TYTUŁ: Grace, córka latarnika
AUTOR: Hazel Gaynor
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: powieść historyczna
STRON:384
DATA PREMIERY: 13 września 2022
Autorka tej książki może podziękować grafikowi, który stworzył okładkę magiczną i przyciągającą wzrok. Spojrzałam i się zakochałam. Tak, wiem, jestem sroką okładkową i okładka jest dla mnie ważna.
Akcja dzieje się dwutorowo. Grace mieszka i żyje z rodzicami w latarni, a jest rok 1838. Matilda zostaje odesłana do krewnych, aby poczekać do rozwiązania problemu, jakim jest dla rodziny dziewczyny ciąża. Jest rok 1938 i panienka z dobrego domu i córka polityka nie może pokazać się brzemienna. To, co łączy obie dziewczyny to latarnia i praca latarnika. A co dzieli? Wydaje się, że dużo, ale czy tak jest naprawdę?
Kolorytu tej powieści dodaje fakt, że powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń. Historia z 1838 roku, która została opisana w tej powieści i jej bohaterka Grace Darling jest tak samo niesamowita co piękna. Grace wraz z ojcem latarnikiem uratowała w czasie sztormu dziewięciu rozbitków, co przyniosło jej rozgłos i niechcianą sławę, która przeszkadzała jej w pracy. Dla mnie ta lektura to hołd złożony tej niesamowitej kobiecie i próba ocalenia od zapomnienia ważnej lekcji historii. Jakiej? To już niech każdy rozważy w swojej wrażliwości.
Ta książka nie jest tylko o dzielnej Grace. Dla mnie jest ona o sile kobiet. Przecież panna Darling żyła w pierwszej połowie XIX wieku, kiedy to kobiety nie decydowały o swoim losie, o czym wspomina jedna z bohaterek. Kiedy przyszedł odpowiedni czas, to przechodziły spod opieki ojca pod pieczę męża i nie miały nic do gadania. Musiały odgrywać przypisane im przez status społeczny role i nie mogły same decydować o sobie. Sto lat później, kiedy żyje Matilda wydaje się, że już wiele się w tej kwestii zmieniło. Kobiety już mają prawa wyborcze, a Maria Curie-Skłodowska jako pierwsza kobieta odebrała nagrodę Nobla. Ale czy na pewno wiele się zmieniło? Matilda bez pytania jej o zdanie została odesłana za ocean. Rodzinne i społeczne konwenanse okazały się ważniejsze niż szczęście córki. Czy ulegnie i zrobi to, co każe matka? Czy wybierze status czarnej owcy w rodzinie? Tak, zdecydowanie jest to książka o silnych kobietach, bo zawód latarnika (czy latarniczki?) przecież do łatwych nie należy. A przecież nie chodzi tylko o siłę na polu zawodowym...
Mnie zachwyciło to, jak autorka opisała pracę w latarni i szeroko rozumiany krajobraz wokół. Kolory nieba, barwy morza, dźwięki sztormu, zawodzenie wiatru, hałas robiony przez ptaki. Wszystkie te opisy bardzo działały mi na wyobraźnię. Praca w latarni od strony, nazwijmy ją, technicznej pokazana została bardzo interesująco. Przycinanie knotów, czyszczenie szkieł i dbanie o to, by światło włączano dokładnie o tej samej porze. Niektórzy powiedzieć mogą, że to bardzo nudne życie. Zapewniam, że Gaynor udowodniła, że można wieść proste życie w latarni i cieszyć się małymi rzeczami oraz celebrować codzienne rytuały. I nie narzekać.
Niesamowicie przypadł mi do gustu sposób przedstawienia tej historii. Oprócz działających na wyobraźnię opisów autorka potrafiła we mnie wzbudzić wiele emocji. Czułam razem z bohaterami radość i smutek, strach i przerażenie. A łzy nie raz stawały mi w oczach. Często zadawałam sobie pytanie: co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Istna karuzela wrażeń.
A gdyby ktoś chciał poczytać o pracy latarnika to polecam książki, które też poruszają to zagadnienie: Światło między oceanami M.L. Stedman i Latarnik H. Sienkiewicza.
To jest lektura, która skłania do wielu przemyśleń podczas czytania i tkwi niczym drzazga po zakończeniu. A takie lubię najbardziej.
Polecam.