. 

Ja zwróciłam uwagę na trzy rzeczy w trakcie czytania. W sumie to więcej mnie tematów zaciekawiło, ale te trzy targnęły mną najbardziej.

Praca w obozowym domu publicznym. Dla mnie piekło w piekle. Nie mnie oceniać wybory kobiet w tych ekstremalnie ciężkich czasach. Czy kobieta, która wymęczona głodem, ciężką pracą fizyczną, wszami, brudem i poniżaniem decyduje się na pracę w obozowym, nie bójmy się tego określenia, burdelu zasługuje na jakąkolwiek ocenę? W mojej ocenie: nie.

Uczucia Anny do syna. Tu rozumiałam ją jak matkę matka. Chciała pomóc synowi, nie dopuszczała do siebie myśli o tym czego mógł dokonać w czasie wojny. Bo jak pogodzić się z tym, że urodziło się i wychowało brutalnego nazistę? 

Mnie niesamowicie urzekła wrażliwość autora. Sposób w jaki opisał tak delikatny temat jak seks w obozie koncentracyjnym, przeżycia kobiet, rozterki Anny, jest dla mnie porażająco zachwycający. Zrobił to z wyczuciem, bez oceniania, z troską o szczegóły. Trafił tym wszystkim w moją wrażliwość i poczucie estetyki.

Tylko jedno mnie zadziwiło. Sama też nie mogę przestać o tym myśleć. Jedna z bohaterek tej książki, Eliza, przed wojną była oszustką, hazardzistką, naciągaczką, kłamczuchą, wykorzystywała naiwność bogaczy, prowadziła hulaszczy tryb życia. W obozie też nie przebierała w środkach aby osiągnąć cel. A ja ją bardzo polubiłam. Choć nie zawsze się zgadzałam z tym co robiła, nie zawsze pochwalałam jej wybory, choć mam wiele zastrzeżeń względem jej osoby, to bardzo głęboko zapadła w moje serce. 

I to zakończenie. W życiu bym takiego nie typowała. Mega zaskoczenie.

Moja ocena: 10/10.
Co prawda jest dopiero marzec, ale ta książka ma szansę stać się książką roku 2018, a na pewno wpada do TOP 10.

Polecam gorąco.

Ps. Nie zapomnij o chusteczkach.


poniedziałek, 12 marca 2018

Kres. Wołyń. Historie dzieci ocalonych z pogromu. Konrad Piskała, Leon Popek, Tomasz Potkaj

TYTUŁKres. Wołyń. Historie dzieci ocalonych z pogromu.
AUTOR: Konrad Piskała, Leon Popek, Tomasz Potkaj
WYDAWNICTWO: Fabuła Fraza
GATUNEK: wspomnienia
STRON: 272

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek






To jedna z tych książek, których nie da się czytać "na raz". I bez chusteczek się nie obejdzie. I cały czas się zastanawiam dlaczego natknęłam się na nią tak późno...

Przed rozpoczęciem czytania istotne jest zasięgnąć informacji o autorach. A jest trzech panów, co się raczej rzadko zdarza. 
Konrad Piskała to fotograf i dziennikarz wielokrotnie nagradzany.
Leon Popek to dr historii, pracownik IPN w Lublinie, autor wielu książek i artykułów poświęconych historii Wołynia.
Tomasz Potkaj, absolwent historii UW, dziennikarz.

Pan Leon Popek znajduje u Jadwigi Klimaszewskiej w pudełku po butach 129 listów i kart pocztowych z początku 1944 roku, napisanych przez dzieci ocalałe po rzezi wołyńskiej. I postanawia zgłębić temat tej korespondencji i odszukać ocalałe dzieci. I tak rodzi się pomysł na książkę.

Nie da się przez nią przebrnąć na spokojnie. Co innego czytać powieść opartą na faktach, a co innego widzieć na własne listy i zdjęcia dzieci, które przeżyły piekło na wołyńskiej ziemi. Na mnie właśnie te zdjęcia i listy zrobiły największe wrażenie. Wychudzone i wystraszone dzieci ze smutnymi minami. 
Dzieci, które ocalały po tej zbrodni na Kresach zostają przewiezione do zamku w Pieskowej Skale i tam zostaje utworzony dla nich sierociniec. I z tego miejsca piszą listy do swoich rodzin na Wołyniu. Listy łamiące serca i powodujące łzy w oczach. Korespondencja ta nigdy nie została wysłana i przeleżała ponad 60 lat u jednej z wychowawczyń sierocińca, dr Jadwigi Klimaszewskiej.

Ale autorzy nie ograniczyli się tylko do fotografii i listów. Odszukali dzieci, które mieszkały w Pieskowej Skale, przeprowadzali z nimi wywiady, odwiedzili miejsca o których opowiadali ocaleńcy, penetrowali archiwa. Wykonali kawał dobrej roboty.
Zabieg, który zastosowali czyli przedstawianie historii wojennych i opowieści współczesnych naprzemiennie bardzo dobrze wpływał na odbiór książki. Pozwalał nabrać oddechu. Przystanąć. Pomyśleć. Otrzeć łzy.

Połączenie opisów rzezi na Wołyniu z późniejszymi losami dzieci daje mieszankę bardzo emocjonalną. Czytam się z zapartym tchem i nagle sobie uświadamiam, że to fakty. Ogromne pokłady smutku wyzwoliły u mnie losy powojenne tych ocalałych dzieciaków. A Wołyń już nie należał do Polski. I rodzice nie żyli. I całe rodzinne wsie nie istniały. Oczywiście nie wszystkich spotkał jednakowy los. Część rodziców przeżyła i odnalazła swe dzieci. Ale większość musiała sobie sama radzić w dorosłym życiu. I walczyć z traumami z przeszłości. 

Jako podsumowanie napiszę tylko, że jako matce bardzo ciężko mi się czytało o losach tych dzieci tak bardzo skrzywdzonych przez los. A jako Polce jest mi przykro, że na żadnej stornie internetowej dotyczącej tej budowli nie znalazłam informacji, że w zamku w Pieskowej Skale w czasie wojny tak wiele nieletnich potomków ofiar rzezi wołyńskiej znalazło dom. Milczenie nie zawsze jest złotem...

Polecam.

niedziela, 11 marca 2018

Kobieta w oknie. A.J. Finn

TYTUŁKobieta w oknie
AUTOR: A.J. Finn
WYDAWNICTWO: W.A.B.
GATUNEK: thriller
STRON: 416

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek






Ta książka to kolejny przykład na to, że pracownicy działu reklamy spisali się lepiej niż sam autor. A ja znowu dałam się nabrać. Dlaczego?

Pozycja ta jest ciekawa niczym książka telefoniczna, a akcja pędzi niczym na maratonie żółwi. Chociaż, jakby się zastanowić, to w książce telefonicznej występuje więcej interesujących bohaterów.
Fabułę można streścić w kilku zdaniach.
Anna, po okropnych przeżyciach cierpi na agoragobię i nie opuszcza domu. A co w nim robi? Pije, podgląda sąsiadów, pije, siedzi przed telewizorem, pije, łyka tabletki, pije, udziela się na różnych forach internetowych, pije, snuje się po domu w szlafroku, pije. I tak przez większość książki. Ciekawe, nie? Ile można czytać o naćpanej lekami i otumanionej alkoholem kobiecie? Żeby autor chociaż jakoś ciekawie przedstawił problem choroby... I nagle akcja nabiera tempa... Anna COŚ widzi przez okno. Ale czy na pewno? A może to zwidy lekowo-alkoholowe? Nikt jej nie wierzy. Ale cóż to za napięcie! Ja już się trzymałam fotela! I co? I nic. Anna dalej snuje się po domu i dalej jej nikt nie wierzy! Ale napięcie!!! Aż poszłam zrobić sobie kanapkę i nalać lampkę wina, bo zgłodniałam od tego czekania na rozwój akcji. O tak! Jedno trzeba Annie przyznać: nabrałam ochoty na %. Żeby mi się nie dłużyło czekanie na napięcie i tą "nieodkładalność". 
I czytam, i ziewam, i czytam. A książka się skończyła. Ups! Przewracam kartki i czytam jeszcze raz. Serio? Już koniec. Nie mogłam uwierzyć. O! To fakt. Książka wbija w fotel, ale z rozczarowania. Przynajmniej mnie.

Mój odbiór tego, ponoć, rewelacyjnego thrillera jest wybaczony przez moje własne doświadczenia. I dlatego dla mnie ta lektura jest niewiarygodna. Po pierwsze sam opis choroby. A właściwie jego brak. Liczyłam na to, że odnajdę w przeżyciach Anny choć część swoich przeżyć. Skoro obie mamy podobne doznania. Nie chce pisać zbyt szczegółowo żeby nie zepsuć Ci czytania. Ale uwierz mi: opis choroby jest tak wnikliwy jak opis przedszkolaka. Ja tego nie kupuję.
Napięcia, którego tak oczekiwałam nie spotkałam na kartach tej książki. No, bo niby co miało tworzyć to napięcie? Wyglądanie przez okno? Picie? Brak wiary w słowa naćpanej kobiety? To morderstwo, które, niby widziała Anna, to było czy nie było? Jak dla mnie nuda. Ani przez chwilę nie poczułam podniecenia. Ani też autor nie wzbudził we mnie zaciekawienia.
I jeszcze jedna sprawa. I tu trudno mi napisać bez spojlerowania. Napiszę tylko, że jako matka dwójki nastolatków od razu miałam pewne podejrzenia. Trudno mi było dać wiarę w pewne sytuacje i zachowania. A zakończenie... no cóż... w fotel nie wgniotło i z kapci nie wyrzuciło. Miałam pewne opcje finału i autorowi nie udało się mnie zaskoczyć.

Podsumowując: 
Akcja rozwleczona niczym guma w starych gaciach.
Bohaterka i jej choroba przedstawione tak, że ziewałam i ogarniała mnie żenada. 
Napięcie to było takie, że moje przedmiesiączkowe wydaje się większe.
Zakończenie tak zaskakujące niczym śnieg w styczniu.

Jednym słowem. Nie polecam.

piątek, 9 marca 2018

Białe. Zimna wyspa Spitsbergen. Ilona Wiśniewska

TYTUŁBiałe. Zimna wyspa Spitsbergen
AUTOR: Ilona Wiśniewska
WYDAWNICTWO: Czarne
GATUNEK: reportaż
STRON: 208


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek





A cóż to za udany debiut!
"Hen. Na północy Norwegii" stanowiło moje pierwsze spotkanie z autorką, choć to druga w dorobku tej Norweżki z wyboru.
I tak, jak pisałam przy poprzedniej książce tej autorki, pani Ilona mieszka w Norwegii od 2010 roku i to dla mnie jest wyznacznikiem rzetelności przekazu.
A kto, tak bez chwili namysłu, powie mi gdzie leży ta tytułowa wyspa?
Odpowiem tak: spójrz na Półwysep Skandynawski. Widzisz go? A teraz spójrz jeszcze bardziej na północ. Widzisz tę białą plamę na niebieskim tle? To właśnie Spitsbergen. To największa wyspa Norwegii, położona na Morzu Arktycznym. To tyle podstawowych informacji o tej wyspie.
Więcej dowiecie się z tego reportażu. A tam tyle dobroci!

Spitsbergen : "Latem jest tutaj jasno i zimno, a zimą ciemno i bardzo zimno".
i "(...) jesteś  w najdalej wysuniętym na północ miasteczku na świecie".

Słuchamy opowieści Wadima o Piramidzie która "była największą rosyjską osadą na Spitsbergenie i szczytem marzeń każdego górnika". Ale kiedy wydobycie węgla stało się nieopłacalne, to wszyscy opuścili to miejsce. "Opuszczone miasto w opuszczonym krajobrazie".
Autorka opowiada o katastrofie morskiej, którą przeżyli wszyscy i wypadku lotniczym, którego nie przeżył nikt.

A wiesz który producent samochodów, jako jedyny, ma swój salon na Spitsbergenie?
A co to jest hytta?

A jaka różnorodność zawodów: rybacy, wielorybnicy, traperzy, myśliwi, handlarze skór i futer, naukowcy i badacze.
I zwierząt tu nie brakuje: renifery, lisy, foki, niedźwiedzie, nurzyki, wieloryby.
Czterdzieści cztery narodowości: Meksykanie, Polacy, Amerykanie, Tajowie, Rosjanie i długo by jeszcze wymieniać.

A kto wie kto pracuje i jak wygląda pobyt w Polskiej Stacji Polarnej?
Co to jest Globalny Bank Nasion i jaki jego cel?

Jak przeżyć bez światła słonecznego, wśród wciąż tych samych ludzi, z zorzą polarną za oknem, jeść śniadanie przy świeczkach albo znosić niekończący się dzień?

Nie będę więcej pisać o książce.

Dla mnie jest po prostu świetna. Napisana przystępnym językiem, który czasami słodzi, a czasami ironizuje. Reporterce udaje się pokazać różnice pomiędzy narodowościami i nie chodzi tu tylko o język. Plastycznie opisuje miejsca i robi to w taki sposób, że czytelnik może je widzieć oczami wyobraźni. Duża ilość danych takich jak: daty, nazwiska, nazwy czy określenia wcale nie nużą, a powiedziałabym, że wzbudzają zaciekawienie. W tym reportażu, w przeciwieństwie do poprzednio czytanego przeze mnie, Wiśniewska więcej pisze o sobie. O zmaganiu się z zimnem, brakiem światła, nadmiarem światła, ze zmienna pogodą, o relacjach z innymi mieszkańcami wyspy. Ta książka jest bardziej osobista i napisana z większym poczuciem humoru. Ale czasami to poczucie humory okraszone jest odrobiną nostalgii i refleksji. Można przystanąć i się zastanowić: jak bardzo różnią się polskie warunki do życia od tych na tej norweskiej wyspie.

Ta zmarznięta reporterka spowodowała u mnie dwie rzeczy: po pierwsze: okazało się, że reportaż można polubić, a mnie od zawsze wydawało się taka forma mi nie odpowiada. A po drugie: co prawda jest dopiero marzec, ale już wiem, że ten czytelniczy rok spędzę na Półwyspie Skandynawskim lub najbliżej okolicy. Autorka rozbudziła we mnie taką ciekawość tą częścią Europy, że postanowiłam zgłębiać i tematykę, i rejony.

Polecam szczerze.

Ps.1. Każdą kolejną pozycję tej autorki biorę w ciemno

Ps.2. A jako ciekawostkę i zachętę przeczytaj fragment książki, który widać na zdjęciu poniżej:

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

środa, 7 marca 2018

Hen. Na północy Norwegii. Ilona Wiśniewska.

TYTUŁHen. Na północy Norwegii.
AUTOR: Ilona Wiśniewska
WYDAWNICTWO: Czarne
GATUNEK: reportaż
STRON: 248

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek






Zanim zaczęłam czytać ten reportaż, to zadałam sobie pytanie: co ja wiem o Norwegii? I wyszło mi na to, że niewiele. Ten skandynawski kraj kojarzy mi się z wiecznym śniegiem, fiordami, zorzą polarną i reniferami. Raczej kiepsko. I to był powód dla którego sięgnęłam po tę książkę. 

I na początek kilka słów o autorce, które są istotne w kontekście tego reportażu. Pani Ilona od 2010 roku mieszka w Norwegii, jest reporterką, która współpracuje z "Polityką" i magazynami podróżniczymi. Debiutowała reportażem "Białe. Zimna wyspa Spitsbergen", który jeszcze przede mną. Za "Hen. Na północy Norwegii" zdobyła kilka nagród. Dla mnie te informacje są dość istotne, bo ukazują nam autorkę nie jako podróżniczkę, która wpada na chwilę do danego kraju, robi pośpiesznie reportaż i jedzie dalej. Pani Wiśniewska mieszka wśród Norwegów już kilka lat i właśnie w tym reportażu przybliżyła nam tej kraj.

Finnmark to kraina w północnej Norwegii, taki koniec Europy. To ta część tego kraju taka odległa i "mało europejska" w odróżnieniu od południowej ze stolicą w Oslo. Poznajemy mieszkańców jak i otaczająca przyrodę. Wszędzie biało, daleko i zimno. Kraj ten dzieli się, niczym w USA, na Północ i Południe. A w Norwegii żyje raptem 5 milionów ludzi.
Reporterka porusza wątek drugiej wojny światowej i przenosi nas do walk Hitlerowców z Armią Czerwoną. Patrzymy też na ten mroźny kraj oczami Iberta Amundsena, która wspomina swoje dziewięćdziesięcioletnie życie: wojnę, biedę i rodzinę. 

"(...) w skandynawskiej mentalności (...) cywilizacja kończyła się zaraz za kręgiem polarnym". 

"Przez sto kilometrów w środku lata spotka się tu trzy samochody, trzysta reniferów i jedną dziką owcę".

W kolejnej części  książki spotkamy się z Lapończykami. Czytamy o ich życiu, dyskryminacji i problemach.

Zaglądamy też do Vardo, dawnego centrum przetwórstwa rybnego, które powoli obumiera.

Pani Autorka ciekawie przedstawiła kraj, w którym mieszka. 
Nie miałam pojęcia o różnicach pomiędzy samymi Norwegami, a teraz zauważyłam jak oni bardzo się różnią na tle mieszkańców Europy. Wiele informacji z historii tego skandynawskiego kraju okazało się mi zupełnie nieznane, a reporterka przedstawiała je w sposób nad wyraz interesujący. Kultura, język, mieszkańcy, tradycje, położenie geopolityczne ukazane nad wyraz plastycznie i w sposób obrazowy. 
Do tego kilkanaście zdjęć, które dodają "smaczku" całości. No i ta okładka. Super! Szczególnie jeśli się przeczyta co ten autobus oznacza i gdzie się znajduje.
Jeśli do tego wszystkiego dołożymy surowy, ale jednocześnie piękny język, dopracowanie stylistyczne i wcale nienudne opisy przyrody, to wyjdzie nam książka, którą bardzo polecam.
I jako ciekawostkę podam, że Norwegowie wyróżniają 8 pór roku...

Jestem usatysfakcjonowana tą lekturą i szczerze polecam.
I zaraz zabieram się za debiut autorki "Białe. Zimna wyspa Spitsbergen".

Ps. Zalecam to czytania ciepłą herbatkę, bo czasami opisy były bardzo realistyczne i "wiało chłodem".

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek        

niedziela, 4 marca 2018

Wołyń. Bez litości. Piotr Tymiński

TYTUŁ: Wołyń. Bez litości. 
AUTOR: Piotr Tymiński
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: powieść historyczna
STRON: 484

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Po lekturze tej książki aż ciśnie mi się na usta pytanie:
 "Co Ty, Polaku wiesz o Wołyniu?"

Przyznam się bez bicia: ja wiem niewiele. Edukację kończyłam w poprzednim wieku. Kompletnie ten temat był omijany na lekcjach historii. 
Już jako dorosła postanowiłam zgłębić to zagadnienie.
I ta powieść mi to umożliwiła.

Województwo wołyńskie było jednym z kilkunastu województw w czasach II RP.
Było jak wielobarwny kobierzec. Zamieszkali je Ukraińcy, Polacy, Żydów, Czesi, Niemcy Rosjanie. Nie tylko dotyczyło to narodowości mieszkańców, ale także wyznania: prawosławne, rzymskokatolickie, mojżeszowe, ewangelickie. Żyli, mieszkali, żenili się między sobą. Do czasu...

Druga wojna światowa była jednym z najokropniejszych momentów w historii. A to co działo się na Wołyniu pokazuje do czego zdolny jest człowiek. Bo tylko zwierzę zabija w samoobronie. Człowiek ma mnóstwo powodów by pozbawić innego człowieka życia...

Historia ta zaczyna się w Wielki Czwartek, 22 kwietnia 1943 roku, we wsi Brzozowe Osty, kiedy to do wsi wpadają Ukraińcy i mordują rodzinę Stanisława, pseudonim "Len". Mężczyźnie udaje się uciec, ale jego rodzina zostaje wymordowana. Staszek przyłącza się do grupy partyzantów mieszkających w lesie. I od tego momentu śledzimy losy Morowskiego. Jego oddział walczy i broni ludności. 
Tak w dużym skrócie można przedstawić fabułę. W bardzo dużym skrócie. 
Nie chcę pisać zbyt dokładnie aby nie psuć Ci frajdy z czytania... choć o frajdzie w tym wypadku raczej trudno mówić...

Powieść ta to wspaniała lekcja historii. Bardzo smutnej historii. I jednocześnie bardzo ważnej.
Mordowanie niewinnej ludności nie powinno przejść bez echa. To, co opisuje autor w swej książce momentami nie mieści się w sferze mojej wrażliwości. Palenie wsi, gwałty i znęcanie się nad kobietami, mordowanie dzieci i starców, grabieże wszystkiego co stanowiło jakąkolwiek wartość. Nie uznawanie żadnych wartości, totalnie pozbawienie wszelkich zahamowań. Szczegółowość opisów momentami poraża. Nie da się czytać tego spokojnie. Przynajmniej ja nie mogłam. Opisy tego, co zastali polscy partyzanci wkraczając do wsi spalonej przez UPA, opisy życia w lesie wśród brudu i wesz, stan niepewności jutra i wszechogarniający strach to tylko nieliczne fragmenty, które zostaną ze mną już na zawsze.

Opisy przyrody, które są istotnym elementem tej książki bardzo mi się podobały. Gęste lasy, niezbadane mokradła, niespokojne mgły i niespodziewane ulewy. Odniosłam wrażenie, że to tło przyrodnicze odegrało znaczącą rolę w tej powieści.  Czytałam z zainteresowaniem.

Gdzieś w połowie tej lektury zaświtała mi myśl w głowie: co czuli ci wszyscy ludzie w tamtym czasie? Dlaczego autor nie zagłębił się w przeżycia bohaterów? 
Ale kiedy już skończyłam czytać, to doszłam do wniosku, że jednak dobrze zrobił nie wnikając w przeżycia bohaterów. Bo ja bym tego nie udźwigła. Za dużo zła na jedną książkę. Wystarczyły mi opisy spacyfikowanych wsi.

Jestem zdania, że ta książka powinna być lekturą na lekcji historii.
Może stanowić ciekawy temat do dyskusji dla młodzieży.

Polecam.

PS.Okładka świetnie oddaje treść książki. Duży plus.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek