poniedziałek, 25 września 2017

Dżentelmen w Moskwie. Amor Towles

TYTUŁ: Dżentelmen w Moskwie
AUTOR: Amor Towles
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  524

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek. A na zdjęciu tradycyjne śniadanie hrabiego.



Cóż dziś znaczy słowo dżentelmen? Czy są jeszcze tacy mężczyźni, których można tak określić?

Po książkę sięgałam z obawą. Bo cóż może być ciekawego w książce opowiadającej o dożywotnym areszcie pewnego hrabiego w najlepszym hotelu w Moskwie? No bo co może być interesującego w życiu mężczyzny, który nie może opuścić hotelu, a do tego nie ma takich "czasoumilaczy" w postaci telewizji czy dostępu do internetu? A do tego wszystko to dzieje w latach 20 XX wieku. Pewnie wielu czytelników pomyśli: nuda. 
Otóż nie!

To moje pierwsze spotkanie z autorem. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Jest bardzo pozytywnie zaskoczona.

Hrabia Rostow za napisanie pewnego wiersza zostaje skazany na dożywotni areszt w hotelu Metropol. I zamienia apartament na pokój na poddaszu.

"A czym się trudnicie?
Trudnienie się nie leży w naturze dżentelmena".

"Jestem znany z tego, ze władam piórem".

I co taki człowiek przyzwyczajony do "bywania" w wielkim świecie, lubiący dalekie podróże, spędzający czas według własnych kaprysów i w wolnych chwilach oddający się tworzeniu poezji może robić w areszcie domowym?
Ano może dużo. Zaprzyjaźnia się z małą dziewczynką, poznaje sławną aktorkę. Pisze wiersze. Notuje swoje przemyślenia. Czyta.  Obce mu jest pojęcie nudy. Z czasem nawiązuje współpracę się z personelem hotelu. Obserwując gości obserwuje zmiany jakie zachodzą w Rosji i na świecie. I wyciąga wnioski.
Tak w bardzo dużym skrócie można streścić fabułę. Nie chcę przecież psuć ci frajdy z czytania książki.

To co mnie najbardziej urzekło w tej książce, to język. Lekki i refleksyjny, ale nie nudny. Wiele zdań-petard, które powodowały u mnie przymusowe przestoje.

"Nino, maniery to nie czekoladki. Nie możesz wybierać tych, które ci najbardziej odpowiadają. I z pewnością nie wolno ci odkładać do pudełka tych nadgryzionych..."

"- Szkoda, że ja nie jestem tam, a ona tu - westchnęła.
Oto bolączka całej ludzkości, pomyślał hrabia".

Oprócz języka podobały mi się pewne dywagacje natury filozoficznej. Bo hrabia to jest prawdziwy dżentelmen. Jest świetnym obserwatorem otaczającej rzeczywistości, umie wyciągać logiczne wnioski, kultywuje zasady bon ton, kulturę konwersacji podnosi na najwyższy poziom. Pomimo znacznego obniżenia jakości życia nie narzeka, nie szuka zemsty i umie pogodzić się z tym co przynosi mu los.
Polubiłam hrabiego całym sercem. Wykształcony, kulturalny z poczuciem humoru i nostalgią w słowie. Aż chciałoby się spotkać z kimś takim na kawie. I jestem pewna, że z kimś takim nie sposób się nudzić.

I nie jest to, wbrew pozorom, książka tylko dla miłośników Rosji. Dla mnie jest ona wspaniałą lekcją historii tego kraju, ale i też historii Europy. Znajdziemy tu też spostrzeżenia Rostowa na temat zmieniającej się polityki, ustroju, osób przy władzy. Widzi różnice, dostrzega podobieństwa.

Mnie nasunęło się pewne porównanie w trakcie czytania. Że ten luksusowy hotel wraz ze swoim przymusowym lokatorem był jak bezludna wyspa z Robinsonem Crusoe. Tak jak fale rozbijały się o wyspę, tak ważne wydarzenia ocierały się o Metropol. 

Polecam.

niedziela, 24 września 2017

My mieliśmy szczęście. Georgia Hunter

TYTUŁ: My mieliśmy szczęście
AUTOR: Georgia Hunter
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Czarna Owca
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  557

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Stół. Mebel czy symbol? Zwykły grat w pomieszczeniu? Symbol spokoju i szczęścia? Dla mnie i dla bohaterów tej książki jednak symbol. Miejsce, gdzie spotyka się cała rodzina. CAŁA. I nie ważne co się dzieje akurat za oknami...

Kolejna pozycja z serii Szmaragdowa Seria.
Kolejna, która przedstawia zawiłe losy rodziny na tle zawirowań historii w Europie i na świecie.
Druga wojna światowa, Europa ogarnięta szaleństwem wojny, strach, głód...

Jest to opowieść na faktach. I tak sobie myślę, że żaden autor by tego nie wymyślił lepiej niż samo Życie.

