To już trzecia powieść tej autorki, którą przeczytałam. Słodycz zapomnienia bardzo przypadła mi do gustu, Dom przy ulicy Amelie była dla mnie przeciętna, więc byłam bardzo ciekawa jak ta amerykańska pisarka poradziła sobie z tą powieścią.
Wypunktuję plusy i minusy, bo ja nie umiem ocenić jej jednoznacznie.
Akcja toczy się dwutorowo: w latach czterdziestych we Francji i współcześnie. Zabieg przeprowadzony udanie. Przechodziłam płynnie i nic nie zgrzytało.
Fabuła poprowadzona tak, że trudno odłożyć książkę. Autorka tak kończyła rozdział, że od razu chciałam czytać dalej. Udało się jej rozbudzić moją ciekawość i zainteresowanie akcją.
Temat tajemnic rodzinnych to jeden z moich ulubionych. Tutaj Harmel udało się mnie wodzić za nos bardzo długo. Nie odkryłam tajemnicy głównej bohaterki, ale od pewnego momentu zaczęłam się domyślać. A autorka i tak mnie zaskoczyła zakończeniem.
Duży plus ode mnie za pokazanie pracy winiarzy w Szampanii. Dużo ciekawostek i informacji o życiu hodowców i uprawie winogron. To samo dotyczy francuskiego ruchu oporu. Autorka nie przygniotła czytelnika wiadomościami historycznymi, ale dała ich tyle, aby pobudzić zaciekawienie do własnych poszukiwań. Lubię bogate tło historyczne, tutaj było go mało, ale uważam, że więcej, akurat w tej powieści, nie było potrzebne.
Część bohaterów polubiłam, a część nie. Lubię taki zabieg, gdzie bohaterowie są bardzo różnorodni i nie dają się jednoznacznie zaszufladkować. Polubiłam szczególnie jedną starszą panią z wątku współczesnego, która pomimo ciężkich przeżyć potrafiła cieszyć się życiem.
Dużym plusem jest też to, że autorka potrafi pisać tak, aby wywołać emocje. Łzy wiele razy stawały mi w oczach. Potrafi też tak opisywać wydarzenia, że zastanawiałam się wielokrotnie co ja bym zrobiła na miejscu bohatera książki. Mam w zwyczaju nie oceniać decyzji ludzi, którzy żyli w tak ekstremalnym czasie, jakim jest wojna. I tu też nie oceniałam, ale wiele razy przerywałam czytanie, bo musiałam kilka spraw przemyśleć. A to sobie cenię w czytanych lekturach.
Minusy też się znalazły.
Główna bohaterka części historycznej doprowadzała mnie do szału swoją infantylnością i naiwnością. Miałam ochotę potrząsnąć nią i powiedzieć: kobieto! Jest wojna!
W wątku współczesnym motyw romansowy, jak dla mnie, zbyteczny. A może ja po prostu nie lubię takich historii rodem z harlequina? Rzecz gustu.
Pewne sytuacje i dialogi bardzo sztuczne i naciągane. Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie się tak do siebie zwracali.
Powieść, według mnie, stylizowana jest na wojenny romans. Przynajmniej ja ją tak odebrałam. Patrząc na okładkę, zapowiedzi i reklamę. To jest duży minus. Bo, podkreślam: dla mnie, ma ona drugie dno i porusza wiele innych istotnych kwestii. Chociażby miłość do ojczyzny, istotę tożsamości czy poczucia winy.
Podsumowując: ciekawa powieść z kilkoma minusami. Nie umiem jej jednoznacznie ocenić. Jedynie co mogę napisać to to, że warto przeczytać i sprawdzić, czy damy się jej porwać, czy rzucimy w kąt. Używając kolokwializmu napisze tylko: taka se.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz