TYTUŁ: Ferma blond
AUTOR: Piotr Adamczyk
WYDAWNICTWO: Agora SA
GATUNEK: thriller
STRON: 536
DATA PREMIERY: 23 maja 2018
Zdjęcie autorskie Iza w labiryncie książek |
To moje drugie spotkanie z autorem i kolejne bardzo udane.
Czytając "Dom tęsknot" nie od razu potrafiłam wczuć się w tę książkę. Wielki ze mnie niecierpliwiec. I z tą było podobnie. Czytałam z zaciekawieniem, ale i też ze zniecierpliwieniem, i pytaniem na ustach: "o co autorowi chodzi?". Aż w pewnym momencie... Nie mogłam odłożyć książki...
Adamczyk podjął niesamowicie ciężki temat. Lebensborn. I jednocześnie bardzo ciekawy.
I od razu napiszę wprost: kłaniam się nisko autorowi za zgłębienie tematu. Mnie się wydawało, że temat znam. Autor udowodnił, że się mylę.
Akcja dzieje się dwutorowo. Współcześnie i podczas drugiej wojny światowej. W Polsce i w Niemczech. To lubię.
Wątek wojenny bardzo rozbudowany. Przedstawienie idei istnienia Lebensborn, zasady funkcjonowania, skutki i wiara w skuteczność tej organizacji przedstawione rewelacyjnie. Dla osób, które pierwszy raz stykają się z tą problematyką to będzie niesamowicie ciekawa przygoda.
Wątek współczesny. Jak najczęściej się zdarza u mnie: mniej istotny.
Kiedy akcja zaczyna dziać się w Łodzi i okolicach, padają nazwy Piotrkowska, Zgierska i Helenówek, to książka stała się dla mnie nieodkładalna. Znam Łódź i oczami wyobraźni widziałam opisywane miejsca. Duże brawa dla autora!
Adamczyk poruszył w swej książce wiele ciekawych tematów. Ja zwróciłam uwagę na handel obrazami. Wszystko co czytałam o malarstwie i malarzach było interesujące. Czasami w trakcie czytanie przeszukiwałam zasoby internetu w celu sprawdzenia pewnych informacji. Lubię to.
Przez większość książki męczyło mnie pytanie: jak mogło do tego dojść? Jak powstał pomysł "produkcji" nadludzi? Jak to się stało, że tyle osób dało się omamić tą ideą? Sama byłam, jako dziecko, niebieskooką blondynką i gdybym się urodziła w latach 30 XX wieku... aż boję się pomyśleć...
I teraz moment komiczny... Nie znając tematyki książki, a oglądając okładkę i tytuł miałam wrażenie, że ta książka będzie o jakieś fermie z modelkami. Które są malowane przez artystów. Sama się z siebie śmieje. Ale cóż, skojarzenia...
I po raz kolejny autor zmusił mnie do przemyśleń. Nad macierzyństwem, genami, polityką i Niemcami. Musiałam od nowa przemyśleć kilka kwestii. Wiele dzieci zostało porwanych z krajów podbitych przez Rzeszę i oddanych do zniemczenia. Co z nimi teraz? Kiedy dowiedzą się, że całe życie funkcjonowali jako Niemcy, a nagle może się okazać, że są... no właśnie: kim?
Mnóstwo pytań, a niewiele odpowiedzi.
W moim odczuciu najgorsze jest to, ze tak mało wiemy o tej organizacji. Wiele tematów zostało pokryte zasłoną milczenia... Żyje tak niewiele świadków tamtych wydarzeń. Tak mało jest dowodów.
Podsumowując: ciekawie przedstawiona tematyka Lebensborn, interesująco wplecione wątki o malarstwie i handlem dziełami sztuki, plastyczny język, sporawa dawka humoru, ale i refleksji, napięcie i zaciekawienie zbudowane tak, że trudno odłożyć książkę, a po zakończeniu czytania powieść nie przestaje "siedzieć w głowie".
Jednym słowem: POLECAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz