poniedziałek, 31 lipca 2017

Gra pozorów. Kuchennymi drzwiami. Tom 1. Katarzyna Majgier

TYTUŁ: Gra pozorów. Kuchennymi drzwiami. Tom 1
AUTOR: Katarzyna Majgier
WYDAWNICTWO: Zwierciadło
GATUNEK: Literatura współczesna
STRON: 390
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś będzie o książce, która mnie bardzo zaskoczyła. Przeleżała u mnie na stosiku naprawdę długo. I ja podczas czytania zadawałam sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego nie sięgnęłam po nią wcześniej?

Ta pozycja oczarowała mnie klimatem. Pięknie oddaje ducha przełomu wieków krakowskiego grodu. Oprócz samej historii, która może się podobać albo nie, atmosfera Młodej Polski została cudownie odmalowana. I sprytnie autorce udało się wpleść fikcyjne zdarzenia w prawdziwe wątki. Nasi bohaterowie przyglądają się pogrzebowi Adama Mickiewicza na Wawelu, omawiają premierę "Wesela" Wyspiańskiego czy "Moralność Pani Dulskiej" Zapolskiej. I kiwają głową ze zdziwienia kiedy artyści biorą za żony chłopki. A także próbują podnieść z klęski żywiołowej jakim była powódź w 1903 roku.

Kolejna tematyka, która mnie urzekła, to szeroko rozumiane stosunki społeczne i mentalność ówczesnego społeczeństwa. Państwo bywa na salonach i u osobistych krawcowych. Wozi się powozami do teatrów i na tajemne schadzki. Bohema artystyczna zachwyca się wsią i bierze za żony kobiety ze wsi. I bawi się bez oglądania się na stan konta. I nie zważając na szalejące choroby weneryczne, które później leczy u zaprzyjaźnionych lekarzy. "Wysoko urodzeni" panowie bałamucą podkuchenne i inne pomoce domowe. 
I to zakłamanie. Matki chcą jedynie, aby córki dobrze wyszły za mąż. Najlepiej za odpowiedni majątek. Bo bogata pani domu nie musi ani mieć wykształcenia ani nie musi pracować. Nie to co dzieci chłopów. One nie muszą być kształcone. One muszą pracować od najmłodszych lat. I nie marzyć o zmianie swojego losu. A zbałamucone panna z brzuchem to już szczyt wszystkiego co najgorsze...

W historii tej znajdziemy całą plejadę różnorodnych charakterów: niespełnionych artystów, szczęśliwców, którym spadek spada niczym "manna z nieba", zakochanych kawalerów, zdradzające żony, mściwych mężów, kobiety potrafiące same się utrzymać z pracy swoich rąk, sieroty poszukujące ciepłego domu i zajęcia, wielkich filantropów, zaradnych przedsiębiorców i nawet, czego się nie spodziewałam, kobiety kochające kobiety. 

Mnogość bohaterów mnie nie przeszkadzała. Zakręty i koleje losy nie szokowały. Trafność niektórych spostrzeżeń mogę uznać za ponadczasowe. Przeskoki między wątkami niespecjalnie utrudniające czytanie. Styl pisania taki, że powieść sama się czyta. W sam raz na letnie popołudnie na leżaku z książką.

Podsumowując: nie jest to książka wybitna i nie wywołała efektu WOW. Ale niesamowicie urzekła mnie klimatem i skłoniła do kilku przemyśleń. I to wystarczyło, abym sięgnęła po kolejny tom pt "Światło i cień". 
I ciekawa jestem czy ktoś jeszcze dostrzeże drugie dno, którego ja się dopatrzyłam...

Polecam.

sobota, 29 lipca 2017

Niewidzialne życie Iwana Isajenki. Scott Stambach

TYTUŁNiewidzialne życie Iwana Isajenki
AUTOR: Scott Stambach
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
 GATUNEK: literatura współczesna
  STRON: 357
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Białoruś. Państwo, które ja rzadko spotykam na łamach literatury.
Piękna, ale i smutna książka.

Piękna, bo ukazane uczucie pomiędzy dwojgiem nastolatków jest niesamowicie wzruszające. Przynajmniej dla mnie. Para dzieciaków, która zakochuje się w sobie, choć wie, że ich związek nie ma żadnej przyszłości. On jest niepełnosprawny fizycznie i niesamowicie inteligentny, a ona śmiertelnie chora. 


Smutna, bo przedstawia historię chorych dzieci w szpitalu w Mazyrzu na Białorusi. Dzieci nie dość, że chorych, to jeszcze pozbawionych rodziców. Dzieciaków najczęściej okaleczonych fizycznie. Zamkniętych w szpitalu i rutynie codzienności. Chorych, samotnych, bez przyszłości.


Treść smutna, a zakończenie zaskakujące. I, jak można było się spodziewać śmierci Poliny, to historia Iwana mnie zaskoczyła. Nie takiego finału się spodziewałam.

Opowieść ta była jak emocjonalna karuzela. Mnie, matce, ciężko było czytać o krzywdzie dzieci. Łzy stawały mi w oczach wielokrotnie. 

Dla mnie ta książka miała wiele wspólnego z dwiema innymi: Nick Vujicic "Bez nóg, bez rak, bez ograniczeń" i "Wybrańcy" Steve Sem-Sandberg. Nick I Iwan są w podobny sposób okaleczeni fizycznie, a tytułowi Wybrańcy to też chore dzieci bez przyszłości. Choć w obu książkach kontekst historyczny był inny, to nie zmienia to faktu, że oba szpitale to miejsca pełne dziecięcych nieszczęść.

Poleca. Choć to lektura niełatwa, to i tak zostaje w głowie na dłużej.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



środa, 26 lipca 2017

Taka jak Ty. Gabriela Gargaś

TYTUŁ: Taka jak Ty
AUTOR: Gabriela Gargaś
WYDAWNICTWO: Wydawnictwa Filia
GATUNEK: polska powieść obyczajowa
LICZBA STRON: 443

Zdjęcie autorki Iza w labiryncie ksiażek


Pierwsza myśl po skończeniu czytania? Jak się cieszę, że mam rodzinę, zdrowie i przyjaciół!

Karolina i Mariona. Nie MarioLa tylko MarioNa. Dwie dziewczynki urodzone tego samego dnia. Nierozłączne, z kluczem na szyi i plakatami idoli na ścianach. Bo obie dorastają w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. W pokojach mają meblościanki, fototapety z palmami na ścianach i drewnianą boazerię w przedpokoju. Marzy im się fryzura "mokra włoszka", są fankami zespołu New Kids on the Block i oglądają "Isaurę" wcinając kogiel-mogiel. Czyli wierny obraz dzieciństwa dla każdego obecnego czterdziestolatka. Aż się łza w oku kręci...

Tak się zaczyna. Poznajemy dwie dziewczynki. Wraz z przewracanymi kartkami panny dojrzewają, wchodzą w związki. Towarzyszymy im w wielkich radościach i małych smutkach... Życie się toczy codziennością.

Co znajdziemy w tej lekturze?
Życie przez duże Ż.
Wielką przyjaźń, która trwa na przekór przeciwnościom losu.
Miłość, która nie zawsze jest romantyczna.
Trudne wybory, których konsekwencje musimy ponosić.
Sytuacje, w których codzienność "bije się" z marzeniami i oczekiwaniami.
Emocje, łzy i śmiech.

Nie będę streszczać fabuły. Napiszę tylko, że ta książka mnie wzruszyła. Skłoniła do myślenia i zastanowienia się nad kilkoma sprawami. I do tego to zakończenie... Pani autorko! To nieludzkie tak zostawiać czytelnika!
Pozycja ta jest napisana w taki sposób, że kartki same "śmigają". Tak sobie przysiądę, pomyślałam, i poczytam chwilę. I kiedy spojrzałam na zegarek minęły 2 godziny. Fabuła wciąga. Ja sama wychowana w tych samych latach co bohaterki książki, z przyjemnością i nostalgią czytałam o tych wszystkich meblościankach i fototapetach, że o oranżadkach w proszku nie wspomnę...
Sama jestem matką i żoną. Wiele z opisanych emocji i zdarzeń miało miejsce w moim życiu. Niektóre przywołały wspomnienia, a niektóre skłoniły do rozważań.
Z tej opowieści, choć momentami smutna i refleksyjna, to bije ciepło i optymizm. Życie pisze takie scenariusze, których najmniej się spodziewamy. I te dobre, i te złe.

Po zamknięciu książki doszłam do wniosku, że nie mam prawa narzekać. Choć przyznam się szczerze, że robię to bardzo rzadko. Mam rodzinę, kochającego męża, zdrowe dzieci, pracę, dom. I wiele chwil radości. I troszkę chwil smutku. Jak każdy.

Oprócz samej fabuły zwróciłam jeszcze uwagę na cytaty, które autorka wplotła w treść. Są fragmenty piosenek Sylwii Grzeszczak, Edyty Geppert, wiersz ks. J. Twardowskiego i słowa papieża Franciszka.
Cytat głowy Kościoła: "Nie trzeba wierzyć w Boga, żeby być dobrym człowiekiem".
Zdecydowanie udany zabieg z tymi cytatami.

Polecam. Bo każda kobieta znajdzie w tej powieści coś dla siebie.

PS. Nie taka straszna teściowa, jak o niej myślicie...

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

sobota, 22 lipca 2017

Jestem Śmiercią. Chris Carter

TYTUŁ: Jestem Śmiercią
AUTOR: Chris Carter
WYDAWNICTWO: Sonia Draga
 GATUNEK: thriller
  STRON: 345
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



Dziś będzie bardzo krótko. Bo jestem zła. Bardzo zła.

To już siódmy tom z serii "Robert Hunter" autorstwa Chrisa Cartera. Wszystkie przeczytałam z zapartym tchem i za jednym posiedzeniem. A tu, co się stało? Ja się grzecznie pytam!

Zacytuje sama siebie:

"Śmiało mogę powiedzieć, że pojechał po schemacie. Krótkie rozdziały, napięcie rosnące nieśpiesznie, makabryczne zbrodnie, bezwzględny psychopata, nieprzewidywalne zwroty akcji, zachwycający Robert H. i zaskakujące zakończenie. Czyli to, co zawsze można znaleźć w książkach Cartera".

Tak oto pisałam o książce Cartera "Geniusz zbrodni". I to samo mogę napisać praktycznie pod każdą pozycją tego autora. Pod tą też. ALE....

Coś poszło jednak nie tak. Były wszystkie w/w elementy, ale brakło jednej bardzo ważnej rzeczy: NAPIĘCIA. A co za tym idzie i moja ciekawość nie została pobudzona. Zabrakło zaintrygowania mnie treścią i wciągnięcia tak, żeby nie mogła odłożyć książki. Jestem zawiedziona. Czytałam bardzo długo i ślimaczyło się niemiłosiernie. A tego nie lubię. Poprzednie pozycje tego cyklu pochłonęłam na raz, a do tej podchodziłam na kilkanaście razy. 

Jest jeszcze jedno ALE. Jest coś, co mogę zaliczyć jako duży plus. To opisy nieludzkich tortur, miejsca zbrodni i zwłok. Tu autor doprowadzał mnie na skraj rozpaczy. Prawie miałam mdłości. Te fragmenty czytałam z obrzydzeniem na poziomie hard. Choć równie dobrze inni czytelnicy mogą przejść nad tymi opisami obojętnie. Wszystko zależy od wrażliwości czytelnika.

A teraz mam pytanie do osób, które już przeczytały: czy tylko jak odgadłam, że ten... to anagram? Jestem zawiedziona. Być lepszą od Huntera?

Czytajcie! Jak najbardziej czytajcie! Jestem ciekawa opinii innych czytelników.

PS. Jak na razie, zawód czytelniczy roku.
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek



czwartek, 20 lipca 2017

Niemka. Armando Lucas Correa

TYTUŁ: Niemka
AUTOR: Armando Lucas Correa
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
 GATUNEK:  literatura piękna
  STRON: 375
Zdjęcie autorskie 






Dziś chciałabym Ci opowiedzieć o książce, która ma szansę na moją Książkę Roku. W tej chwili została książką tego półrocza. Kiedy już zaczęłam czytać, to nie mogłam przestać. Zaraz wszystko wyjaśnię.

To moje pierwsze spotkanie z autorem. Może dlatego, iż to jego debiut. Pan Correa jest dziennikarzem  i zdobył wiele prestiżowych nagród. Ale powieść "popełnił" tę jedną. Ale jaką!

Jest to opowieść oparta na faktach. Zdarzenia, które opisuje autor miały miejsce w 1939 roku. Ale konia z rzędem temu, kto o nich słyszał wcześniej! W trakcie czytania ogarnęła mnie taka refleksja: ja nic w szkole o tym nie słyszałam; ile jeszcze faktów pominięto na lekcjach historii w mojej edukacji? Dokładnie taka sama myśl jak po przeczytaniu "Ślebody" Kuźmińskich i Goralenvolku.

A co samej treści... Ciężko będzie opowiadać tak, aby nie zdradzić istotnych wątków fabuły...

Hanna ma 12 lat. I mieszka w Berlinie. Jest 1939 rok. Razem z rodzicami stara się, jak sama mówi, być niewidzialna. Bo jest Żydówką. Ale nie wygląda... Ma blond włosy, niebieskie oczy i mały zadarty nosek. Ideał czystej krwi Niemki.
Anna też ma 12 lat. Mieszka w Nowym Jorku. Jest 2014 rok. Mieszka z matką, którą się opiekuje. Jak sama mówi: "Tata zniknął". I pewnego dnia przychodzi tajemnicza przesyłka z Kuby... I wszystko się zmienia.

Taki intrygujący początek. 

Berlin widziany oczami Hanny jest piekłem na ziemi. Wszędzie młodzi chłopcy w brunatnych koszulach, łopoczące na wietrze faszystowskie flagi, ludzie przemykający pośpiesznie ulicami. No i represje wobec Żydów. Wyzwiska: "ty nieczysta dziewucho", opluwanie, zwolnienia z pracy, konfiskata majątków. Na mnie zrobiło jednak największe wrażenie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, szkło na ulicach. Pozostałość po pewnej listopadowej nocy w 1938 roku. Szkło, którego nikt nie sprzątał, a które chrzęściło pod stopami przypominając o pogromie ludności żydowskiej. Szkło, którego wciąż przybywało... Bardzo realistycznie to autor opisał. 
I w pewnym momencie pojawia się szansa wyjazdu z kraju. 13 maja 1939 roku z Hamburga wypływa statek "St.Louis" w stronę Hawany. Ma wywieść "niepożądany element" poza Niemcy. Bilety są bardzo drogie. Żydzi walczą o miejsce na pokładzie. 
A sam statek piękny i ogromy niczym "Titanic". Sześć pokładów, sala balowa, restauracje, basen, kawiarnie, sklepiki. Szampan, kawior i inne rarytasy. Żyć, nie umierać. I w takich luksusach rejs ma trwać 2 tygodnie. Autor pięknie umie zbudować nastój. Prawie słyszałam tę orkiestrę i czułam bryzę na twarzy.
Ale idylla się kończy. Rząd Kubański nie pozwala przybić do nabrzeża...
Jak skończą się losy 937 niemieckich Żydów i 231 członków załogi? 

Wszystko, co będzie miało miejsce później, będzie skutkiem tych wydarzeń. Na zawsze zmieni losy bohaterów i będzie smutnym epizodem w historii. A dla niektórych na pewno bardzo wstydliwym...

A! Zapomniałam jest jeszcze Anna. Dziewczynka z Nowego Jorku. Samotna, z depresyjną matką. Matką, która została wdową nagle i w młodym wieku. Jak zginął ojciec? Hm... uczestniczył w ważnym dziejowym momencie. I to Anna dostaje przesyłkę z Kuby od rodziny ojca. Kopertę pełną zdjęć. Starych i nadgryzionych zębem czasu. Kto jej to przysłał? I po co? Kto jest na tych zdjęciach? Dziewczynka zadaje matce mnóstwo pytań. I obie postanawiają wyruszyć na wyspę.
Co z tego wyniknie? I co tam odkryją? Przepiękną i smutną rodzinę historię rodzinną. Opowieść o ludziach, tragediach, zakrętach losu. Wysłuchają lekcji historii z pierwszej ręki.

Chcę zwrócić Twoją uwagę na dwie kwestie, które mnie zastanowiły. 
Pierwsza: Fakty z rejsu "St. Louis". Autor dobrze przygotował się do tematu. Wszystkie opisane wydarzenia w tej książce znalazły odzwierciedlenie w artykułach, które przeczytałam po skończeniu książki. Są zdjęcia telegramów, które odbierał kapitan:

"19 maja 1939
Sytuacja w Hawanie coraz bardziej skomplikowana.
Protesty przeciwko emigrantom z Europy.
Kurs bez zmian"

Coś komuś to przypomina? Z czymś się kojarzy?

Autor przedstawił dramat niemieckich obywateli, którzy tak naprawdę musieli uciekać przed represjami ze swojego kraju. Pozostanie w nim groziło śmiercią. I jak zachowała się "reszta świata"?

Teraz inaczej spojrzę na emigrantów czy uchodźców. I nie chodzi o to, że będę ich witać z otwartymi ramionami. Spojrzę na nich jak na ludzi, którzy przeżywają dramat. Każdy z nich ma do opowiedzenia swoją tragedię. Tylko kto ich zechce wysłuchać???

Druga: Język jakim te historie zostały opowiedziany... Coś pięknego! Czułam smród niemieckich ulic i zapach kubańskiej wyspy po deszczu. Słyszałam szelest kreacji na balu i plusk oceanu o burtę statku. Bałam się z Hanną o losy rodziny i chciałam poznać losy familii Anny. 

Następną książkę tego autora biorę w ciemno.
A po tę idę do księgarni, bo muszę ją mieć na półce.
Ostrzegam! Naszykuj chusteczki! A jak już skończysz ocierać łzy, to będziesz mógł obejrzeć zdjęcia zamieszczone na końcu książki. Zdjęcia  tego nieszczęsnego transatlantyku jak i listę 937 pasażerów... Miałam ciarki...

PS Książkę wydano z serii "Szmaragdowa seria". Polecam cały ten cykl.

Moja ocena 10/10.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Dwie obrączki. Opowieść o miłości i wojnie. Mille Werber, Eve Keller

TYTUŁ: Dwie obrączki. Opowieść o miłości i wojnie
AUTOR: Mille Werber, Eve Keller
WYDAWNICTWO: Świat Książki
 GATUNEK:  wspomnienia
  STRON:  220
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Ta książka to przykład na to, że i mnie też czasami brak słów. Patrzę na tę białą plamę na monitorze i mam łzy w oczach. Nie wiem co Wam napisać. Tyle zostało już napisane i powiedziane o tym okresie w historii. Choć tematykę wojenną zgłębiam od ponad 20 lat, to zdarzają się takie lektury, które zostawiają mnie z kacem książkowym...

Millie Werber to nasza bohaterka, która opowiada o swoim życiu. O tym jak dziewczyna z Radomia zamieszkała  w 1946 roku z mężem w USA. Co przeżyła i co widziała.

Eve Keller jest profesorem anglistyki, która pomogła Millie spisać i uporządkować rodzinną historię. Ubrać uczucia i wspomnienia w piękne słowa.

Kiedy sięgałam po tę pozycję oczekiwałam wspomnień kobiety, która przeżyła piekło na ziemi. Opowieści o rodzinie, śmierci, miłości... A co dostałam?

To było jak spotkanie przy kawie z piękną i dojrzałą kobietą. Kobietą, która wspomina swoje życie. Która pomimo tego, co przeżyła w Polsce potrafiła odnaleźć szczęście. I wspaniale przeżyć czas dany jej przez los. Nie było w tej historii nadmiernej tkliwości ani żadnych negatywnych uczuć. Była pierwsza miłość w czasach kiedy takie uczucie można było uznać za luksus. Pierwsze pocałunki w przerażającej scenerii getta w Radomiu. Praca ponad siły w fabryce amunicji. Pobyt w Auschwitz i codzienne próby oszukania głodu. Pierwszy raz się spotkałam się z takim opisem:

"Bez przerwy byłam głodna. (...)Głód był niczym zwierzę, które umościło się wewnątrz mnie i co pewien czas otwierało paszczę, aby kąsać. (...) To drapanie, kąsanie, ból w brzuchu nigdy się nie kończyły. Towarzyszyły mi, gdy wieczorem kładłam się spać i witały mnie, gdy rano się budziłam. W Auschwitz chleb był bezcennym skarbem, może nawet cenniejszym niż miłość".

Koniec wojny nie oznaczał wyzwolenia. Tułaczka po Europie, Włochy, Niemcy, w końcu USA. Tam z mężem znalazła dom, ale wspomnienia wracały.

Jack, mąż Milli, był też wojennym rozbitkiem. Stracił w wojnie całą rodzinę, a także żonę i córkę. Rozumiał Milli, która została sama z ojcem i kuzynem oraz wspomnieniami o swoim pierwszym, wojennym mężu. Z jedynymi pamiątkami po nim, czyli z tytułowymi dwiema obrączkami.

Pewnie wielu powie mi, że to historia jakich wiele. Może. Ale z tej powieści bija tak dużo emocji i mam tak wiele odczuć, że trudno mi to wyrazić. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to smutek Milli. Ale czy można być smutnym i szczęśliwym? Z tych kart bije ciepło i mądrość życiowa. Dużo celnych uwag i trafnych spostrzeżeń. Na temat wojny, miłości, ludzi. Autorka utwierdziła mnie w przekonaniu, że bycie dobrym człowiekiem nie zależy od czasów w jakich żyjemy i nie zależy od narodowości. Opowiada o Niemcach, którzy bez chwili namysłu jednym strzałem pozbawiali ludzi życia. Ale i Niemcu, który dzielił się z nią swoją kanapką, choć wiedział, że za to grozi kara. O Żydach, którzy donosili na swoich współbraci za dodatkową rację żywności, ale i o judaistach, którzy podzielili się ostatnim kawałkiem chleba. 

Pisze o ludziach, ale i o przypadkach. Momentach w życiu dzięki którym przeżyła. O zbiegach okoliczności? Opatrzności?
Jest też tam poruszona kwestia wiary. A w zasadzie braku wiary. Bo, jak po tym co się widziało podczas wojny wierzyć w miłosiernego Boga?

Radomianka opowiada, w moim odczuciu, o życiu, ludziach, uczuciach w piękny sposób. Nie ma tu wyszukanego stylu czy słownictwa. Są emocje i cała masa pytań. Pytań, które powodują, że czytelnik zaczyna się zastanawiać. Jest głód, wszy, drzazgi z trepów wbite w stopy, strach, praca ponad siły, brak zrozumienia po wojnie i poczucie winy, że się przeżyło kiedy tyle osób zginęło. 

Ale są też miłość, współczucie, bezinteresowna pomoc, przyjaźń, małżeństwo, które przetrwało ponad 60 lat, i piękne, pomimo złych doświadczeń, wspomnienia. 
To jest ta opowieść. Opowieść o życiu i ludziach. O świecie, który runął i ludziach których nie ma. Świecie, w którym przyszło żyć niosąc swój krzyż smutnych wspomnień...

Polecam. 
PS To jedna z tych książek, które MUSZĘ mieć na swojej półce.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Za zamkniętymi drzwiami. B.A. Paris

TYTUŁ: Za zamkniętymi drzwiami
AUTOR:  B.A. Paris
WYDAWNICTWO:  Wydawnictwo Albatros
 GATUNEK:  thriller
  STRON:  304
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Kolejna książka, która jest bardzo dobrze rozreklamowana. I mam wrażenie, że wszyscy ją czytają lub czytali. I wszyscy lub prawie wszyscy chociaż zadowoleni. A ja jak zwykle mam problem.

Przyznam od razu: fakt, dobrze i szybko się czyta, wciąga i budzi zaciekawienie. Do przeczytania na jedno posiedzenie.
To jedna z tych książek, o których ciężko cokolwiek napisać żeby nie zdradzić istotnych wątków fabuły.
Ja się więc tylko wypowiem na jaką, poruszoną w tej pozycji, problematykę zwróciłam uwagę. 

Pozory. Jak łatwo je stworzyć i utrzymywać. Wszystko wygląda idealnie i nikt nic nie zauważa. Piękni, bogaci i zakochani w sobie. Co tu może budzić podejrzenia?

Miłość pomiędzy siostrami i rodzicielska. Jaką trzeba być kobietą żeby chcieć oddam własne dziecko? I to chore? Zespół Downa to choroba z którą chorzy funkcjonują w społeczeństwie. Nie mogłam zrozumieć matki.
Ale za to dobrze zrozumiałam Grace. Wzięła pod opiekę młodszą siostrę i zajmowała się nią jak tylko potrafiła. Ma u mnie wielki szacunek. 

Niepełnosprawność. O zespole Downa wiem niewiele. I ten wątek, dla mnie przynajmniej, był trochę za mało rozwinięty. Poczytałabym więcej. 

Kontrola. U Jacka potrzeba kontroli była doprowadzona do granic obłędu. Podobne zjawisko jak w książce "Lokatorka" autorstwa JP Delaney. Jeśli do tej potrzeby dołożymy jeszcze inteligencję Jacka, to robi się naprawdę nieciekawie. 

Przemoc i znęcanie się psychiczne. Jak można tak potraktować innego człowieka? Jak można zabrać mu wolność? Ograniczyć przestrzeń do jednego pomieszczenia i niezbędnych rzeczy? 

Strach i szantaż emocjonalny. Wykorzystywać poczucie strachu i szantażować emocjonalnie kobietę, którą się od siebie uzależniło? Napawać się strachem? Grozić, że niepełnosprawna siostra będzie też podobnie potraktowana? Nie mogę zrozumieć.

Rozdziały, w których jeden rozgrywa się obecnie, a drugi to retrospekcja. Mnie się podobało i dobrze czytało.

Zakończenie. Zaskakujące. I w takich gustuję

Podsumowując: książka dobra, ale bez efektu "wow". Jednak zmusza do zastanowienia się na wieloma sprawami. A to też lubię.

Czyli polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


piątek, 7 lipca 2017

Religia nie ma uczuć. Marcin Holdenmajer

TYTUŁReligia nie ma uczuć
AUTOR: Marcin Holdenmajer
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Novae Res
GATUNEK: religijna

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t34.0-12/19858752_2027348094162068_601681210_n.jpg?oh=d9e19fe1997b32eb8b016d6ce470e457&oe=5966D886
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek


Dziś będę chciała Was zachęcić do bardzo niezwykłej książki. Została ona sklasyfikowana w kategorii "religia", ale nie zrażajcie się. Ta pozycja jest inna. Pięknie inna. I po przeczytaniu doszłam do wniosku niespotykanego u mnie: zgadzam się z autorem w całej rozciągłości tematu.

Na okładce czytamy: "Dwanaście historii ludzi skrzywdzonych przez religijny fanatyzm". Dodam tylko, że to dwanaście PRAWDZIWYCH historii. Autor napisał na wstępie: "Dedykuję ofiarom religii. Oszukanym, skrzywdzonym, wykluczonym i odrzuconym". I moje serce już wskoczyło na wyższe obroty.
Dlaczego? Bo nie dzielę ludzi na lepszych i gorszych. 

Odkąd przeczytałam słowa Ireny Sendlerowej:

"Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, wykształcenie, majątek – nie mają żadnego znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem." 

Stały się one moim mottem życiowym.

A z historii przedstawionych w książce wyłania się postać człowieka do cna przesiąkniętego złem. Złem, które próbuje ukryć pod płaszczykiem religii. I zasłaniać się Bogiem. I nie jest ważne jak nazywa swego Boga, nie ważne gdzie chodzi się modlić i czy nosi sutannę. 

Słowa autora:
"Bo nie wierzę w pozbawioną życia religię. Wierzę w Boga Ojca. Brzydzą  mnie hipokryci, chowający się za sutannami, honorami, czy wielkimi organizacjami. Wstyd mi za niektórych księży, pastorów, popów czy biskupów."

Jakże prawdziwe są te słowa! Jak bardzo mi bliskie!

A same historie? Ciężko uwierzyć, że są prawdziwe. Łzy miałam w oczach. 

Z tych dwunastu opowieści znałam wcześniej tylko jedną. I myślę, że większość z Was też ja zna. To historia z książki "Tajemnica Filomeny" Martina Sixmitha oraz ekranizacji pod tym samym tytułem. Pamiętacie? Nastolatka, która rodzi dziecko w latach pięćdziesiątych XX wieku w Irlandii zostaje nazwana jawnogrzesznicą i dziecko zostaje jej odebrane. Nikt się nie zastanawia, co czuje kobieta. Jest ladacznicą, którą trzeba ukarać. I co robiły zakonnice, które miały się opiekować położnicą i noworodkiem? Sprzedawały dzieci. A gdzie jest w tym wszystkim miejsce na miłość, wybaczenie, zrozumienie, szansa na poprawę? Religia nie ma uczuć? A te zakonnice? Czy miały jakieś? Mnie, jako matce, serce chciało pęknąć...

Każdy z opisanych przypadków wydarzył się naprawdę. I w każdym to człowiek nie miał uczuć. Tłumacząc się i ukrywając za swoją religią dokonywał rzeczy, za które innych potępiał np. z ambony. Każda religia uważa się za tę najlepszą i najważniejszą. Każda krytykuje inne wyznania. A każde ślepe zapatrzenie we wiarę prowadzi do katastrofy. I żaden fanatyzm religijny nie znajduje u mnie wytłumaczenia.

Książka napisana jest przystępnym językiem. Szybko się czyta. Szybko dopóki nie trafi się na zdanie-petardę. Dostajesz między oczy, leżysz i myślisz. Przynajmniej tak było ze mną. Trafność spostrzeżeń, otwartość, szczerość, czasami nawet prowokacja. To wszystko powodowało, że zaczęłam się zastanawiać na wieloma sprawami. Czy wszyscy muzułmanie to terroryści? A czym się oni różnią od księdza katolickiego, który wykorzystuje dzieci? Mnóstwo pytań. Jeśli tak był zamysł autora, czyli skłonić czytelnika do chwili refleksji, to w moim przypadku świetnie mu się to udało. 

Polecam. Wszystkim, bez względu na wyznanie.
 Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie ksiażek

czwartek, 6 lipca 2017

Lokatorka. JP Delaney

TYTUŁ: Lokatorka
AUTOR: JP Delaney
WYDAWNICTWO: Otwarte
GATUNEK: thriller psychologiczny
stron: 457
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie ksiażek

I tego mi było trzeba! Po kilkunastu tygodniach czytelniczego zastoju w czasie, którego wszystkie książki wydawały mi się nudne i głupie, wreszcie trafiłam na taką, która nie pozwoliła mi usnąć i spowodowała przyspieszone bicie serca. 
Choć przyznam szczerze, że jak widzę na okładce "olśniewający", "thriller roku", "hit" czy "bestseller", to od razu dostaję uczulenia. Bo już wielokrotnie przekonałam się, że panowie od marketingu spisują się lepiej od autora.
Pan JP Delaney napisał już kilka książek, ale "Lokatorka" to jego pierwsza wydana w Polsce z datą premiery 14 czerwca 2017 roku. Moim zdaniem jest to bardzo udany debiut na polskim rynku.

Dobra! Przyznam się od razu! Ta książka mnie pochłonęła. Dałam się wciągnąć w ten niesamowity klimat. Współczułam bohaterkom i zastanawiał mnie pan architekt. I do tego ta niepewność, tajemnicze śmierci i milion opcji, jakie będzie zakończenie, które szaleją w głowie. Dla mnie bomba!

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to okładka. Nie mogłabym mieszkać w takim domu. Bez kwiatów, obrazów i innych rzeczy, które "robią" klimat. Ale świetnie oddaje treść książki.

Druga rzecz, która mi przypadła do gustu to akcja prowadzona naprzemiennie przez dwie kobiety: Przedtem Emma i Teraz Jane. Wiadomo od początku, że Emma nie żyje. A Jane mieszka w tym samym domu... 
Można dostać "gęsiej skórki" w niektórych momentach, bo historie się pokrywają...

Teraz trochę zboczę z tematu.

Czy wyobrażacie sobie dom, który jest Twoim pomocnikiem i ułatwia Ci życie? Może nie pomocnikiem. Jest zarządcą. Sam ustawia oświetlenie pod Twoje preferencje, zapamiętuję temperaturę wody, kiedy bierzesz prysznic, można wszystko ustawić zdalnie i zaprogramować. Pewnie są już podobne budynki. Ale ten jest kontrolowany przez właściciela. Jeszcze wrócę do tego wątku.

Jane po bolesnych doświadczeniach postanawia wynająć dom, który przez okolicznych mieszkańców nazywany jest "Bunkrem Fuhrera". Marzy o spokoju i o tym, aby dojść do siebie. Ale wynajęcie takiego domu to nie jest prosta sprawa. Właścicielem tego budynku jest architekt, który go zaprojektował i wybudował. I to on decyduje, komu wynajmie. Każdy kandydat musi wypełnić ankietę, która składa się z kilkudziesięciu pytań. Tak różnorodnych, że aż dziwnych. I te pytania autor umieścił pomiędzy rozdziałami. Bardzo mi ten zamysł przypadł do gustu. W moim przekonaniu te pytania nadawały całej akcji "smaczku".

Klimat tworzą te naprzemienne narracje. Raz opowiada Emma, a potem Jane. Mówią o tym samym domu i o tym samym mężczyźnie. O sytuacjach i emocjach. Moją ciekawość wzbudzał pan architekt. Bardzo chciałam go "rozgryźć". Ale nie udało mi się. Człowiek, jak dla mnie, bardzo mocno zaburzony na wielu płaszczyznach. Perfekcjonizm i chęć posiadania kontroli doprowadzone do poziomu obłędu. Bardzo ciekawa postać i świetnie pokazana. Tak samo jak obie kobiety. Choć podobne do siebie fizycznie, to jednak bardzo różne. Bardzo im współczułam, ale do czasu...

Zakończenie zaskakujące. To lubię.

Klimat niepokoju, sam dom, który mnie przerażał, architekt, który fascynował i wzbudzał strach, niepewność, co do losów Jane, niewyjaśniona zagadka śmierci Emmy, (ale też żony i dziecka architekta), to wszystko spowodowało, że książkę czytałam błyskawicznie i z dużym zaangażowaniem. Moja ciekawość jak zakończy się ta historia osiągnęła najwyższy poziom. I choć niektóre fragmenty, szczególnie te w pierwszej połowie książki, mogą być niezrozumiałe i wydawać się zastanawiające, to wszystko bardzo dobrze się ułoży na końcu. Zalecam cierpliwość.

