TYTUŁ: Dzieci stamtąd. Nawet ptaki umilkły
AUTOR: Arlette Cousture
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo WAM
GATUNEK: literatura obyczajowa
Czerwiec, rok 1939. W powietrzu czuć wojnę. W Krakowie mieszkają Pawulscy: Tomasz, profesor historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, z żoną Zofią, nauczycielką gry na fortepianie. Wraz z nimi trójka dzieci: Jurek, lat 17, Janek, lat 10 i Ela, lat 12. A rodzina ma się jeszcze powiększyć... We wrześniu 1939 roku Niemcy zajmują Wawel.
Tak zaczyna się ta historia. Od razu napiszę i nie będzie to chyba żadną tajemnicą, że powieść tą można podzielić na dwie części: wojenną i powojenną.
Autorka jest Kanadyjką. I chce to wyraźnie napisać: Pani Arlette wykonała kawał dobrej roboty. Jak na osobę spoza europejskiego kręgu kulturowego i osobę, która nie była uczestnikiem opisywanych wydarzeń bardzo wiernie oddała realia życia w Krakowie podczas okupacji niemieckiej. Czytałam z uwagą i nie znalazłam nic, co mogłabym zakwestionować. Ale historykiem nie jestem...
Fabułę można przedstawić w sposób następujący: rodzina Pawulskich mieszka w Krakowie i tam ich zastaje wojna. Próbują na różne sposoby przeżyć kolejny dzień. Niestety, nie wszystkim będzie dane ocaleć. Kto przetrwa i będzie musiał odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, to już musicie dowiedzieć się z książki.
Moją uwagę zwróciły dwie sprawy. Po pierwsze to, że autorka skupiła się na emocjach bohaterów i zrobiła to w bardzo dobry sposób. Na więzach rodzinnych, na nienawiści do wroga, na radzeniu sobie z otaczającą rzeczywistością, na poczuciu osamotnienia czy potrzebie bliskości. Nie ma w tej powieści akcji pędzącej niczym huragan i nie ma niesamowitych zwrotów akcji. Są wielkie tragedie i małe chwile szczęścia. Są chwile, w których łza się w oku kręci i momenty, że uśmiechamy się pod nosem. Przeżywamy z bohaterami radość z zakończenia wojny i niepewność w nowym kraju. Wszystkie te emocje odczuwałam razem z rodziną Pawulskich.
Drugi wątek, który czytałam z zaciekawieniem, to miłość do muzyki. Każdy członek tej krakowskiej rodziny grał na jakimś instrumencie. To grą wyrażali smutek, miłość, żal. W czasie okupacji umilali sobie wieczory wspólnym koncertowaniem. A w czasach powojennych muzyka była tym, co łączyło ich z nieżyjącymi członkami rodziny i opuszczonym krajem. To instrument na którym grali, był jak przyjaciel, któremu mogli się wyżalić poprzez grę i jak rozdzierająca serce pamiątka po świecie, którego nie ma. Bardzo ciekawie to autorka przedstawiła.
Ta powieść dla tych, którzy doceniają spokojne lektury. Przynajmniej tak ja to odczuwałam podczas czytania. Czytałam powoli, nie chcąc żeby się skończyła. Wielokrotnie zastanawiałam się nad wyborami bohaterów i dyskretnie ocierałam łzy. Ta pozycja utwierdziła mnie, że moje wyznawana zasada "nigdy nie trać nadziei" ma jednak rację bytu. Choć z drugiej strony, lektura ta pokazała, że moje stwierdzenie, że "przeżyć wojnę to duże szczęście" jednak nie zawsze jest prawdziwe.
Mam jednak kilka uwag odnośnie tej książki. Ale są one na tyle drobne, że nie warto o nich wspominać. Ale mam jedno ALE, którego nie mogę przemilczeć. Mam duże zastrzeżenia odnośnie osoby, która robiła korektę tej powieści. Takiej ilości przeoczonych błędów, to ja jeszcze nie widziałam: kropki i przecinki żyją swoim życiem, duża czy mała litera na początku zdania też nie ma znaczenia dla pani korektorki, literówki to aż oczy bolą: "on" czy "ona", "do" czy "od", co za różnica. Jak dla mnie: jeden wielki minus dla wydawnictwa.
Reasumując: bardzo ciekawa i wciągająca powieść o losach krakowskiej rodziny w czasie wojny jak i po jej zakończeniu.
Polecam.
Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale bardzo mnie zaintereosowałaś!
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie. Ja trafiłam na nią przypadkiem, ale było warto przeczytać.
OdpowiedzUsuń