Historię rodziny Kurców poznajemy w marcu 1939 roku.
Sol i Nechama są już po pięćdziesiątce. Mają piątkę dorosłych dzieci: Genka, Milę, Adiego, Jakuba i Halinę. Genek bierze za żonę Hertę, Mila jest żoną Selima i matką Felicji, Adi mieszka we Francji, Jakub żeni się z Bellą, a Halina poślubia Adama.
Mieszkają w Radomiu. Są szczęśliwą rodziną. Żyją wśród Polaków i z Polakami

Jakub i Bella pracują w fabryce AVL w Radomiu kiedy trwa wojna.

Genek I Herta, mieszkają we Lwowie, spędzają  42 dni w bydlęcym
wagonie za odmowę przyjęcia radzieckiego obywatelstwa. Wiadomo gdzie wysiedli.

Adi, muzyk i kompozytor, wielbiciel Chopina,  wcielony do francuskiej armii, wsiada na statek "Alsina" i tu pojawia się temat znany z książki "Niemka" ( nie mogę nic więcej napisać).

Halina i narzeczony Adam, Adam we Lwowie, Halina z rodzicami w Radomiu.

Mila i Felicja, matka i malutka córka, zamknięte w getcie w Radomiu, żona Selima.

Śledzimy losy rodziny w trakcie wojny. Każdy rozdział zaczyna się kilkoma zdaniami o faktach z drugiej wojny światowej: co, gdzie, kiedy, ile? Niby znane mi fakty, ale w zestawieniu z historią Kurców nabierają zupełnie innego wymiaru.
I każdy rozdział przedstawia sytuację innego członka rodziny w szczególnym dla niego czasie.

Lektura tej książki to dla mnie wspaniała lekcja historii: jest getto w Radomiu, zsyłka na Sybir, Armia Andersa, bitwa pod Monte Casino, Powstanie Warszawskie, wywózki do obozów i wiele innych ważnych dat i wydarzeń.

Pozycja ta wywołuje mnóstwo emocji. Ja czytałam z gulą w gardle i łzami w oczach.
Jest tu cała gama emocji: strach, kiedy Mila kopie wraz z innymi Żydami zbiorowy grób, a jej córeczka siedzi obok; śmiech, kiedy Adam udowadnia, że nie jest Żydem; głód, kiedy Gienek i Herta jadą kilka tygodni pociągiem. Wszechobecny strach, niepewność jutra, obezwładniający głód towarzyszą bohaterom przez cały  okres wojny.
I choć wiadomo jak ta historia się skończy(patrz tytuł), to i tak na koniec tej historii popłynęły mi łzy strumieniem nie do powstrzymania. Czyli jest to kolejna chusteczkowa powieść.

Gdyby to była historia wymyślona przez autorkę, to napisałabym, że chyba ją fantazja poniosła. Bo uwikłała swoich bohaterów w każdy możliwy konflikt i ważne wydarzenie wojenne. Ale kiedy przeczytałam, że autorka jest wnuczką Adiego Kurca i dowiedziała się o przeszłości swojej rodziny w wieku 14 lat, to już zmieniłam zdanie. Wielkie brawa za przygotowanie do tematu. Pani Hunter udało się bardzo realistycznie oddać klimat przedwojenny jak i wojenny. Wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach. Brawa poproszę.

Mam tylko dwa zastrzeżenia.
Po pierwsze: nie wiem ile w tym "winy" autorki, a ile tłumacza, ale znalazłam kilka błędów w odmianie nazw.
Po drugie: autorka przedstawia Polaków w bardzo niekorzystnym świetle: bo albo wydawali Żydów za 1 kg cukru albo ukrywali ich za "drobną" opłatą. A gdy przyjrzeć się odznaczeniu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, to największą liczbę wśród odznaczonych stanowią Polacy.
Ale z drugiej strony: może właśnie takich Polaków spotkała rodzina Kurców: interesownych i przekupnych. Moim zdaniem powinna autorka napisać i o tych innych: tych którzy ryzykowali życie dla ratowania Żydów. A tak... poszedł w świat obraz niezbyt korzystny dla moich rodaków...

To tyle jeśli chodzi o treść.
Mój egzemplarz zostaje na półce.
Nie nadaje się do pożyczania...

Polecam szczerze.



sobota, 23 września 2017

Rdza. Jakub Małecki

TYTUŁ: Rdza
AUTOR: Jakub Małecki
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo SQN
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  288
Zdjęcie poglądowe. Czytałam ebooka. Autorka Iza w labiryncie książek



To już kolejna książka autora po którą sięgnęłam. Za mną Dygot i Ślady. Od dziś i Rdza za mną.
Dygot był pozycją, która zostawiła mnie z kacem książkowym i rzuciła na kolana. A u mnie coraz trudniej wywołać taki efekt. Małecki miał więc wysoko podniesioną poprzeczkę. Przynajmniej u mnie.

To, co mnie zachwyciło w tej książce, to wrażliwość autora. Spojrzenie na otaczający świat, zachodzące zmiany, celność spostrzeżeń i pewna refleksyjność. Często przystawałam, aby się zastanowić. Aby przemyśleć. I to bardzo lubię. Wystarczyło jedno zdanie-petarda, by odłożyć książkę. 

Autor skupił się na człowieku, takim przeciętnym, jego przeżyciach. Wydarzeniach na które nie mamy wpływu i naszych własnych wyborach. Rodzinne zawiłości, przyjaźń, miłość, śmierć i cały wachlarz emocji.

Nie będę streszczała fabuły. Toczy się ona dwutorowo: w czasach obecnych i w czasie drugiej wojny światowej. Jest Szymek i jest jego babcia Tośka. Są tragedie i są chwile szczęścia.  

Kiedyś o Śladach pisałam tak:

"Ślady" są jak patchwork skrojony z ludzkich losów. Każdy życiorys jest inny, ale… jednak są ze sobą nierozerwalnie związane. Każdy precyzyjnie skrojony, każdy piękny na swój sposób. Bo życie takie właśnie jest: piękne w chwili, a szare na co dzień. Okrutne czasami, często niesprawiedliwe, z pewnością zaskakujące. 
Każdego człowieka można potraktować jako jednostkę, albo jako część układanki. 
Wiele z historii przedstawionych przez Małeckiego można znaleźć obok siebie, albo przejść obojętnie. Wszystko zależy od Twojej wrażliwości.

I dokładnie to samo mogę napisać o Rdzy.
I dlatego mam problem z tą książką.
Bo z jednej strony bardzo mi ona odpowiada pod względem wrażliwości autora i jego spojrzenia na świat, a drugiej strony mam wrażenie wtórności. Że to już było. Że czytam o tym samym.
Choć z drugiej strony, kiedy spojrzymy na wiek autora-rocznik 1982-to mnie się wydaje, że Pan Jakub posiadł dojrzałość, której nie wszystkim  będzie dana. Aż boję się pomyśleć jak może wyglądać twórczość autora za lat 20. Jaki kierunek może obrać?

Dwóch polskich, współcześnie piszących autorów poruszyło we mnie pewną strunę. O której nie miałam pojęcia.
Są to, właśnie, Jakub Małecki: młody, zdolny, sławny. Patrzący na mnie z witryn księgarń.
I Jacob Kotowski: autor mało znany, ceniący swoją prywatność, który napisał "Spotkanie z Bajką".
Obaj panowie spowodowali, że spojrzałam na świat inaczej. Obaj zauroczyli mnie swą twórczością.
Przy ilości książek, które pochłaniam, to bardzo ciężko rzucić mnie na kolana. Im się udało.
I jedno wiem: do twórczości Kotowskiego wrócę z chęcią, a do Małeckiego to jeszcze nie wiem. 

Polecam. Czytajcie!

wtorek, 19 września 2017

Łąka umarłych. Marcin Pilis

TYTUŁ: Łąka umarłych
AUTOR: Marcin Pilis
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Sol
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  383
Zdjęcie autorskie 


Lubisz być zaskakiwany? Szukasz książek, które wprowadzą Cię w osłupienie?
Jeśli tak, to znalazłeś książkę, które spełni oba powyższe kryteria.
Ja, przynajmniej, jest w szoku.
Przecież temat Holocaustu zgłębiam od lat.
Ale tę książkę mogę określić jako: mocną.


To jedna z tych pozycji o których trudno coś napisać i nie zdradzić istotnych wątków fabuły.
Akcja dzieje się w trzech płaszczyznach czasowych:
1996 rok, kiedy do wsi Wielkie Lipy przyjeżdża były niemiecki żołnierz.
1970 rok,  kiedy to niczego nieświadomy krakowski student przybywa do tejże wioski.
1942 rok, kiedy to mają miejsce wydarzenia o których wielu chciałoby zapomnień.

To, że autorowi udało się te trzy wątki doskonale spleść, to wprawiło mnie w satysfakcjonujące zadziwienie.

Od pierwszych stron Pan Marcin mocno przykuł moją uwagę i bardzo trudno było odłożyć, choć na moment, tę książkę.

Moja ciekawość została rozbudzona w sposób maksymalny, a możliwe zakończenia przelatywały przez moją głowę niczym tabuny dzikich koni na prerii.

Postacie wykreowane tak, że z każdą przeczytaną stroną moja ocena bohaterów zmieniała się jak w kalejdoskopie.

Społeczność wiejska jako aktor zbiorowy na scenie wydarzeń ukazana dosadnie i ze świetną charakterystyką.

I w tle klasztor: tajemniczy, z bogatą historią, nierozerwalnie związany z okolicą.

A już sama atmosfera tajemnicy, niedomówień, półprawd i strachu jaka panowała we wsi, to dla mnie po prostu mistrzostwo świata. Ile razy przez moją głowę przewijały się myśli z prędkością światła, to tylko ja wiem: co się, kurna, stało w tej wsi? kto winien? dlaczego? o co chodzi? co oni ukrywają? ... 

Ale to tylko jedna strona medalu...

Dużej ciężej jest mi napisać o emocjach, które mi towarzyszyły podczas czytania.

Skąd bierze się tyle Zła w człowieku?
Czy wszystko można wybaczyć?
Czy wszystko można zapomnieć?
Czy istnieje coś takiego jak zbiorowa odpowiedzialność w obliczu tragedii?
Czy brak reakcji wobec okrucieństwa można usprawiedliwić ?
Czy bycie Polakiem wyklucza bycie Żydem?
Czy wojenne warunki tłumaczą każde zachowanie?
Czy każdą winę można odkupić?
Czy warto budzić demony przeszłości?

Mnóstwo pytań, niewiele odpowiedzi.

I gdzieś z tyłu głowy snują się słowa śp. prof. Władysława Bartoszewskiego:

"Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca.
Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto".

"Warto być przyzwoitym".

Książka bardzo trudna. I bardzo potrzebna.
Wojna to nie tylko wielkie bitwy, daty i bohaterowie.
Wojna to także osobiste dramaty, trudne wybory i wydarzenia, które zostają w pamięci na zawsze.

Polecam wszystkim, którzy lubią zgłębiać książki o tematyce drugiej wojny światowej, ale jednocześnie zadumać się nad czytanymi stronami. Bo obok tej książki nie można przejść obojętnie. I nie można jej zapomnień.

Polecam.

PS. Jeśli jeszcze nie jesteś przekonany czy sięgnąć po tę książkę, to tylko dodam, że ląduje ona w moim TOP NAJ 2017! Z oceną 10/10.

poniedziałek, 18 września 2017

Ósmy cud świata. Magdalena Witkiewicz.

TYTUŁ: Ósmy cud świata
AUTOR: Magdalena  Witkiewicz
WYDAWNICTWO: Filia
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  331

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek.


I cóż ja biedna fanka mogę napisać? 
Nie jestem obiektywna. Mam tego świadomość. 
Uwielbiam książki tej Autorki.
Nie przeczytałam, co prawda, wszystkich pozycji, które wyszły spod jej pióra, ale te które trafiły w moje ręce naprawdę mnie urzekły.
Każda książka Pani Magdy ma w sobie to Coś, co nie pozwala odłożyć lektury zanim się nie skończy czytać.
I, zawsze, troszkę boję się kolejnej premiery. Dlaczego? Bo sobie myślę: czy i tym razem Autorka nie zawiedzie?

Mnie "Ósmy cud świata" nie zawiódł! Pochłonęłam go w jedną deszczową niedzielę.
A ile tematów i problemów miałam do rozstrzygnięcia w trakcie czytania?! Sporo. I to właśnie lubię w twórczości Witkiewicz: zawsze potrafi skłonić mnie do zastanowienia się nad sprawami, nad którymi nie mam czasu się pochylić w codziennym biegu dnia powszechnego.

Bo gdyby skupić się na samej fabule, to może wydać się ona niektórym zbyt banalna. A taka nie jest! Zapewniam. 
Anna jest, wydawałoby się, kobietą spełnioną. Ma super pracę, świetnego szefa, przystojnego kochanka, mieszkanie, zwiedza świat i ma wolności ile zechce. Jest singielką. Patrząc z boku: nic, tylko zazdrościć.
Ale, jak to w życiu... pozory mylą. Anna marzy o dziecku, rodzinie, stabilizacji. Patrzy z zazdrością na koleżanki, które wychodzą za mąż, rodzą dzieci. A tu zegar biologiczny cyka: cyk, cyk, cyk...
Postanawia wyjechać do Wietnamu. Zostawić problemy, odpocząć, pomyśleć. I zastosować się do rad taty:

"Córeczko, gdy masz kłopoty, musisz złapać dystans. Odejść trochę na bok. Pojechać gdzieś bardzo daleko..."

I kiedy przeczytałam te słowa w mojej głowie zabrzmiała pewna piosenka... Piosenka, która jest ze mną od lat...

Utwór ten nosi tytuł "Za mgłą" i wykonuje go zespół KSU.

Dosyć często rozważam 
Co jest warte me życie 
Setka zgranych kawałków 
Miraż bycia na szczycie
W takich chwilach najczęściej
Ruszam gdzieś w Połoniny
Tam zmęczony wspinaczką 
Człowiek staje się inny

Ref. Tam na dole zostało 
Wszystko to co cię męczy
Patrząc z góry wokoło
Świat wydaje się lepszy

Pasuje idealnie. I z doświadczenia wiem, że rady taty bohaterki działają. Co roku jeżdżę w Bieszczady: zmęczyć ciało, przewietrzyć umysł. Ania zrobiła to samo co ja: wyjechała, aby nabrać dystansu. Wybrała Wietnam.
Tam poznała Tomasza. Spędzili miło czas. I każde wróciło do swojego życia. Osobno. 
Brzmi trywialnie? Tak, jeśli nie zna się całej fabuły.

Autorka porusza, jak zwykle, kilka ważnych tematów.
Jednym z nich jest pragnienie posiadania dziecka. Pragnienie tak wielkie, że Anna poszukuje bardzo różnych rozwiązań. Część z nich nie brałam nawet pod uwagę. Ja się nigdy nad tym nie zastanawiałam. Mam dzieci. 

Poczucie samotności. Wracając do domu, rozmawiam z dziećmi, załatwiam tysiące spraw, wieczorem przytulam się do męża i zasypiam. Mam z kim podyskutować, pokłócić się, pośmiać. Anna o tym marzy. Nigdy nie myślałam, że  mój rwetes codzienności może być powodem do zazdrości. 

Tylko napomknę. W obecnych czasach można szybko znaleźć informację o każdym. Orwell miał rację...

Wietnam. Kraj, który leży bardzo daleko. I o którym raczej nie myślę. Jawi mi się jako coś egzotycznego i kulturowo zupełnie obcego. O dzięki Ci Autorko! Dzięki Tobie poczułam magię tego kraju. Pięknie ukazany. Dla mnie Wietnam to mistrz drugiego planu. I jeszcze jedna ważna rzecz: każdy rozdział rozpoczyna się powiedzeniem wietnamskim. Rewelacyjny zabieg! 

"Żuj przed jedzeniem, myśl przed mówieniem" -  moje ulubione.

Znalazłam jednak jedną wadę. Ta książka skończyła się za szybko. Spokojnie mogę napisać, że ten defekt  posiadają wszystkie przeczytane przeze mnie pozycje tej Autorki. 

Piękna, wzruszająca, skłaniająca do refleksji. O podążaniu za marzeniami, szukaniu swojego miejsca na ziemi, błądzeniu i szukaniu. O tym, że nie zawsze  jest łatwo w życiu. Że czasami szczęściu trzeba pomóc. I że plany są po to, aby je korygować. Że droga do spełninia jest kręta i wyboista. Ale zawsze warto...

Polecam.

PS. A dla Ciebie: co jest ósmym cudem świata?

wtorek, 12 września 2017

Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Marcin Wicha

TYTUŁ: Rzeczy, których nie wyrzuciłem
AUTOR: Marcin Wicha
WYDAWNICTWO: Karakter
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  183
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


To jedna z tych książek, które są potrzebne.
Jedna z tych, które są ważne.

Bo każdy kiedyś będzie musiał się zmierzyć z porządkowaniem rzeczy po śmierci ukochanej osoby.
I nie istotne czy to będzie rodzic, małżonek, dziecko czy przyjaciel.
Niestety, ludzie umierają i pozostają po nich, oprócz wspomnień, materialne ślady ich ziemskiej bytności.
Książki, ubrania, notatki, niezałatwione sprawy, rzeczy osobiste czy... zapach w pościeli.

W takich momentach jest ciężko.
Są łzy.
Jest żałoba.
Są wspomnienia.

I worki z rzeczami. Z którymi, często, nie wiadomo co zrobić.

Te smutne momenty jeszcze przede mną.
Jestem świadoma, że kiedyś nadejdą i będę musiała się z nimi zmierzyć.

Niestety. Ja tej książki nie mogę polecić.
Rozumiem, że napisanie tej książki pomogło autorowi uporać się z żałobą po śmierci matki.
To nie podlega dyskusji.
Ale mnie nie podoba się to, że dokonał tego publicznie.
Dla mnie niektóre fragmenty były zbyt intymne i nie powinny ujrzeć światła dziennego.
I miałam nieodparte wrażenie, podczas czytania, że książka napisana w celach komercyjnych.
Przykro mi. Ale to są moje odczucia.

Może zmienię zdanie kiedy mi przyjdzie zrobić to, co autor. 
Może zrozumiem, kiedy sama doświadczę takich emocji.

Czytajcie na własną odpowiedzialność.

poniedziałek, 11 września 2017

Nieskalana sławą. Życie i dzieło Marii Skłodowskiej-Curie. Tomasz Pospieszny

TYTUŁ: Nieskalana sławą. Życie i dzieło Marii Skłodowskiej-Curie.
AUTOR: Tomasz Pospieszny
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Literatura współczesna/biografia
STRON:  384

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Na dzień dobry mam pytanie. Czy macie swojego idola? Osobę, którą uwielbiacie i cenicie.
Ja mam. Od lat niezmiennie jest to Maria Skłodowska-Curie. 
I dlatego sięgam po jej biografie. Wciąż mam niedosyt wiadomości o Niej. Wciąż mi mało. 

Ta pozycja to debiut i jednocześnie pierwsza część trylogii kobiet tworzących naukę o atomie autorstwa Tomasza Pospiesznego. 
Słowem przypomnienia, tak na szybko:
Pierwsza ukazała się w 2015 roku i nosi tytuł: "Nieskalana sławą. Życie i dzieło Marii Skłodowskiej - Curie".
Druga w 2016 roku: "Zapomniany geniusz. Lise Meitner - pierwsza dama fizyki jądrowej"
A trzecia w 2017 roku:  "Radowa księżniczka. Historia Ireny Joliot-Curie"
Wszystkie jednego autora: Tomasza Pospiesznego.

Ponieważ przeczytałam już całą trylogię, więc mogę porównać wszystkie trzy części. 
Tak jak i w kolejnych książkach, tak i w tej dużo cytatów, dat i faktów.
Cytaty pięknie odznaczone inną czcionką. Pozwalają spojrzeć na Marię oczami osób, które ją znały. Także słowa samej Noblistki. 
Interesująco przedstawione tło historyczne i obyczajowe pierwszej połowy XX wieku.
Osoba Skłodowskiej ukazana bez oceniania i moralizatorskiego tonu.
Nasza Noblistka sportretowana jako kobieta pracowita, skromna, sumienna, kochająca rodzinę i swoją pracę. 
Zapalona rowerzystka, narciarka, jedna z pierwszych kobiet, które zrobiły prawo jazdy, jedyna, która dostała dwukrotnie Nagrodę Nobla. Można by długo wymieniać. Ja poprzestanę na tym. Zdecydowanie lepiej zrobił to Pan Tomasz.

W moim odczuciu autor chciał nam opowiedzieć o Pani Skłodowskiej-Curie nie jak o wielkiej uczonej, ale jak o niezwykłej kobiecie, która wyprzedzała swoją epokę. O kobiecie, która ciężko pracowała pomimo kruchego zdrowia. O kobiecie, która kochała i dzieliła pasję z mężem. O kobiecie, która dla realizacji swoich celów wybrała się do USA.  O zwykłej i jednocześnie niezwykłej Polce, której nic nie było w stanie zatrzymać w spełnianiu marzeń. Córce, żonie, matce, naukowcu...

Wszystko napisane przystępnym językiem. Nawet dla takiego laika z chemii jak ja. Prosto, ciekawie i interesująco. 

Mam tylko jedną uwagę. W tej części trylogii brakuje mi zdjęć. A ponieważ to debiut, to przymykam na to oko. Bo wiem, że w kolejnych tomach autor się poprawił i sporo ich zamieścił. 
Więcej uwag nie mam.

Polecam szczerze.

PS. Panie Autorze, dziękuję za cenne rady.

niedziela, 10 września 2017

Rejwach. Mikołaj Grynberg

TYTUŁ: Rejwach
AUTOR: Mikołaj Grynberg
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Nisza
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON:  129
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś chcę opowiedzieć o niezwykłej książce. Niewielkiej objętościowo, ale przepełnionej emocjami.

Z książkami tego autora spotkałam się już wcześniej. Były to "Ocaleni z XX wieku" i "Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne". Obie pozycje zawierające duży ładunek emocjonalny. Ciekawe w prostocie i nie zawsze dające odpowiedzi na stawiane pytania.

Sięgając po "Rejwach" wiedziałam czego się spodziewać. Autor w moim odczuciu jest wspaniałym obserwatorem stosunków polsko-żydowskich. Nie ucieka od trudnych pytań, niewygodnych tematów czy snucia odważnych wniosków.

Ta pozycja jest trudna. I jest ważna. Wyłania się z niej pogląd, że wojna nie skończyła się w 1945 roku. Ona krąży w krwiobiegu współcześnie żyjących. Trauma przenoszona jest z pokolenia na pokolenie. Jest zapisana w genach.

Kiedy czytam wspomnienia osób, które przeżyły wojnę, to zawsze się zastanawiam się jak one się odnalazły w nowej rzeczywistości po zakończeniu wojny. Nigdy się nie rozmyślałam nad tym, jak to jest być dzieckiem ocaleńca...

Grynberg umieścił w swej książce 30 opowiadań. Każde jest inne. Każde skłania do myślenia. Prostota i szczerość. Opowieści o współcześnie żyjących potomkach Żydów, którzy ocaleli... O tym, jak to jest być Żydem w Polsce. Albo jak to jest nie być Żydem.

Cenię autora za to, że nie boi się trudnych tematów i krępujących pytań.
Że "wali" prosto z mostu.
Nie owija w bawełnę.
Nie ściemnia.

Uwielbiam jego styl wypowiedzi. Bez zbędnych ozdobników. Bez upiększania.

Polecam czytać Grynberga.
Ale tę pozycję jako ostatnią.

I jeszcze jedno. Autorem zdjęć jest sam pan Mikołaj. Przepiękne zdjęcia. Mnie zachwyciły.

Polecam szczerze.

PS. Rejwach to potocznie gwar, zamieszanie. I taka jest ta książka: mnóstwo głosów, różnych, sprzecznych, szczerych, głośnych.

poniedziałek, 4 września 2017

Zapomniany geniusz. Lise Meitner-pierwsza dama fizyki jądrowej. Tomasz Pospieszny

TYTUŁ: Zapomniany geniusz. Lise Meitner-pierwsza dama fizyki jądrowej.
AUTOR: Tomasz Pospieszny
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: Literatura współczesna/biografia
STRON:  444

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś zapraszam na spotkanie z kolejną częścią trylogii kobiet tworzących naukę o atomie. Tydzień temu pisałam o Irenie Joliot-Curie, a za tydzień napiszę o Mari Skłodowksiej-Curie. 

Słowem przypomnienia, tak na szybko:
Pierwsza ukazała się w 2015 roku i nosi tytuł: "Nieskalana sławą. Życie i dzieło Marii Skłodowskiej - Curie".
Druga w 2016 roku: "Zapomniany geniusz. Lise Meitner - pierwsza dama fizyki jądrowej"
A trzecia w 2017 roku:  "Radowa księżniczka. Historia Ireny Joliot-Curie"
Wszystkie jednego autora: Tomasza Pospiesznego

W ten poniedziałkowy wieczór będę próbowała zachęcić Cię do zapoznania się z biografią Lise Meitner. Jak dla mnie jest to kobieta najbardziej niezwykła z całej trójki wyjątkowych uczonych. Dlaczego? Już piszę.

Ale na początek zagadka: wymień kobiety, które dostały Nagrodę Nobla! Tak na szybko! 
Jakie nazwiska przychodzą Ci do głowy? Mnie: Maria Skłodowka-Curie, Irena Joliot-Curie i Wisława Szymborska. A Tobie? No właśnie! Ile znasz kobiet, które zdobyły to zaszczytne wyróżnienie? Domyślam się, że niewiele. A jest ich prawie 50! Oczywiście w różnych kategoriach. Ale nie ma wśród nich Lisy Meitner... Moje pytanie brzmi: dlaczego?

Biografia Lisy M. pióra Tomasa Pospiesznego, moim zdaniem, jest próbą odpowiedzi na moje pytanie. Dlaczego tak wybitna uczona nie dostała nigdy tej Wielkiej Nagrody? A była nominowana aż piętnaście razy!!! ( a teraz moja mała "prywata": pomyśl sobie co czuła ta kobieta, kiedy tyle razy była nominowana. Tyle nadziei i tyle rozczarowań...).

Super krótki życiorys w pigułce? Proszę bardzo.

Lisa Meitner przyszła na świat 7 listopada 1878 roku w Wiedniu. Ta data jakoś znajomo wygląda. A tak! Maria Skłodowska-Curie też przyszła na świat 7 listopada. Ale jedenaście lat wcześniej. Przypadek?
W rodzinie wielodzietnej, z ojca prawnika i matki "żywo uczestniczącej w życiu i wydarzeniach".
W 1908 roku razem z Hahnem odkrywa aktyn C".
W 1918 roku wraz z Hahnem ogłasza odkrycie nowego pierwiastka: protaktynu (Pa).
W 1938 roku wyjeżdża do Szwecji.
1968 rok, rok smutny dla świata nauki: w lipcu umiera Otto Hahn, wieloletni współpracownik Lisy, a 27 października Lisa.
Krócej się nie dało.

A wszystko to, co pomiędzy tymi datami można znaleźć w książce Pana Tomasza.

I teraz się powtórzę.
Dużo faktów, dat, postaci.
Sporo ciekawych zdjęć.
Interesujące tło historyczne i obyczajowe pierwszej połowy XX wieku. 
Cały wachlarz sympatii i rywalizacji w świecie naukowym i politycznym.
I znów całe mnóstwo cytatów. Wyróżnionych inną czcionką. To lubię.
Prosto i ciekawie przestawione problemy z zakresu fizyki i chemii z jakimi zmagała się Lisa i całe towarzystwo naukowe. Brawa dla autora!

A dlaczego nie piszę o dokonaniach naszej bohaterki? Bo chcę abyś sięgnął po książkę i przekonał się sam czy rzeczywiście zasłużyła na nagrodę szwedzkiego gremium.

I co z tą Nagrodą Nobla dla Pani Meitner? Ja się pytam.
Zacytuję Pana Autora:

"(...) to Meitner (chociaż całkiem niesłusznie) przeszła do historii jako męczennica szowinistycznych decyzji komisji sztokholmskiej".

Ja bym nie użyła słowa "męczennica". Dla mnie Lisa była ofiarą swoich czasów. Takie, przynajmniej ja, odniosłam wrażenie po przeczytaniu jej biografii. No bo pomyśl: urodzona i wychowana w Wiedniu pod koniec XIX wieku i na przełomie wieków. W kraju, gdzie kobiety nie mają wstępu na uczelnie. Ba! Nawet nie mają praw wyborczych (uzyskają je w Austrii dopiero w 1918 roku). W 1907 roku wyjeżdża do Berlina na rok. Zostaje 31 lat. A teraz mały test z historii Niemiec. Co się działo w latach 20 i 30 XX wieku w Niemczech? Niewysoki pan z wąsikiem dochodzi do władzy. Zmieniają się nastroje. A Lisa jest Żydówką. Specjalnie nie pisałam o tym wcześniej. Nie chciałam abyś patrzył na tę niezwykłą kobietę przez pryzmat wyznania. Dlatego z pomocą przyjaciół ucieka do Szwecji. I to dla mnie jest właśnie, co prawda moje emocjonalne, wytłumaczenie przyczyn braku upragnionej nagrody: typowy męski świat naukowy, nietypowa, jak na kobietę gałąź nauki, kraj w którym prowadziła badania i pochodzenie uczonej. I tak sobie myślę, że też trochę szowinistyczna zazdrość kolegów z innych laboratoriów. No bo: kobieta, Żydówka, pracująca w latach 30 XX wieku w Niemczech i dzięki swoim badaniom okrzyknięta "matką bomby atomowej". Tyle powodów do zazdrości. Ale to tylko moje skromne wyjaśnienia. Zdecydowanie lepiej zrobił to autor biografii Lisy. 

I piękny cytat na koniec. Słowa Lisy:

"(...) życie nie musi być łatwe, byle tylko nie było puste"

Polecam szczerze.

niedziela, 3 września 2017

Krawcowa z Madrytu. Maria Duenas



TYTUŁ: Krawcowa z Madrytu
AUTOR: Maria Duenas
WYDAWNICTWO: Świat Książki
GATUNEK: literatura współczesna
                                                           STRON: 598

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Jednym z powodów dla którego sięgnęłam po tę książkę było zdanie:  "Maria Duenas to Zafon w spódnicy". Zafon jest w grupie pisarzy, których twórczość cenię w całości, przyjmuję i kupuję "w ciemno". Toż się skusiłam. I oświadczam publicznie: ja tego podobieństwa nie widzę! Świetny chwyt marketingowy... albo ja się nie znam. Jedynie co łączy Duenas  i Zafona to rok urodzenia, 1964, i ojczyzna w której się urodzili czyli Hiszpania. I to na tyle jeżeli chodzi o Zafona w spódnicy...

Autorka ukazała niezwykłą historię nieprzeciętnej dziewczyny o imieniu Sira, której przyszło żyć w bardzo niespokojnych czasach. Wychowywana przez samotną matkę, nieznająca ojca, przyuczana do zawodu od dwunastego roku życia, przechodzi na naszych oczach niespotykaną metamorfozę. Zostaje słynną krawcową bogatych klientek, z własnym atelier, pomocnicami i salonem krawieckim. A co się wydarza pomiędzy tymi dwoma faktami? Zakochuje się w przystojnym bawidamku, ucieka z nim do Maroka, tam zostaje przez niego okradziona i porzucona. Doświadcza też straty z którą ciężko się pogodzić kobiecie... W obcym kraju, bez środków do życia, załamana, samotna, z długami, musi stanąć na nogi. Tak zaczyna się długa i okupiona ciężką pracą droga "na salony". Droga do niezależności osobistej i finansowej. I w pewnym momencie dostrzega ją angielski wywiad. A historia ta zaczyna się w Madrycie w latach trzydziestych XX wieku. Czasach bardzo niespokojnych i niepewnych. W przededniu wojny domowej w Hiszpanii i drugiej wojny światowej.
Tak w bardzo dużym skrócie można przedstawić fabułę.
Ale diabeł tkwi, jak zwykle, w szczegółach.

Tło historyczne. Wspaniale odmalowane. Ciekawa lekcja historii. Autorka bardzo dobrze przygotowała się do napisania tej książki. Dużo faktów, dat, nazwisk. Czytałam z zaciekawieniem. Ale mam jedno ale: momentami, przynajmniej dla mnie, było nużąco i rozwlekle. Miałam ochotę przerzucić kartkę i sprawdzić jak rozwinęła się akcja dalej. Wedle zasady "co za dużo, to niezdrowo". Ale to już rzecz gustu. Pewnie znajdą się czytelnicy, którym będzie za mało historii.

Sekrety pracy krawcowej. Dużo informacji o tkaninach, krojach, modzie. Marzenia o jedwabnych pończochach, egzotycznych materiałach, niecodziennych dodatkach. Kulisy prowadzenia atelier mody damskiej. Przymiarki, ploteczki, pogaduszki, zapach drogich perfum i szelest importowanych tkanin. Najzwyczajniej w świecie chciałam tam być. Bardzo malowniczo przedstawiona ta część powieści.

Praca szpiega Jej Królewskiej Mości. Sira zostaje zwerbowana przez wywiad brytyjski, aby zbierać informacje o Niemcach w Hiszpanii. Interesująco ukazana praca agentów różnych wywiadów i metody komunikowania się w dobie kiedy nie ma telefonów komórkowych i sieci wi-fi. Tajne skrytki, umówione hasła, podwójne tożsamości. I jedna rzecz, która mnie się spodobała najbardziej: sposób w jaki szyfrowała swoje wiadomości Sira. Nie spotkałam się z takim jeszcze. Godny naśladowania... I ta część o szpiegach nieustannie kojarzyła mi się z serialem "Allo, allo". Uwielbiałam go oglądać. Tam też byli brytyjscy agenci.

Opowieść od biednej szwaczki do słynnej krawcowej może wydać się banalna. Ale nie jest. Ja nieustannie podziwiałam hart ducha bohaterki, jej pracowitość, gotowość nauki, spryt, nieugiętość w dążeniu do celu, optymizm, odwagę, pomysłowość. I tak mnie Sira nieodparcie skojarzyła się z Julianą z trylogii Ewy Cielesz pt. "Córka cieni". Obie bohaterki posiadały te same cechy. I podobnie potoczyło się ich życie: zaczynały od zera, a ciężką pracą osiągnęły sukces. Poszukajcie, pisałam o tej trylogii w sierpniu.

Pomimo znacznej liczby stron, bo prawie 600, mnie się czytało sprawnie. Pisarce udało się skupić moją uwagę i rozbudzić ciekawość. Mnie też bardzo urzekł styl pisania. Zdania wielokrotnie złożone okraszona mnóstwem przymiotników, dopracowane i "dopieszczone". Zdecydowanie jest to duży plus tej powieści. 

Dałam się ponieść tej książce: zanurzyłam się w zapachach Maroka, otuliłam się barwnymi tkaninami i trzymałam kciuki za bohaterkę podczas tajnych misji. Dopiero po przeczytaniu całości dostrzega się wszystkie walory tej książki.

I dlatego polecam gorąco.

PS. Ostrzegam! Pierwsze 80 stron może odstraszać, bo czułam się jakbym czytała tani romans: wedle zasady: on uroczy i przystojny, a ona piękna i naiwna. Przetrzymajcie. Dalej jest już tylko lepiej.