STRON: 544
CYKL: Matylda i Kosma (tom 1)
|
Zdjęcie dzięki uprzejmości Biblioteki Pedagogicznej w Piotrkowie Trybunalskim |
Dziś będzie nietypowo. Nie będę pisała tylko o samej książce, ale też o spotkaniu z autorami tejże powieści.
Spotkanie zostało zorganizowane przez Bibliotekę Pedagogiczną w Piotrkowie Trybunalskim w dniu 11 maja 2018 roku. Postanowiłam, że zanim udam się na randkę z debiutantami, to najpierw przeczytam ich książkę. No wiesz, żeby mieć o czym rozmawiać, albo chociaż wiedzieć o czym mówią inni. I to był błąd... Ale o tym na końcu..
Głównym wątkiem jest historia pewnej znajomości. Ona, Matylda, gubi pewien list w kawiarni. On, Kosma, przypadkiem go znajduje. Zaintrygowany treścią postanawia jej odpisać. I tak zaczyna się ta opowieść.
Z pozoru do siebie nie pasują. Kosma to dziennikarz radiowy, z rodziną i problemami na karku. Matylda to artystyczna dusza i romantyczna malarka. Każde z nich jest po czterdziestce, każde prowadzi inne życie, a jednak coś ich ciągnie do siebie.
Więcej z fabuły nie ujawnię. Bo, jak to mówią: diabeł tkwi w szczegółach.
Opowieść ta urzekła mnie z kilku powodów.
Cenię twórczość polskich autorów. Szczególnie tych żyjących. Sorki, taki żarcik.
Często daję szansę debiutantom. Zawsze można trafić na "perełkę czytelniczą".
Zanim zacznę czytać, to zawsze lubię wiedzieć coś więcej o autorach. W tym wypadku jestem z bohaterami i autorami w podobnym wieku. I to jest powodem, że w wielu kwestiach zgadzałam się z nimi i miałam podobne spojrzenie na różne problemy. Zastanawiam się tylko jak odbiorą tę książkę współcześni dwudziestolatkowie...
W powieści tej znajdziemy fragmenty epistolografii. Listy... któż je teraz pisze? W dobie telefonów i Internetu. Ja jestem z pokolenia, które pisało listy i wysyłało widokówki. A tych motyli w brzuchu, kiedy czekało się na listonosza, to nie zapomnę nigdy.... Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta pachnące papeterie? Przepraszam, ale się troszkę rozmarzyłam.
Jeśli ktoś oczekuję słodkiego romansidła, to może się zdziwić. Tu aż kipi od emocji. Na pierwszym miejscu jest, oczywiście, uczucie pomiędzy bohaterami. Ale wraz z przerzucanymi kartkami emocje mnożą się niczym grzyby po deszczu. Były momenty, że miałam ochotę strzelić Kosmę przez łeb, ale i takie, że z chęcią bym z Matyldą wyskoczyła na pogaduchy przy lampce wina. I to właśnie lubię: cały wachlarz emocji i wrażeń.
Polecam zwrócić uwagę na wątki poboczne, które "robią klimat" w tej powieści, a mogą zostać niezauważone. Kulisy pracy w radio, ciekawostki o malowaniu na tkaninach, proces powstawania czasopisma. Na te, akurat, zwróciłam uwagę, bo mnie zaciekawiły.
Sposób opowiedzenia tej historii też jest godny odnotowania. Z jednej strony subtelny i na granicy poezji język Jej i trochę twardy i mało wyrafinowany Jego. A to wszystko okraszone humorem i zabawnymi porównaniami. Choć zdarzyły się małe wpadki, ale przymknęłam na nie oko z racji debiutu. Ale to może moja wrażliwość się czepia? Proponuję samemu sprawdzić.
Zakończenie. W życiu nie zgadniecie jak kończy się ta historia! Mnie wbiło w fotel i załzawiło oczy. I takie właśnie lubię. Zaskakujące i nieoczywiste. I już wiem, od autorów, że jeszcze w tym roku ukaże się kontynuacja. Czyli jeszcze mam nadzieję...
I na koniec uwaga. Okładka. Mnie urzekła. Nie lubię przesłodzonych i romantycznych pań lub panów na okładkach. Tutaj mamy paczuszkę listów pełną wzruszeń i emocji. Też mam taką...
Dużym plusem, jak dla mnie, jest rewelacyjne wplecenie piosenek i wierszy. Idealnie wpasowują się sytuację i tworzą odpowiedni nastrój. Autorzy! Idźcie tą drogą! Dobre to jest.
I teraz wyjaśnię dlaczego zrobiłam błąd czytając książkę przed spotkaniem autorskim.
Ponieważ rozmowa z Panią Lidią i Panem Robertem trochę zmieniła moje podejście do ich książki. Pan Kornacki swoim cudownym radiowym głosem odpowiadał na pytania, które z racji tego, że jestem ciekawską gadułą nie miały końca. Cierpliwie, z humorem i bardzo ciekawie. Zdradzał kulisy powstawania książki, plany na przyszłość i różne ciekawostki związane z całym procesem wydawniczym.
Pani Liszewska, swoim spokojnym i stremowanym głosem (zastanawiałam się która z nas miała większą tremę) przedstawiała siebie i swoje miejsce na ziemi, które nie tak dawno odkryła. Uchylę rąbka tajemnicy, że Pani Lidia jest kobietą wielu talentów. Oprócz tego, że napisała książkę, to jeszcze maluje i lepi w glinie. Więcej nie zdradzę. Kto ciekawy niech zagląda na Facebooka i szuka strony książki. I do tego pięknie umie opowiadać o swoich pasjach.
Po tym spotkaniu spojrzałam na tę książkę oczami autorów. Pewne sprawy nabrały innego kolorytu, a niektóre zmieniły kontekst.
Zachęcam do spotkania z autorami i przeczytania książki.
Polecam!
|
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek. I, tak, troszkę się chwalę: uwielbiam autografy! |