Książka wyrwała mnie z mojego kilkutygodniowego zastoju czytelniczego. Pochłonęła i spowodowała, że zaczęłam się zastanawiać nad kilkoma sprawami. Czy taki inteligentny dom, który można sterować smartfonem jest ludziom rzeczywiście potrzebny?  Czy wystrój domu można ograniczyć do ścian i niezbędnych przedmiotów pomijając "bibeloty" czy inne "ozdobniki"? Do czego doprowadzi budowanie miast składających się z takich budynków? I wiele jeszcze innych pytań cisnęło mi się na usta, ale nie będę Was już więcej zasypywać moimi wątpliwościami. Ciekawa jestem tylko, do jakich pytań Was nakłoni ta pozycja.

Bardzo polecam.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

środa, 5 lipca 2017

Dziewczyna z daleka. Magdalena Knedler

TYTUŁ: Dziewczyna z daleka
AUTOR: Magdalena Knedler
WYDAWNICTWO:Wydawnictow Novae Res
GATUNEK: polska literatura współczesna
stron: 378

zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Książka ta należy to tego rodzaju lektur, po które sięgam najchętniej. Czyli musi zawierać kilka elementów: okres przedwojenny, druga wojna światowa, trudne wybory, wątek teraźniejszy przeplatany wspomnieniami, tajemnice rodzinne i zaskakujące zakończenie. 
I w tej pozycji znalazłam to wszystko. Tylko to zakończenie... Powinien być jakiś odgórny zakaz niepozwalający tak kończyć powieści...

Wątek współczesny można opowiedzieć w kilku słowach. Do prawie stuletniej Nataszy przyjeżdża młody Anglik. Z babcią przebywa jej wnuczka, Lena Rajska. Pojawienie się Pana Adamsa wprowadza zamęt w życiu kobiet. Jaki? Natasza będzie musiała opowiedzieć historię swojego życia i wyznać prawdę. Bolesną prawdę.

Wątek wspomnieniowy to właśnie ta historia opowiadana przez staruszkę. Historia, która zaczyna się w latach trzydziestych na Wileńszczyźnie, a kończy w 2016 roku w Polsce.

Nie będę streszczać fabuły. Bo nie w tym rzecz.
Opiszę tylko kilka kwestii, na które ja zwróciłam uwagę.

95 lat. Piękny wiek. A czy kiedyś zastanawialiście się na tym, że długowieczność może być rodzajem kary? Karą za grzechy. Że można nie chcieć żyć, a musieć nieść niechciany bagaż wspomnień? Mnie się zawsze wydawało, że móc dożyć stu lat, to świetny moment w życiu. Ale po tej książce nie jestem już do tej myśli przekonana.

Miłość. Jak wielką ma moc? Do czego może skłonić człowieka? A gdzie leży granica pomiędzy miłością i nienawiścią? A zemsta z miłości? Czy można kochać tak bardzo, że nie można wybaczyć  zdrady i chcieć śmierci? Tak na marginesie powiem tylko: tego Tadeusz Winiewicza to jakbym dorwała w swoje łapki... Dla mnie to skurwiel do kwadratu i ani na chwilę nie wzbudził we mnie cieplejszych uczuć. Ani razu.

Gorset konwenansów i norm społecznych. Czy można nie chcieć być bogatą i mieszkać w dworku? Czy marzyć o innym życiu to grzech? Czy można zostawić wszystko i żyć jak się chce i nie oglądać się na rodzinne zobowiązania? Z nie wiadomych mi przyczyn bardzo współczułam Natalii.

Jak to jest być dzieckiem ojca - polskiego ziemianina z Kresów Wschodnich i matki pochodzącej z berlińskiej rodziny bankierów i mieć wujka w NSDAP? Mieszkać w Polsce, w której w 1939 roku wybucha wojna? Tożsamość narodowa to jednak ważna rzecz.

Ile w stanie jest człowiek znieść? Głodu, zimna, tęsknoty? Czy człowieka można złamać?  Wiele tygodni w pociągu, potem katorżnicza praca, paraliżujący mróz, wszechogarniająca tęsknota. Czytanie o takich warunkach w lipcu to nie jest jednak dobry pomysł. Miałam "gęsią skórkę"...

Książka to spowodowała u mnie gonitwę myśli. Zawsze, kiedy czytam takie historie, to zastanawiam się, co ja bym zrobiła na miejscu bohaterki. Jakich wyborów bym dokonała? Czy potrafiłabym żyć w kłamstwie i z poczuciem winy? Czy miałabym odwagę wyznać prawdę? Mnóstwo pytań. A to lubię w czytanych lekturach.

Podsumowując.

"Dziewczyna z daleka" ma u mnie, w sumie, 3 minusy:
- za bardzo rozwleczony początek,
- okładka nie pasuje mi do treści,
- i to nieszczęsne zakończenie, na które się nie godzę.

Plusy:
- historia, która wyciska łzy i chwyta za serce,
- wspaniała lekcja historii,
- opowieść daje powody do wielu przemyśleń,
- napisana w taki sposób, który nie pozwala odłożyć książki.

Czyli polecam szczerze.

Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

poniedziałek, 3 lipca 2017

Terpeutka. Bernadeta Prandzioch

TYTUŁ: Terapeutka
AUTOR: Bernadeta Prandzioch
WYDAWNICTWO: Dom wydawniczy Rebis
GATUNEK: kryminał
stron: 306

Zdjęcie użytkownika Izabela Kurasik-Gwarda.
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

Debiut.
Bardzo emocjonujące zdarzenia w życiu każdego piszącego. No właśnie! W życiu autora to z pewnością ważna chwila. A dla czytelnika? 
I tu pojawia się pytanie: czy sięgacie po debiuty? Chodzi mi szczególnie o pierwszy krok na rynku wydawniczym naszych rodzimych autorów. Ja zawsze, kiedy widzę kolejny debiut, to przypominają mi się słowa Mikołaja Reja, że "Polacy nie gęsi i swój język mają". Ja to powiedzenie trochę przekręcam i sobie powtarzam, że "Polacy nie gęsi i swoich świetnych autorów mają".
I tak jest w tym wypadku. Bernadeta Prandzioch. A któż to? Pierwsze widzę i słyszę. A na okładce napisali: "Nowy głos w polskiej powieści kryminalnej". A do tego wydał to Dom Wydawniczy Rebis. Jeden z moich ulubionych wydawców. Pomyślałam, że spróbuję. Dam szansę autorce i przeczytam. Choć bez obiekcji się nie obyło...

Zaczyna się jak tani erotyk klasy Ż. Opis, który może zniechęcić takich sceptyków jak ja. Pani Psycholog i przygodny seks. I już na początku sobie myślę, że to nie dla mnie. Ale kiedy w ogrodzie gabinetu, w którym pracuje Pani psycholog zostają znalezione zwłoki dziecka, to zaczyna mnie coraz bardziej intrygować.
I choć przygodny seks i "pakowanie się" w związki bez przyszłości mnie wkurzały, to wraz z rozwojem akcji coraz bardziej rozumiałam bohaterkę. Marta Szarycka, rzeczona Pani Psycholog, zostaje wciągnięta w wir wydarzeń, które każą zmierzyć się z przeszłością. Tak w skrócie można przedstawić tematykę. A co z resztą?

Autorka dobrze prowadzi fabułę. Czyta się szybko, zwroty akcji powodują zaciekawienie, wątki z przeszłości zgrabnie wplecione w teraźniejszość, zakończenie zaskakujące, choć dla mnie ciut przewidywalne. 

Autorka jest z wykształcenia psychologiem. Jest to ważna informacja, bo i bohaterka książki jest psychologiem. I ten fakt bardzo uwiarygodnił główną postać. Niewielka dawka informacji z zakresu psychologii podana w sposób lekkostrawny dla laika. To duży plus. 

Akcja, która rozwija się niespiesznie, zaciekawia wraz z przewracanymi kartkami. Gdzieś po połowie stron ciężko już mi było odłożyć książkę. Lekkość pióra autorki sprawiła, że szybko chłonęłam treść.

Nie chce zdradzać do końca fabuły. Napiszę tylko, że mnie, jako matce, ciężko czytało się niektóre fragmenty. Macierzyństwo, jako temat niby poboczny, ale jednak, dla mnie bynajmniej, bardzo istotny. Polecam uwadze.

Podsumowując:
* lekkie pióro zapewnia szybkie czytanie,
* zagadka intrygująca,
* kulisy pracy psychologa podane w sposób przystępny,
*zakończenie zaskakujące,
*wątek poboczny, a może główny?, dający do myślenia.

Jak dla mnie jest to debiut bardzo udany. Nie powalił na kolana ani nie wywołał efektu wow! Ale dobrze się czytało.
Z pewnością sięgnę po kolejną książkę autorki, aby sprawdzić, w jakim kierunku podąża jej rozwój.

Polecam.


Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek

sobota, 1 lipca 2017

Obrazki. Myślenie jest erotyczne. Post tylko dla dorosłych

TYTUŁObrazki
AUTOR: Myślenie jest erotyczne
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Novae Res
GATUNEK: współczesna literatura kobieca
stron: 109

Egzemplarz recenzyjny dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res

Zdjęcie autorskie Iza w labicynice książek


To jest post tylko dla dorosłych! Jeśli rumienisz się, kiedy słyszysz słowa seks, orgazm czy nabrzmiałe sutki, to nie czytaj dalej|! To teks dla ludzi z otwartym umysłem...

Ale kto jest autorem? Myślenie jest erotyczne? Pseudonim?
Znalazłam na Facebboku profil. I co tam jest napisane? 
"Jestem autorem. Książką. Blogiem. Piszę dla kobiet i o kobietach. Nie wyłączając z tej interakcji mężczyzn. 
Czyli nic tak naprawdę nie wiemy o autorze/autorce. Ale to dobrze czy źle? Mnie to trochę ekscytuje, ale i przeszkadza. Lubię poczytać o autorze, kiedy już skończę książkę.

Ale...

Chciałabym umieć tak pisać! Tak pięknie ubierać myśli i emocje w słowa! Tak! Zazdroszczę! Bo to tematyka bardzo delikatna i ciekawa jednocześnie. Proza na granicy poezji z wyczuciem i taktem o bardzo intymnych sprawach.

"Obrazki" to zbiór krótkich form. Zbiór myśli. Nie ma tu akcji w potocznym tego słowa znaczeniu. Niby nic się nie dzieje, ale... Czyta się z przyjemnością i zaciekawieniem. Czasem nawet z rumieńcem...

"Robiła się wilgotna, patrząc na nich. Dwa męskie ciała, dwoje męskich ust i dwa języki połączone w pocałunku tak delikatnym, tak pięknym..."

"Perwersyjność to luksusowa dziwka"

"Bezpruderyjność jest atrakcyjna, tu nie ma wątpliwości. (...)"

"Będzie mnie odkrywał jak dziewicę, choć oboje dobrze wiemy, że dziewicze w tej sypialni są wyłącznie moje myśli".

Najlepszych "kąsków" nie przytoczę. Poszukajcie sami.

Można czytać w samotności, ale można też czytać partnerowi do ucha.

Można czytać w ubraniu albo bez.

Można robić przerwy aby wprowadzać przeczytany tekst w czyn...

Można rozlewać % w szkło albo na partnera...

Można wszystko, jeśli partner na to zezwoli.

Nie czytam erotyków. Po książce z cyfrą 50 w tytule, unikam tego typu książek jak ognia. Po tej lekturze zmieniam zdanie. Można pięknie pisać o orgazmach i innych emocjach? Można! I ta książka jest tego przykładem.

Dla mnie jest to lektura do wielokrotnych powrotów. Do delektowania się na każdym etapie życia. Bez względu na doświadczenie i wiek. 

Polecam szczerze.



PS Tak książka jest jak idealny drink: rewelacyjnie smakuje w trakcie czytania/picia, a kiedy skończysz, to jesteś w świetnym nastroju...
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek