TYTUŁ: Uciekinierzy.
AUTOR: Diney Costeloe
WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka
GATUNEK: powieść
To tego typu książek zawsze podchodzę z pewną niepewnością. Powieści osadzone w bardzo konkretnych realiach i przywołujące znane fakty historyczne, a przedstawiające historie pewnej rodziny czy społeczności powinny oddawać rzeczywistość opisywanych czasów. Szczególnie te, które pokazują okres wojenny czy inny szczególnie bolesny, czy emocjonalny. Dla mnie wyjątkowym okresem jest dwudziestolecie międzywojenne i druga wojna światowa. Od książek, których akcja dzieje się w tych okresach wymagam wyjątkowo dużo. Dlatego, patrząc na tę okładkę (dla mnie zbyt cukierkową), miałam obawy czy autorka sobie poradzi.
Akcja rozgrywa się w latach 1937-1939. Poznajemy Ruth i Kurta Friedmanów oraz ich czwórkę dzieci. W życie wchodzą ustawy norymberskie (uchwalone w 1935 roku) i zaczynają obowiązywać rozporządzenia wykonawcze do tych ustaw. Zostają wprowadzane zakazy i ograniczenia dotyczące Niemców wyznania mojżeszowego. Kurt zostaje aresztowany, a jego sklep spalony. Zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Ruth zostaje z czwórką dzieci bez dachu nad głową i bez środków do życia. Co zrobi? Czy uda jej się ocalić siebie i swoją rodzinę?
Akcja pokazana jest z trzech perspektyw: więzionego Kurta, zrozpaczonej Matki i nastoletniej córki piszącej dziennik. Każda z tych relacji różni się od pozostałych i pokazuje inne spojrzenia na bardzo skomplikowane sprawy. Kurt martwi się o rodzinę, o której nic nie wie odkąd jest w obozie, Ruth jak zapewnić jedzenie i schronienie dzieciom, a nastolatka opisuje to, co widzi, choć nie do końca rozumie otaczającą rzeczywistość.
Dla mnie ważne w tej powieści były trzy aspekty.
Autorce bardzo dobrze udało się oddać atmosferę opisywanych wydarzeń. Narastający niepokój, paraliżujący strach, działania aparatu władzy, ale też zwykłych obywateli zastraszanych i szantażowanych. Pokazane, ale nieosądzane dają powody do zastanowienia: co ja bym zrobiła w takim wypadku?
Walor emocjonalny. Jako matka czytałam z ciężkim sercem. Mam świadomość, że opisywane wydarzenia mogą poruszać i autorka dobrze zagrała na tej wrażliwej nucie. Rozpaczliwe sytuacje i niewyobrażalne wybory przyprawiały o łzy w oczach. W moim odczuciu udało się jej jednak uniknąć kiczu i taniej sensacji. Zrobiła to z dużym wyczuciem czasu i sytuacji.
Dla mnie dużym plusem jest poruszenie tematyki sprawy Kindertransportów, akcji ratunkowej podjętej kilka miesięcy przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej w wyniku której 10 tys. (!!!) dzieci żydowskich udało się wywieź do Wielkiej Brytanii. 10 tys. dzieci opuściło swoje rodziny i wyjechało SAME do Wielkiej Brytanii. Po wojnie większość z nich nie odnalazła swoich rodzin. Opisywane wydarzenia związane z tą akcją słabo są opisywane w literaturze. Albo ja się z nimi nie spotkałam. A warte są poświęcenia im większej uwagi.
I na koniec jeszcze jedna sprawa. Ja zwróciłam największą uwagę na to narastanie nastojów antysemickich. Bo przecież Niemcy nie obudzili się któregoś pięknego dnia i nie powiedzieli: od dziś tępimy Żydów. To był proces, który trwał LATAMI.
I tylko zakończenie nie przypadło mi do gustu. Dlaczego? A to już musisz przeczytać sama/sam.
Podsumowując: w zalewie publikacji, które ostatnio się ukazują się na rynku wydawniczym, a które poruszają temat drugiej wojny światowej, to ta wyróżnia się pod wieloma względami. Nie skupia się na samych faktach historycznych, ale porusza wiele innych ważnych aspektów społecznych, psychologicznych i emocjonalnych opisywanych czasów.
Polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz