TYTUŁ: Dżentelmen w Moskwie
AUTOR: Amor Towles
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON: 524
Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek. A na zdjęciu tradycyjne śniadanie hrabiego. |
Cóż dziś znaczy słowo dżentelmen? Czy są jeszcze tacy mężczyźni, których można tak określić?
Po książkę sięgałam z obawą. Bo cóż może być ciekawego w książce opowiadającej o dożywotnym areszcie pewnego hrabiego w najlepszym hotelu w Moskwie? No bo co może być interesującego w życiu mężczyzny, który nie może opuścić hotelu, a do tego nie ma takich "czasoumilaczy" w postaci telewizji czy dostępu do internetu? A do tego wszystko to dzieje w latach 20 XX wieku. Pewnie wielu czytelników pomyśli: nuda.
Otóż nie!
To moje pierwsze spotkanie z autorem. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Jest bardzo pozytywnie zaskoczona.
Hrabia Rostow za napisanie pewnego wiersza zostaje skazany na dożywotni areszt w hotelu Metropol. I zamienia apartament na pokój na poddaszu.
"A czym się trudnicie?
Trudnienie się nie leży w naturze dżentelmena".
"Jestem znany z tego, ze władam piórem".
I co taki człowiek przyzwyczajony do "bywania" w wielkim świecie, lubiący dalekie podróże, spędzający czas według własnych kaprysów i w wolnych chwilach oddający się tworzeniu poezji może robić w areszcie domowym?
Ano może dużo. Zaprzyjaźnia się z małą dziewczynką, poznaje sławną aktorkę. Pisze wiersze. Notuje swoje przemyślenia. Czyta. Obce mu jest pojęcie nudy. Z czasem nawiązuje współpracę się z personelem hotelu. Obserwując gości obserwuje zmiany jakie zachodzą w Rosji i na świecie. I wyciąga wnioski.
Tak w bardzo dużym skrócie można streścić fabułę. Nie chcę przecież psuć ci frajdy z czytania książki.
To co mnie najbardziej urzekło w tej książce, to język. Lekki i refleksyjny, ale nie nudny. Wiele zdań-petard, które powodowały u mnie przymusowe przestoje.
"Nino, maniery to nie czekoladki. Nie możesz wybierać tych, które ci najbardziej odpowiadają. I z pewnością nie wolno ci odkładać do pudełka tych nadgryzionych..."
"- Szkoda, że ja nie jestem tam, a ona tu - westchnęła.
Oto bolączka całej ludzkości, pomyślał hrabia".
Oprócz języka podobały mi się pewne dywagacje natury filozoficznej. Bo hrabia to jest prawdziwy dżentelmen. Jest świetnym obserwatorem otaczającej rzeczywistości, umie wyciągać logiczne wnioski, kultywuje zasady bon ton, kulturę konwersacji podnosi na najwyższy poziom. Pomimo znacznego obniżenia jakości życia nie narzeka, nie szuka zemsty i umie pogodzić się z tym co przynosi mu los.
Polubiłam hrabiego całym sercem. Wykształcony, kulturalny z poczuciem humoru i nostalgią w słowie. Aż chciałoby się spotkać z kimś takim na kawie. I jestem pewna, że z kimś takim nie sposób się nudzić.
I nie jest to, wbrew pozorom, książka tylko dla miłośników Rosji. Dla mnie jest ona wspaniałą lekcją historii tego kraju, ale i też historii Europy. Znajdziemy tu też spostrzeżenia Rostowa na temat zmieniającej się polityki, ustroju, osób przy władzy. Widzi różnice, dostrzega podobieństwa.
Mnie nasunęło się pewne porównanie w trakcie czytania. Że ten luksusowy hotel wraz ze swoim przymusowym lokatorem był jak bezludna wyspa z Robinsonem Crusoe. Tak jak fale rozbijały się o wyspę, tak ważne wydarzenia ocierały się o Metropol.
Polecam.